Trwa ładowanie...
recenzja
10-08-2015 13:59

Ten (nieomylny?) węch…

Ten (nieomylny?) węch…Źródło: Inne
degx9vg
degx9vg

Nasze czasy jakoś wyjątkowo sprzyjają literaturze sensacyjnej i kryminalnej; starsi czytelnicy pamiętają zapewne takie lata, kiedy w księgarniach zajmowała ona jedną malutką półeczkę, a i to nie zawsze do końca zapełnioną – dziś przeważnie okupuje potężny regał albo i kilka. Nowi autorzy i nowe serie (nierzadko – celowo? – bardzo do siebie upodobnione graficznie) mnożą się jak grzyby po deszczu, a praktycznie każda powieść anonsowana jest w cytowanych na okładce fragmentach recenzji prasowych jako znakomita, doskonała, zasługująca na przeczytanie przez każdego miłośnika gatunku, dorównująca „X” (tu jakiś znany tytuł), jedyna w swoim rodzaju itp. Wybór w tej sytuacji nie jest rzeczą prostą – trzeba się zdać na intuicję albo na podpowiedzi oblatanych w temacie znajomych; cudze rekomendacje mogą co prawda okazać się zawodne, bo wiadomo, de gustibus…etc., niemniej jednak zdarza się, że właśnie dzięki nim wyłowimy okaz niezbyt nachalnie reklamowany, a mimo to wart przeczytania.

Na przykład „Psy gończe”, drugą z wydanych u nas powieści norweskiego autora Jørna Liera Horsta. Podobnie jak wielu innych twórców literatury kryminalnej, i on zdecydował się realizować swoje pomysły w formie cyklu powieściowego ze stałym/prawie stałym miejscem akcji i jednym głównym bohaterem. A ten bohater, znów zgodnie z trendem dominującym w skandynawskich (i nie tylko) kryminałach, to nie żaden superglina z umysłem Lincolna Rhyme’a, aparycją i sprawnością fizyczną Philipa Marlowe’a i staroświecką dystynkcją Williama Murdocha, tylko człowiek z krwi i kości, który bywa zmęczony, poirytowany, może się wahać, wątpić i popełniać błędy. William Wisting, kiedy go poznajemy, jest po pięćdziesiątce, ma dwoje dorosłych dzieci i partnerkę, z którą się związał w jakiś czas po śmierci żony. W policji pracuje od ponad 30 lat, z czego zdecydowaną większość w dochodzeniówce, gdzie zyskał sobie opinię sumiennego śledczego, sprawiedliwego szefa i dobrego kolegi. Ale to właśnie on – będąc odpowiedzialnym za cały zespół,
którym swego czasu kierował – musi stawić czoła oskarżeniu o sfałszowanie dowodu w sprawie o morderstwo. Rzecz to niebagatelna, bo domniemany winowajca siedzi już siedemnasty rok, a że ów dowód był jedynym pewnym w całej masie poszlak, będzie musiał być zwolniony jako niesłusznie skazany (cóż z tego, że Wisting i wszyscy inni, którzy zajmowali się tą sprawą, są głęboko przeświadczeni o jego winie?) i zapewne zechce domagać się odszkodowania. Policjanci z Larviku zaś utracą kredyt zaufania, zwłaszcza jeśli sprawę opisze na pierwszej stronie poczytna gazeta, w której – tak się złożyło – pracuje córka Williama, Line. Młoda dziennikarka ma nadzieję, że uwagę od jej ojca odwróci reportaż o tajemniczym zabójstwie, którego zagadkę postanowiła zacząć rozpracowywać na własną rękę; jeszcze nie wie, że wkrótce trop powiedzie ją do rodzinnej miejscowości, a w pewnym momencie splecie się z innym tropem, niezmiernie ważnym dla sprawy sprzed wielu lat…

Horstowi udało się zachować sensowną proporcję pomiędzy wątkiem głównym a wątkami i motywami pobocznymi (np. relacjami między Williamem a jego partnerką Suzanne, czy też scenami z redakcji „Verdens Gang”), dzięki czemu „Psy gończe” mimo ładnie naszkicowanego tła nadal pozostają kryminałem, a nie powieścią obyczajową, w której zagadka kryminalna chwilami usuwa się z centrum pola widzenia pod natłokiem prywatnych spraw bohaterów. Bardzo dobrze ukazane zostały uczucia i przemyślenia Wistinga, który czuje się dotknięty oskarżeniem i związanym z nim zawieszeniem w czynnościach – wie przecież, że on sam w żaden sposób nie naruszył prawa – ale jeszcze bardziej przeżywa fakt, że ktoś z jego ekipy postąpił w sposób niezgodny z etosem policjanta. Z drugiej jednak strony doprowadziło to do skazania groźnego przestępcy, który, gdyby nie został uwięziony, mógł był popełnić jeszcze niejedno morderstwo. Byli tego pewni… ale co, jeśli wszyscy się mylili? Czy on jako policjant mógłby żyć ze świadomością, że jego błąd
przyczynił się do wydania wyroku na niewinnego człowieka, a prawdziwy morderca nadal jest na wolności?

Jedyne, co się autorowi nieco mniej udało, to przydługa sekwencja śledzenia podejrzanego przez ekipę amatorów, nie jest to jednak mankament, który by mógł czytelnika zniechęcić do dokończenia powieści czy też do sięgnięcia po kolejną część cyklu (a raczej którąś z poprzednich, o ile wydawca zdecyduje się je opublikować, bo wydany w zeszłym roku „Jaskiniowiec” jest tomem dziewiątym – i jak na razie ostatnim – oryginalnej serii, zaś „Psy gończe” ósmym).

degx9vg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
degx9vg