Jack Reacher to żandarm wojskowy w stanie spoczynku, cierpiący na patologiczną wręcz niechęć do stabilizacji życiowej i stanowiący antytezę praworządnego obywatela USA (w jego CV, zamieszczonym na 7 stronie każdego tomu serii, czytamy: „Czego nie ma: prawa jazdy, prawa do zasiłku federalnego, zwrotu nadpłaconego podatku, dokumentu ze zdjęciem, osób na utrzymaniu”; dokładnie rzecz biorąc, dokument już ma, bo zaostrzone po 11 września przepisy zmusiły go do wyrobienia paszportu i założenia konta w banku, ale to i tak niewiele zmieniło jego podejście do życia… ), odludek (tylko raz wytrwał dłużej w związku z kobietą, trudno też powiedzieć, żeby miał przyjaciół, a już o życiu towarzyskim nie ma mowy), twardziel i brutal. Tudno powiedzieć, żeby było za co go polubić; a jednak w jakiś sposób budzi sympatię czytelnika, może dlatego, że podobnie jak nieustraszeni szeryfowie z westernów, jak Brudny Harry – niezapomniane filmowe wcielenie Clinta Eastwooda - używa swoich kontrowersyjnych metod wyłącznie w obronie
prawa. Albo kogoś słabszego, skrzywdzonego, niesłusznie oskarżonego. A okazji do tego ma aż nadto, bo zawsze w dziwny sposób los podprowadza go w miejsca, gdzie dzieje się coś złego…
W Jutro możesz zniknąć, trzynastym z kolei tomie serii, Reacher ma zamiar przejechać kilka przystanków nowojorskim metrem. O tej porze wagony są prawie puste. W przedziale, do którego wsiada, jest zaledwie pięcioro pasażerów. Czworo wygląda dosyć zwyczajnie, za to na widok piątej osoby natychmiast przychodzi mu na myśl wyuczona przed laty instrukcja rozpoznawania terrorystów-samobójców. Kobieta w czerni wydaje się tak zdesperowana, że Jack postanawia zapobiec katastrofie: przedstawia się jako policjant i rozpoczyna negocjacje. Domniemana zamachowczyni wyjmuje rewolwer i strzela… do siebie. Skoro tylko do siebie, to po rutynowym przesłuchaniu świadków policja powinna zakończyć sprawę. Ale nie kończy, nie dość tego, pojawiają się kolejne osoby i instytucje, pragnące uzyskać od Reachera coś, czego nie ma i nigdy nie miał, i zbadać jego wiedzę na temat osób, których nazwiska słyszy pierwszy raz w życiu. A brat denatki, policjant z prowincji, nie może uwierzyć, że siostra popełniła samobójstwo. I
oczywiście Jack – jak zawsze – postanawia dociec, co się naprawdę wydarzyło, nie przeczuwając (a właściwie przeczuwając, ale dbając o to tyle, co o zeszłoroczny śnieg), w jakiego kalibru sprawę się miesza i z jak niebezpiecznymi wrogami będzie miał do czynienia…
Jeżeli ktoś zechce zarzucić Childowi powtarzalność i przewidywalność schematu akcji, będzie miał rację.To się zawsze tak samo zaczyna – przypadkowe wydarzenie, chęć pomocy komuś albo tylko obecność w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze, konflikt ze stróżami prawa – i tak samo kończy (bo przecież póki autor nie postanowi zakończyć serii, Reacher będzie musiał z kolejnych opresji wychodzić cało, a przynajmniej bez większego uszczerbku na zdrowiu i bez potrzeby „kwarantanny” za kratkami!).
Jeśli zechce wytknąć mu nieco przekombinowaną intrygę – też będzie miał rację.Nie chciałabym zdradzić więcej, niż ujawnił wydawca w nocie na okładce, więc nie mogę wyjaśnić z detalami, dlaczego tak uważam. Jest to wszystko spójne, jest tak obudowane detalami, by zdawało się prawdopodobne – ale mimo wszystko… momentami się z tego robi jakiś James Bond…
I jeśli będzie miał autorowi za złe ponadprzeciętną – nawet jak na tę serię i na ten rodzaj literatury – zawartość scen drastycznych i brutalnych, także będzie miał rację. Co prawda nawet w klasycznych kryminałach nobliwej lady Agathy Christie czasem trup padał gęsto, a tutaj i czasy inne, i gatunek nieco odmienny, więc dalszy wzrost śmiertelności z przyczyn nienaturalnych można zrozumieć… ale tu liczba zwłok tudzież ciał żywych, lecz poważnie uszkodzonych, przekracza mój próg tolerancji, a jeszcze bardziej przekracza go odsetek tej liczby, będący bezpośrednim skutkiem działań Jacka. No, wiem, obrona własna usprawiedliwia… jednak jakiś osad nieprzyjemny pozostaje…
Ale rację będzie miał też czytelnik, który zauważy plusy tej powieści: wartką akcję, zwalniającą jedynie wtedy, gdy trzeba zagłębić się w szczegółach obmyślanych przez Reachera ruchów albo przedstawić scenerię danego epizodu; precyzyjne dopracowanie tych właśnie szczegółów, czy to chodzi o namierzanie ukrywającego się przeciwnika, czy bezpośrednie starcie; sugestywną narrację, dzięki której trudno oderwać się od czytania; przewijające się między wierszami gorzkie refleksje na temat praworządności pewnych amerykańskich instytucji czy też polityki światowych mocarstw i jej wpływu na losy (nie tylko własnych) obywateli…
Dlatego też, choć Jutro możesz zginąć pozostaje nieco w tyle za „Nieprzyjacielem” czy „Poziomem śmierci”, nadal jest to lektura warta zainteresowania (oczywiście dla miłośników gatunku, bo jeśli ktoś w ogóle thrillerów kryminalnych nie lubi, nawet dwukrotnie większa porcja zalet nie pomoże).