Prawdę mówiąc, zaczynając czytać Fakultet marzeń niewiele wiedziałam o Valerie Solanas. Tyle tylko, że była radykalną amerykańską feministką i próbowała zastrzelić Andy’ego Warhola. Nie miałam pojęcia jakie rzeczywiście były jej poglądy, z czego wynikały i dokąd ją doprowadziły, nie wiedziałam nic o jej pisarstwie czy, tym bardziej, tragicznym życiu. Książka Strindsberg, choć nie jest publikacją na temat życia i poglądów Valerie, rozbudza apetyt na to, aby wiedzieć więcej, poznać fakty, okoliczności, konsekwencje.
„Fakultet marzeń nie jest biografią, tylko literacką fantazją, zainspirowaną życiem i twórczością zmarłej w 1988 roku Amerykanki, Valerie Solanas. Niniejsza książka nie dochowuje wierności nawet tym nielicznym faktom, jakie znamy z życia Solanas. Wszystkie postacie występujące w powieści powinny być zatem traktowane jako fikcyjne, na czele z samą Valerie” – pisze autorka we wstępie. Mamy więc do czynienia z powieścią: pulsującą, urywaną, spazmatyczną i po trosze chorą, tak jak jej główna bohaterka. Niechronologiczny sposób prezentacji wydarzeń, połączenie narracji dramatycznej z epicką, poetyckiej z reportażową sprawia, że materia języka doskonale wprowadza nas w świat, w jakim mogła żyć główna bohaterka.
A był to świat zniszczonego dzieciństwa, naznaczonego molestowaniem przez ojca, poniżającej dorosłości, która dla Valerie rozpoczęła się w wieku piętnastu lat, kiedy to dziadek wyrzucił ją z domu i dziewczyna zaczęła żyć na ulicy. Żebraczka, prostytutka, w końcu narkomanka, która zawsze uważała się za artystkę. Z pomocą państwa amerykańskiego ukończyła studia psychologiczne, miała nawet możliwość pracy naukowej na uniwersytecie. Zamiast tego wolała jednak wyjechać do Nowego Jorku i spróbować szczęścia jako wolnomyślicielka, feministka i artystka. Udało jej się poznać Andy’ego Warhola, który zainteresował się jej sztuką „Up Your Ass” i Maurice’a Girodiasa z Olimpia Press, który z kolei dał jej zaliczkę na przyszłą powieść. Valerie bywała w Fabryce Warhola i za wszelką cenę chciała stać się jej częścią. Pragnęła być „jedną z tych dziwek i narkomanek, które spędzały czas na czekaniu, aż Andy je zauważy i zrobi z nich dzieło sztuki”. Na chwilę jej się to udało, zagrała nawet w filmie Warhola „I, Am a Man”,
ale uwaga artysty była nietrwała i zmienna. Valerie szybko znowu stała się nikim i w akcie rozpaczy, zemsty, a może, jak sama mówiła, z nudów, próbowała zabić artystę. Spędziła potem kilkanaście lat w szpitalach psychiatrycznych, ponieważ stwierdzono u niej osobowość schizofreniczną ze skłonnością do paranoi i depresji. Czy Valerie rzeczywiście była szalona? A może szalony był świat, w którym przyszło jej żyć? Albo było to po prostu twórcze szaleństwo, wynikające z bólu istnienia, tragicznych doświadczeń, życiowych dramatów jej i jej bliskich.
Strindsberg: narratorka i autorka, nie ocenia Valerie. Traktuje ją z wyjątkową czułością. Jak małe zagubione dziecko, które zostało skrzywdzone przez życie i zepchnięte w świat szaleństwa. Valerie chciała wierzyć, że jej dzieciństwo było szczęśliwe. Że matka jej nie porzuciła, ojciec nie molestował, a kolejni ojczymowie nie traktowali jej jak piątego koła u wozu. Wierzyła w to, że będzie profesorem albo prezydentem, w sumie co za różnica. W końcu zrozumiała, że jest prawdziwą artystką, pisarką, myślicielką, która ma do przekazania kobietom słowo prawdy. W przełomowym dla niej roku 1968 napisała i opublikowała Manifest SCUM (Society for Cutting Up Men), w którym radykalnie orzekła, że społeczeństwo powinno likwidować jednostki męskie, a kobiety muszą być samowystarczalne zarówno pod względem ekonomicznym, społecznym, jak i emocjonalnym czy rozrodczym.
Radykalizm Solanas wynikał z głębokiej nienawiści, jaka ją napędzała, a jednocześnie wyniszczała. Valerie nienawidziła mężczyzn, którzy wykorzystywali jej ciało, nienawidziła kobiet, które uważała za puste i głupie. Nienawidziła państwa, które ją ograniczało, wpychało w ramy tej gorszej grupy społecznej. W końcu znienawidziła Warhola, który pogrzebał jej nadzieje na zostanie artystką. Radykalizm życia doprowadził do radykalizmu poglądów, a to z kolei popchnęło ją na skraj szaleństwa. Strindsberg w znakomity sposób potrafiła oddać emocje i myśli, poglądy i lęki swojej bohaterki. Liczne powtórzenia, pomieszanie wspomnień, marzeń i faktów sprawia, że możemy sobie chociaż w małym stopniu wyobrazić, co mogło dziać się w głowie Valerie Solanas. Dlaczego była tak kontrowersyjna, nieprzewidywalna, szalona i niebezpieczna. A dla wszystkich, których apetyty na bliższe poznanie feministki-ousiderki zaostrzą się po przeczytaniu książki, polecam film Mary Harron „I shot Andy Warchol” z Lili Taylor w roli Solanas.