Lekcje tańca na strychu
Mając za sobą dwa nieudane związki, Rosie rzuciła się w wir pracy: tańczyła, zdobywała nagrody, przyznawano jej członkostwo w najlepszych europejskich stowarzyszeniach zrzeszających instruktorów tańca, napisała też książkę. Jej brak pokory widoczny był na każdym kroku: nie nosiła przepisowej gwiazdy Dawida na ramieniu, fotografowała się w kawiarniach pod szyldami z napisem "Żydom wstęp wzbroniony" - nawet donos, który były mąż Rosie napisał do władz i pozbawił ją na krótko wolności nie powstrzymał dziewczyny przed udzielaniem lekcji tańca: ukradkiem, na strychu własnego domu. Wszystko to przestało mieć znaczenie, gdy ojciec dziewczyny trafił do obozu pracy w Heino. Wkrótce Rosie z matką także czekał obóz:
"Trafiłyśmy do Westerbork, obozu, przez który podobno przeszedł mój ojciec. Zaliczono nas do kategorii S (od Strafe, czyli kara), ponieważ nie usłuchałyśmy początkowego wezwania, by dobrowolnie zgłosić się do obozu. Powiedziano mi, że oznacza to, iż możemy się spodziewać natychmiastowej deportacji na teren Rzeszy. Krążyły pogłoski, że zmuszano tam ludzi do pracy ponad siły, a nawet zabijano. Ja zwykle dawałam sobie radę, ale dla mamy była to katastrofa. Bez względu na to, ile prawdy było w tych plotkach, musiałam się postarać, żeby zostawiono nas w Westerbork. Musiałam zwrócić na siebie uwagę, dowieść swej przydatności, wyróżnić się. Historie zasłyszane od Żydów, którzy uciekli z Niemiec przed wojną, nie pozostawiały wielkiego pola do popisu dla wyobraźni".