„Najlepszy na boisku. Najlepszy w piciu“. Pamiętam, że w takimi słowami zachęcano mnie do obejrzenia filmowej biografii Georga Besta. Również Terry Eagleton, który raczej na temat piłki nożnej wypowiada się sceptycznie (w 2010 roku uznał piłkę nożną za współczesną wersję „opium dla ludu“) nie omieszkał przywołać anegdotki o słynnym piłkarzu, znanym nie tylko z licznie strzelanych goli, lecz również zamiłowania do pięknych kobiet i mocnych trunków. Podobno gwiazdor Manchester United, leżąc w objęciach jakiejś ślicznotki, usłyszał od hotelowego boja, następujące pytanie: „George, kiedy to wszystko poszło w złą stronę?“. Czyż w podobny sposób nie można skomentować dziejów teorii kulturowej, która jest główną bohaterką tej książki?
Teoria kulturowa, jak niegdyś George Best, prowadzi podwójne życie. Z jednej strony, uchodzi za szczyt humanistycznego wyrafinowania, odwołując się chociażby do tradycji strukturalizmu, marksizmu, czy psychoanalizy; z drugiej jednak strony, znajduje upodobanie w badaniu artefaktów kultury popularnej, sprawiając wrażenie zajęcia pozbawionego większego znaczenia, wręcz błahego. Wreszcie teoria kulturowa, jak zmarły przed siedmioma laty piłkarz wydaje się mieć swoje najlepsze lata dawno za sobą i mówiąc dosadnie, sprawia wrażenie, kolejnego trupa. Terry Eagleton nie jest jednak sentymentalistą; nie opłakuje przesadnie zmarłego, nie wzdycha za czasami przedteoretycznymi, lecz w zgrabny i błyskotliwy sposób dokonuje syntezy dziejów teorii kulturowej. Co z niej zostało oprócz irytującego żargonu? Dlaczego teoria kulturowa już nie rozkwita? I tutaj lewicowy myśliciel wraca do Arystotelesa , nie zapominając przy tym, co nauczyciel Aleksandra
Macedońskiego sądził o niewolnikach i kobietach. Jednak Stagiryta był esencjalistą, co w praktyce oznacza doktrynę „złotego środka“. Dlatego teoretyk kulturowy nie może pławić się w przyjemnościach jak piłkarski gwiazdor, ani dać się nabrać przez Lady Macbeth, że czasy teorii i zadawania pytań fundamentalnych dawno minęły, a teoretycy powinni zajmować się czymś innym niż teoretyzowaniem, podcinając gałąź na której siedzą. Zatem brytyjski filozof łaje teoretyków kulturowych za awersję do prawdy absolutnej oraz miałkie rozumienie moralności. Dopiero wtedy przystępuje do konstruowania materialistycznej etyki, podkreślając tym samym odmienność swojego stanowiska, zarówno względem postmodernistycznych antyteoretyków, jak też względem krytykujących tych ostatnich, konserwatystów.
Terry Eagleton kwitnie, dowodząc, że krytyczne myślenie oraz błyskotliwa zadziorność idą ze sobą w parze. Kto wie, czy zdradzający pewność siebie i felietonową nonszalancję styl Brytyjczyka nie przypomina postawy słynnego piłkarza „Czerwonych diabłów“, który w swoich najlepszych czasach był nie tylko królem strzelców, lecz również bożyszczem bankietów? Podobnie autor Końca teorii klarownie przekonuje do swoich racji, wykonując dobrą robotę, a jednocześnie potrafi swojego czytelnika w zuchwały sposób rozbawić, porównując chociażby biblijny obraz Boga w jednym akapicie do genialnego przedsiębiorcy (wszak cała sztuka polega na tym, aby zrobić coś z niczego), charakternej gwiazdy rocka (awantury o dietę i inne drobiazgi) oraz krzyżówki mafiosa z primadonną (niebezpieczna dla otoczenia drażliwość). Przykład jeden z wielu. Jak dla mnie, bardzo dobra pozycja, lewicowa alternatywa dla nierównego * Przewodnika po kulturze nowoczesnej dla inteligentnych* Rogera Scrutona , czy też hołubionego przez konserwatystów * Umysłu zamkniętego* Allana Blooma .