Dwóch mężczyzn: Erlend Loe i Petter Amundsen. Pierwszy, to norweski pisarz i scenarzysta, drugi to prawdziwy człowiek renesansu parający się sprzedażą żelatyny, nauką narciarstwa, grą na giełdzie i organach. Czternaście spotkań i dosyć kontrowersyjna teza udowadniana mozolnie przez kilkaset stron: w pierwodrukach dzieł Szekspira zostały zakodowane informacje, z których wynika, iż takowy dramaturg nie istniał, a autorem wszystkich arcydzieł sztuki dramatycznej był Francis Bacon. Co więcej, zdekodowanie tych wskazówek doprowadzić może do skarbu zakopanego w latach 20. XVII wieku na wyspie Oak, u wybrzeży Nowej Szkocji.
Jakie inne odkrycia przyniosły spotkania konsultanta w Norweskim Funduszu Filmowym z pasjonatem F. Bacona? Odpowiedzią jest książka, będąca zapisem rozmów obu panów, posiadająca nieco barokowy tytuł: Organista, Szekspir, przeklęta wyspa i legendarne rękopisy.
- To mi trochę trąci ekstrawagancją, żeby się wyrazić delikatnie - powiada Erlend, ale daje się ponieść entuzjazmowi i pasji Petera, który do swoich odkryć doszedł bardzo żmudną drogą tropienia błędów, literówek czy też akapitów w pierwodrukach Szekspira.
Amundsen nie jest pierwszym, który wątpi w istnienie geniusza dramaturgii angielskiej i jak wielu innych przed nim doszukuje się ukrytych znaczeń w pojedynczych zdaniach czy literach sztuk. Niemiłosiernie pobazgrane przez organistę rękopisy ujawniły szokującą prawdę, którą ten postanowił ogłosić światu: „Chciałem tylko podzielić się z innymi wspaniałymi odkryciami. Chciałem pokazać światu, jaki może być fantastyczny. I że epoka przygód jeszcze nie jest za nami”.
To, czy mu uwierzymy, wydaje się kwestą drugorzędną, fascynująca jest natomiast wędrówka, której podejmujemy się podążając za słowami Petera, którego skomplikowany tok rozumowania przyprawia czasami o ból głowy. Tak jak Erlend staramy się nadążyć za wielowątkowymi wywodami. W niektóre miejsca w pierwodruku wpisane są figury geometryczne, więc organista z zapałem liczy wartości kątów, stosunki długości boków. Szaleństwo? To dopiero początek – na scenę wkraczają bowiem konstelacje gwiazd, a są one niezmiernie ważne, gdyż wyznaczają mapę do skarbu. Niestrudzony Peter czerpie kolejne teorie z Biblii, kabały, wolnomularstwa i różokrzyżowców, a nawet kart tarota.
Lekturę może utrudniać nieco fakt, iż całość spisana jest w formie wywiadu. Czytelnicy spodziewający się akcji w stylu Kodu Leonarda da Vinci mogą być zawiedzeni statyczną formą Organisty. Jednak ta forma zdaje egzamin, pozwalając jednej stronie na wyrażanie wątpliwości, a drugiej na obronę swoich tez. Powoli między rozmówcami nawiązuje się nić sympatii, a rezerwę zastępuje ciekawość i zrozumienie. Stajemy się świadkami wymiany myśli dwojga ludzi, powolnego budowania więzi między pełnym pasji szaleńcem i pełnym wątpliwości realistą. To także historia namiętności, którą można zarażać innych, nawet tych najbardziej sceptycznych.
Lektura Organisty była świetną, choć niełatwą rozrywką. Również z powodu pięknego wydania książki: szczególnie urzekają reprodukcje stron pierwszego folio. Ale otrzymujemy także reprodukcje obrazów, rzeźb, map nieba czy też zdjęcia z wyprawy na wyspę Oak, częściowo umieszczone na osobnych, kolorowych wkładkach. Godna polecenia książka.