Nie da się ukryć, że James Patterson należy do czołówki amerykańskich autorów powieści sensacyjnych z elementami kryminału czy też thrillera. Jego twórczość to wyjątkowo silnie skondensowana dawka emocji i napięcia zgrabnie opakowana w krótkie rozdziały, mające w założeniu to szalone tempo jeszcze potęgować. Niestety w Rejsie pozostał tylko jeden element charakterystyczny dla autora – krótkie rozdziały. Fabuła wydaje się być interesująca – rodzina Dunne - złożona z matki, wiecznie zapracowanej lekarki Katherinne i trójki jej dzieci wybiera się w dwumiesięczny wakacyjny rejs. Jak na złość, już od samego początku wycieczka okazuje się być pełna nieoczekiwanych wydarzeń – awarie, sztorm, wreszcie eksplozja. Rozbitków poszukuje straż przybrzeżna, jednak bez skutku. Rodzina Dunne'ów będzie zmuszona zmagać się nie tylko z żywiołem, własnymi słabościami, ale także z osobą, która zrobi wszystko, by żaden z rozbitków nie uszedł z życiem z feralnego rejsu. To oczywiście pozwoli zjednoczyć ludzi, którzy na skutek
różnych życiowych zdarzeń odsunęli się od siebie i naprawić nadwątlone rodzinne więzy.
Wydawca chyba posunął się za daleko, zdradzając w notce wszystkie szczegóły dotyczące fabuły powieści, niewątpliwie psując element zaskoczenia, co w przypadku tego typu historii jest szczególnie niefortunne. Pomijając jednak powyższe, lektura pewnie i tak niewiele straciła na tym, że dużą część akcji można poznać jeszcze przed jej rozpoczęciem. Wydaje się bowiem, że Patterson odcina kupony od swojej popularności i specjalnie się nie przemęczył przy pisaniu Rejsu. Powstała bowiem lektura dla naprawdę mało wymagającego czytelnika. Historia jest prowadzona w sposób banalny i mało realny, pomysł na niezłą sensacyjną lekturę został niestety zmarnowany. Książka jest przewidywalna do bólu, bohaterowie jakoś nie do końca przekonujący. Pewnie gdyby ktoś inny był autorem powieści, można byłoby te rozmaite potknięcia i nie najwyższy poziom wybaczyć, ale w tym przypadku jest to chyba niemożliwe. Jeżeli następne powieści autora mają wyglądać tak samo, lepiej byłoby, gdyby wydawał je pod pseudonimem. Rozczarowanie z
pewnością byłoby mniejsze.