„Człowiek nie ma władzy nad nicością. Nie potrafi z niczego zrobić coś. Ale potrafi dokonać większego cudu: ze zła wyprowadzić dobro. Potrafi w świecie kłamstwa stworzyć prawdę, w świecie zabijania zasiać życie, w świecie zdrady powołać do istnienia wierność” – pisze ks. Józef Tischner, a ja czytając po raz kolejny te słowa uświadamiam sobie, jak bardzo się za nim stęskniłam. Ile razy mój wzrok zatrzymuje się na grzbietach, stojących na półce książek jego autorstwa, tyle razy myślę, że jest w tekstach autora „Myślenia według wartości” coś niebywałego. One ciągną do góry. Przypominają czytelnikowi, że jest potencjalnym dobro-czyńcą. Mobilizują. Dowartościowują.
Tischner zauważał: „W życiu religijnym jest sprawą niesłychanie ważną, by słowo zaspokajało ludzki głód”. Niedawno na rynku wydawniczym pojawiła się pozycja, która może być na taki głód odpowiedzią. Wiara ze słuchania – bo o niej mowa - to zapis kazań, jakie ks. Tischner głosił w latach 1980-1992 w starosądeckim klasztorze sióstr klarysek. Dlaczego warto sięgnąć po tę pozycję? Z tych samych powodów, dla których wciąż warto wracać do lektury Tischnera. By spojrzeć na to, co nas otacza z innej perspektywy; takiej, którą samemu trudno byłoby uzyskać. Znów zachwycić się tym, że autor Świata ludzkiej nadziei jest absolutnie wolny od mentalnego dogmatyzmu i że jest stale gotów szukać człowieka na szlakach, na których błądzenie zdaje się nie mieć końca.
Wiara ze słuchania to lektura, którą warto czytać nieśpiesznie. Uchwycić się pojedynczej myśli, przepuścić przez swoją wrażliwość. „Bóg patrzy na nas poprzez historię naszej miłości” – pisze Tischner. Innym razem zauważa: „Dobra nie można zabić. Dobro zabite w piątek w niedzielę z martwych powstanie”. Kiedy indziej podpowiada: „Gdy człowiek nie wie, co robić, sumienie mówi mu tylko jedno: szukaj”. Gdy zsynchronizujemy się z rytmem, w jakim ks. Tischner snuje rozważania chociażby na temat dni, w których „ludzkie sprawy się nie mieszczą”, nagle okaże się, że jesteśmy na orbicie spraw najważniejszych. I że odkrywają się przed nami przestrzenie zapomniane. Tischnera czyta się z poczuciem, że on zna historie naszych zwątpień, ucieczek i zmarnowanych szans, a mimo to patrzy na nas jakoś tak czule.
„Są takie spotkania z Bogiem, w których człowiek nagle, spotykając Boga, czuje się lepszy od samego siebie. Czuje, że może więcej, niż mu się dotąd wydawało. To są te spotkania betlejemskie: te spotkania, dzięki którym człowiek wyrasta ponad samego siebie, staje się lepszym, niż się mu wydawało”. Pragnienie, by ludzie chcieli siebie przekraczać, stale daje o sobie znać w filozoficznej i kapłańskiej działalności ks. Tischnera. Przedmiotem jego częstych rozważań jest też problem wolności. Uznawał, że w rozedrganej rzeczywistości nigdy dość uświadamiania, że wolność może być wewnętrzną rzeczywistością, jeśli tylko „zechce nam się chcieć”. Często powtarzał: „Nic nie musisz, wszystko możesz. Jeśli chcesz to możesz”. Także w zbiorze kazań Wiara ze słuchania czytamy: „Można Boga wybrać i można Boga nie wybrać. Jeśli Boga nie wybierzemy, nie będzie Go wśród nas. Jest w tym odkrycie i wielkie dowartościowanie naszej wolności. Bóg jest wśród nas na miarę naszego wyboru”.
Jako że rozważania w tym tomie pochodzą przede wszystkim z lat 80. nie brak w nich odniesień do ówczesnej sytuacji politycznej; Tischner nawołuje do „wyzwalania się spod codziennego kłamstwa”. W czasie kazania, głoszonego w Wigilię 1984 roku, mówi: „Przyszliśmy tutaj z chorymi duszami. Z duszami postrzępionymi podejrzliwością, wzajemnym oskarżeniem, postawą odwetu. Przyszliśmy tutaj z polskiej beznadziei. Ale nie powinniśmy tacy wyjść. Trzeba, żebyśmy wyszli inni, odrodzeni, ze zdrowymi duszami. Z duszami odnowionymi, ze światłem Bożym w sercu, z Bożą potęgą w duszy. Trzeba, abyśmy w ten polski kraj wnieśli Tego, który chce być między nami. A będzie o tyle, o ile Go wybierzemy. A jeśli Go nie wybierzemy, nie będzie”. O tym, jak ważna dla Tischnera jest kwestia ludzkiej wolności mówi nam częstotliwość, z jaką do tej kwestii wraca. Także w Wierze ze słuchania kapelan Solidarności zauważa: „Bóg nie przychodzi do człowieka jako przemoc, która go zmusza do czegokolwiek (…) Na tym polega wielkość Boga, że
człowiek może, jeżeli chce”. Przyznam, że autor Księdza na manowcach zaskoczył mnie, gdy opowiadając o tym, z czego w kraju nad Wisłą mamy prawo być dumni, niespodziewanie zapytał: „Zastanówmy się: gdybyśmy mieli podziękować, podziękować za Polskę, komu byśmy szczególnie podziękowali?” No właśnie, komu? Do Tischnera wraca się jak do domu. Wiara ze słuchania nie zaskakuje. To wciąż ten sam Tischner, który rozmyślał nad „Miłością niemiłowaną” i „nieszczęsnym darem wolności”. Jak dobrze.