Jedna cecha łączy wszystkie kolejne książki cyklu Świata Dysku: są nieprawdopodobnie zabawne. Czasem śmiejemy się z humoru słownego, czasem z sytuacyjnego. Śmiejemy się ze stereotypów, ukazanych w krzywym zwierciadle paradoksu płaskiej ziemi, śmiejemy się z ludzkich typów zaludniających karty powieści Pratchetta, tak nam bliskich, bo spotykanych na co dzień, choć oczywiście w innej scenografii. Jednak dostarczanie zwykłej rozrywki, w czym autor jest mistrzem, przestało mu wystarczać.
Kosiarz jest jedną z powieści, w której najważniejsza bodaj postać cyklu - Śmierć - jest głównym bohaterem. W warstwie fabularnej Pratchett nie odbiega od średniej poprzednich książek - coś zaburza dziwaczną równowagę świata, znaczy się ten chaos, do którego mieszkańcy się przyzwyczaili i określają go mianem równowagi. Tym czymś jest strach Śmierci przed śmiercią. Ponieważ wszystko ma swój kres, Śmierć odgaduje, że istota wyższa, Azrael, również wydała wyrok i na niego. Zaprzestaje swojej normalnej działalności - ci, którzy powinni umrzeć snują się po świecie jako zombie, bądź przybierając inne formy. Powoduje to całkowitą destabilizację, więc kadra Niewidzialnego Uniwersytetu wraz z dziwnymi, bo nieumarłymi sojusznikami, stara się coś zrobić w tej sprawie, inaczej zalewające Ankh-Morpork życie doprowadzi do jego zagłady.
Odnoszę wrażenie, że Pratchett napisał Kosiarza jako efekt uboczny dręczących każdego człowieka myśli o nieuchronnym końcu, który dosięgnie każdego. Owszem, groteskowy Śmierć w ogrodniczkach zatrudniony na farmie jako żniwiarz musi śmieszyć, z drugiej jednak strony wzrusza scena, godna średniowiecznej księgi, gdy Śmierć wynosi z pożaru dziewczynkę, nie zgadzając się tym samym na niesprawiedliwość swojego istnienia. Rozważanie sensowności kresu nie kończy się bynajmniej na poruszaniu serca. Mag Windle Poons nie potrafi powiedzieć, jak przeżył sto trzydzieści lat, a dopiero śmierć pozwala mu na nadrobienie zaległości i życie pełną piersią.
Oswajanie śmierci poprzez śmiech stanowi istotną część naszej kultury, co więcej, jest niezbędne, aby strach przed nieuniknionym przestał mieć tak wielkie oczy. Śmierć odczuwający litość, który zanim wykona swój ponury obowiązek pochyla się nad nieszczęśliwą kobietą, aby ostatni dzień jej życia był jednocześnie najszczęśliwszym, wreszcie Śmierć, który jest przerażony swoim własnym kresem, uspokaja nas, pozwala przyłożyć do naszej egzystencji inną miarę. Co więcej, wielokroć przez karty powieści przewijają się postaci, które nie dostąpiły zaszczytu odejścia i to jest dopiero dla nich nieszczęście.
Przemycanie własnych przemyśleń o biegnącym nierówno dla wszystkich czasie, o celowości życia jako wyczekiwania na śmierć i kresu wszystkiego pogłębiło również poczucie humoru. Płaskie czasem dowcipy Pratchetta w tej książce właściwie się nie pojawiają, w każdym razie nie dotyczą głównego wątku. Dystans do świata i jego urządzenia w porządkujący go cykl początku i końca ułatwia uczestnictwo w tej zabawie. Co ciekawe, u Pratchetta nie spotyka się zła tkwiącego w ludziach. Mordercy, złodzieje, oszuści, głupcy jakich pełno w powieściach cyklu są tylko słabi i słabościom folgują, poza tym autor przykłada do nich inną miarę moralną, niż do nas - co jest o tyle usprawiedliwione, że Świat Dysku jest Ziemią w negatywie, również etycznym. Zło, które tam widzimy to chaotyczne nieznane, coś, co zaburza delikatna równowagę. Zazwyczaj Pratchett odbiera mu twarz, abyśmy nie mogli go nienawidzić, a jedynie się go bać. W Kosiarzu jest trochę inaczej - konkurent Śmierci do posady jest spersonifikowany, a sportretowany
jako zwyczajny okrutnik.
Zachowując pewne proporcje - bo powieść jest jak najbardziej prozą popularną - to najambitniejsza powieść cyklu, nie tracąca podstawowego waloru jakim jest humor, znakomity, godny najlepszych tradycji angielskich.