John le Carré, a właściwie David John Moore Cornwell, były agent SIS zadenuncjowany przez samego Kima Philby’ego, na swą najnowszą książkę kazał czekać swoim czytelnikom aż dwa lata. Znając jego wcześniejsze dokonania byłem przekonany, że cierpliwość zostanie sowicie wynagrodzona, toteż bacznie wypatrywałem wszelkich wieści z księgarskiego frontu, nie zważając na to, że te wytęsknione, długo wyczekiwane książki zazwyczaj przegrywały konfrontację z brutalną rzeczywistością. Kiedy Bardzo poszukiwany człowiek pojawił się na rynku, czym prędzej pogrążyłem się w lekturze mając nadzieję na wyborną, literacką ucztę. Kończąc tę dość tandetną kulinarną analogię nadmienię tylko, że wraz z kolejnymi, łapczywie pochłanianymi kęsami wiedziałem, że to danie będę wspominał jeszcze przez długi czas.
Podczas swojej służby w brytyjskich służbach specjalnych, le Carré pracował przez długi czas w Hamburgu i to właśnie w tym mieście umieścił akcję swojej najnowszej książki. Jeden z jej bohaterów zwykł mawiać, że jest to miejsce, które wręcz przyciąga wszelkiej maści terrorystów, kusząc swą bezkrytyczną tolerancją i otwarciem na inność. W tym etnicznym kotle każdy wszak może idealnie wtopić się w obraz miasta za wszelką cenę usiłującego odkupić dawne przewiny. Po 11 września, gdy okazało się, że Hamburg był punktem zbornym dla grupy samobójców dowodzonej przez Attę, służby specjalnie baczniej zaczęły przyglądać się cudzoziemcom. Każdego mahometanina traktowano jak potencjalną bombę z opóźnionym zapłonem, zaś chodzenie do meczetu tożsame było z wciągnięciem na listę pieczołowicie tworzoną przez informatorów policyjnych, gęsto zaludniających ławy świątynne. Istniały po temu powody – pamięć zamachów w Madrycie i Londynie była jeszcze świeża, zaś udostępnianie baz wojskowych Amerykanom oraz poparcie udzielone
Izraelowi podczas wojny z Libanem windowało Niemcy na szczytowe miejsca potencjalnych celów fundamentalistów.
Właśnie do tego specyficznego miasta trafia człowiek, który zachowuje się jak uosobienie Myszkina z Idioty Dostojewskiego. Issa jest nielegalnym imigrantem, zbiegiem, który, przeszedłszy kaźń rosyjskich i tureckich obozów, przybył do Niemiec, by studiować medycynę, pomagać ludziom i czcić swojego boga. W zasadzie niczego więcej nie pragnął, ale to i tak było stanowczo zbyt dużo. Kiedy tylko więc postawił swoje strudzone stopy na niemieckiej ziemi, zaczęła się nim interesować komórka wywiadu wewnętrznego, sprawnie dowodzona przez starego wygę, prawdziwego psa gończego, Gunthera Bachmanna, dla którego szpiegostwo stanowiło jedyne możliwe powołanie i sens życia zarazem. Niestety, nie tylko niemieckie służby specjalne zwróciły uwagę na skatowanego, wychudzonego, uduchowionego nieszczęśnika wierzącego w to, że w Hamburgu odnajdzie szczęśliwy kres swej gehenny. Nieszczęśnika coraz bardziej pogrążającego się w bagnie obcego, niepojętego dlań świata, rozpaczliwie wyciągając dłoń ku każdemu, kto mógłby go
wesprzeć. Na jego nieme błaganie odpowiedziała młoda prawniczka pracująca dla Azylu Północ, organizacji pomagającej przedstawicielom „wyklętego ludu ziemi” w załatwieniu wiz i odnalezieniu swego miejsca w nowych realiach. Była idealistką dążącą do tego, by widzieć w swej pracy przede wszystkim człowieka, a nie martwe paragrafy, przemożnie wierzącą, że jest w stanie powstrzymać system i uratować człowieka, dla którego ratunku już praktycznie nie ma. Kiedy los postawi na ich drodze brytyjskiego bankiera, na gruzach swego małżeństwa wypatrującego znikłej gdzieś za horyzontem smugi cienia, rozpocznie się nierówna walka o ocalenie przed deportacją dużego, bezbronnego, dwudziestokilkuletniego dziecka, które zamiast dzieciństwa przeszło przyspieszoną edukację bólu, cierpienia i zniewolenia.
