Opasłe tomy, będące „rewelacyjnym debiutem” i zapoczątkowujące wielotomowe cykle fantasy, budzą moją instynktowną nieufność. Bo jeśli moje odczucie „rewelacyjności” będzie się różniło od odczucia autora, to rozpoczynając lekturę pierwszego tomu (i kontynuując – następnych), być może skażę się na tygodnie przebywania w świecie, który będzie mnie męczył, zamiast wciągać, wśród bohaterów, których przygody będą mnie nudzić zamiast pasjonować. Staję więc przed hamletycznym dylematem: „Czytać, czy nie czytać? – oto jest pytanie!”. Zwykle obawy niestety się potwierdzają i moja nieufność wobec „rewelacyjnych” pierwszych tomów wzrasta. Zdarza się jednak, że rozpoczęta z obawą lektura staje się odkrywaniem nie tylko nowego magicznego świata, ale i świeżego spojrzenia na naszą rzeczywistość. Nie tylko przeglądem wykazu przygód drużyny bohaterów, ale i studium ludzkich emocji, postaw i charakterów. Nie tylko poznawaniem zlepka pomysłów dotyczących stosunków społecznych, religii i magii, ale całkowitym zanurzeniem
się w oryginalnej, bogatej i spójnej kulturze, sięgającej korzeniami do rdzenia odwiecznych ludzkich mitów i wierzeń. Taka właśnie jest lektura powieści Cień w środku lata. W kameralnej scenerii miasta Saraykeht rozegrał Abraham skomplikowaną intrygę, godną samurajskiej tragedii Kurosawy. Skąd to porównanie? Otóż kultura powieściowego świata w dużym stopniu przypomina tradycyjną kulturę japońską – z bogactwem rytuałów, znaczeniem każdego gestu, poczuciem honoru, wyrafinowaniem i... okrucieństwem. A także – ukrywaniem w sobie prawdziwych uczuć.
„Zamknięcie w odosobnieniu części siebie – szczególnie części wstydliwej – daje tej części władzę nad całą resztą” – mówi jedna z postaci powieści, „andat” – będący „przełożeniem idei w kształt związany z wolą”. Owo przekonanie, że to, co ukryte, ma nad nami władzę, zdaje się dominować we wszystkich wątkach fabuły. I to zarówno jeśli chodzi o poszczególnych bohaterów, jak i o całe społeczeństwo. Wolne miasta „khaiem” zawdzięczają swoją pozycję i powodzenie „poetom”, którzy dzięki wewnętrznej sile potrafią posługiwać się istotami o nadprzyrodzonych zdolnościach zwanymi „andat”. Oczywiście prawda o tym jest ukryta przed niepowołanymi. Podobnie, jak prawda o każdym z grona bohaterów. W typowej fantasy byliby to zapewne młodzi herosi, podążający ścieżką magicznego czy wojowniczego rozwoju. W powieści Abrahama takich nie znajdziemy, choć najbardziej zbliżony do tego wzorca wydaje się uczeń „poety” Maati. Ale sam „poeta” Heshai nie radzi sobie z ciążącą na nim odpowiedzialnością i szuka pocieszenia w trunkach.
Wśród pierwszoplanowych postaci jest też Amat, zarządzająca domem handlowym, zwana przez niektórych „babcią”. Jest też Otah – młodzieniec, który odrzucił możliwość zostania „poetą” i jako prosty robotnik ukrywa się pod fałszywym nazwiskiem. Jest też jego kochanka Liat, marząca o lepszym życiu dla niego i dla siebie. I jest jej wiekowy szef, angażujący się w niebezpieczne kombinacje, które mogą zmienić postać świata.
Ci bohaterowie, wraz z całą galerią drugoplanowych, odgrywają istotne role w kolejnych odsłonach dramatu. Ich przeżycia i emocje nadają wiarygodność zawiłościom intrygi, której wielu elementów również w typowej fantasy raczej nie spotykamy (niuanse ekonomii, kwestia aborcji, funkcjonowanie domów publicznych). Wszystko to powoduje, że całość dzieła stanowi interesujące połączenie prozy psychologicznej z kryminałem, umieszczone w egzotycznej scenerii i przyprawione garścią przygód, romansów i niesamowitości. Wiele więc wskazuje, że i trzy kolejne tomy cyklu będą lekturą godną uwagi, a nie wzbudzającą obawy...