W Bardzo poszukiwanym człowieku Le Carre opisuje chory świat, drenowany przez narastający strach, mający swoje korzenie w wydarzeniach z 11 września. Świat, w którym na porządku dziennym jest proces myślowy: muzułmanin – fundamentalny islamista – dżihadysta – terrorysta, ergo wróg publiczny numer jeden, którego należy zwerbować lub zlikwidować, uprzednio popracowawszy nad nim w miejscach takich jak Guantanamo, Abu Ghraib czy Bagram. Tutaj „wyższą konieczność” przedkłada się ponad jednostkę, prywatne utopie nie mają racji bytu, a niektóre pojęcia należy czym prędzej redefiniować, bowiem dotychczasowe rozumienie wierności, wolności, miłości czy prawdy stało się niepraktycznym archaizmem.
Bohaterowie, którym przyszło walczyć o swoje ideały w tym przytłaczającym uniwersum, nakreśleni są pewną, mocną kreską, ale przecież nie sposób się temu dziwić, wszak wyszli spod pióra autora Wiernego ogrodnika. W części z nich odnajdziemy cechy postaci znanych z poprzednich książek le Carré’a, jednak będą to reminiscencje na tyle subtelne, że nie kładą się cieniem na ogólnym odbiorze najnowszej jego powieści. Moim zdaniem autorowi najlepiej udała się kreacja postaci Bachmana, człowieka, który usiłuje ogarnąć bałagan narastający w skonfliktowanych, targanych wewnętrznymi sprzecznościami strukturach niemieckiego wywiadu, gdzie lewicowi euroentuzjaści stale biorą się za łby z - utuczonymi dzięki wrześniowej hossie na wywiadowczym rynku - neokonserwatystami dryfującymi ku amerykańskim „jastrzębiom”. Sytuację w służbach specjalnych le Carré zawsze potrafił oddać wprost wybornie, gorzej bywało z opisywaniem uczuć i emocji targających głównych bohaterów, z czym autor czasami sobie nie do końca radził. Tak
też jest w Bardzo poszukiwanym człowieku, czemu nie pomaga kulejące momentami tłumaczenie, którego efektem są „kwiatki” w stylu: „I podczas gdy on przeglądał wydruki z lekkim zdziwieniem, bo przecież jeszcze mu nie wytłumaczyła, o co chodzi, jeszcze nie zdążyła, znów z wesołą miną zanurkowała do plecaka i tym razem wydobyła zeń niezrealizowany czek na pięćdziesiąt tysięcy euro, za który znowu uznała za stosowne mu podziękować, a zrobiła to tak wylewnie, że przestał czytać o doktorze Abdullahu, więc oboje się roześmiali, patrząc sobie prosto w oczy, do czego normalnie by nie dopuściła, ale z Brue mogła, ponieważ mu ufała, poza tym to ona śmiała się głośniej, niż on, póki wreszcie nie opanowała się i dla przyzwoitości nie sprawdziła, jak wygląda, oczywiście, znowu w lustrze”. Na szczęście zarówno takie potworki stylistyczne, jak i literówki, pojawiają się dość rzadko.
Bardzo poszukiwany człowiek jest powieścią wyciszoną, stonowaną, liryczną, bez nadmiaru fajerwerków i efekciarstwa. Jej siła drzemie przede wszystkim w z pozoru nieistotnych scenach niosących ogromny ładunek emocji, jak na przykład ta, kiedy Issa i Annabel po raz pierwszy wchodzą do nowego domu. Autorowi udało się uniknąć dydaktyzmu i tanich chwytów, a zarazem skierować oskarżycielskie ostrze pióra ku tym, którzy nakręcają spiralę strachu, żywią się nim i przedkładając polityczne imperatywy ponad moralność, zdolni są do najbardziej plugawych czynów skryci pod sloganami „racji stanu”. Niewiele jest książek, po przeczytaniu których jeszcze długo siedziałem bez ruchu, wpatrując się w ostatnie zdania – zapewniam, że ostatnia powieść le Carré’a do nich należy i raczej nie sposób o niej prędko zapomnieć.