Tam, czyli wszędzie rozgrywa się akcja przepięknej powieści Doroty Terakowskiej. Tam, czyli wszędzie, ponieważ wszędzie życie pisze brutalne scenariusze, takie z chorobą i cierpieniem w rolach głównych. Wszędzie, bowiem na każdym krańcu ziemskiego globu żyją bardzo wrażliwe dziewczynki bardzo zapracowanych rodziców. Wszędzie, bowiem wszędzie zdarza się, że rzeczywistość wirtualna zastępuje tą właściwą – analogową, a poszukiwania twórcze przysłaniają to, co naprawdę w życiu ważne. I wreszcie, wszędzie, ponieważ wszędzie, zawsze, na zawsze każdy jeden człowiek potrzebuje opieki Anioła Stróża, który poprowadzi przez życie, tego, który otoczy opieką, wybierze najlepszą życia drogę, w chwilach smutku pocieszy. Tak się składa, że każdy potrzebuje pocieszenia i nadziei, potrzebuje swojego anioła. Każdy, nawet ten, który nie ma czasu zastanowić się nad fenomenem ich istnienia. Dokładnie o tym jest ta książka.
Kultura masowa brutalnie się z aniołami obchodzi ostatnimi czasy. Internet, a także okładki książek zdobią coraz częściej wizerunki skąpo ubranych kobiet ze skrzydłami. Straszą takie istoty bardziej niż zachęcają i z całych sił woła toto o pomstę do Nieba. Mnożą się bez ustanku artyści spod półki, co skrzydła przyprawią i twierdzą, że anioł. Skrzydła anioła nie czynią, podobnie jak rogi rogacza. Chmary aniołków egzystują sobie w najlepsze na walentynkowych pocztówkach, czy w postaci ozdóbek choinkowych. Jak to się wszystko ma do anioła, który stróżem ma mym być, przy mnie stać i do pomocy być? Korelacji nie stwierdza się. Można więc zgrzytać zębami ze złości, że anielskość się skomercjalizowała tak paskudnie, albo też sięgnąć po piękną opowieść „Tam, gdzie spadają anioły” i mieć w głębokim poważaniu wszystko to, co kultura popularna serwuje.
Wybrałam i przeniosłam się w … Właściwie, nigdzie się przenosić nie musiałam. Autorka nie prowadza czytelnika ścieżkami po niebiosach, a wręcz przeciwnie, stąpamy po twardej ziemi stykając się z bezpardonową walką dobra i zła symbolizowaną przez dwie niebiańskie istoty. Walczą na ubitej ziemi, nie na krańcach świata; walczą tuż obok, od wieków, czasem po prostu o tym zapominamy... Terakowska nie pisze sobie o jakiś tam anielskich zastępach na niebiańskich wysokościach. Wybiera jednego, konkretnego anioła i dziewczynkę, którą ten się opiekuje. Anioł Ave prowadzi tam, gdzie prowadzić dziecię należy i pilnuje, by przeszła po kładce, a nie wpadła do rzeczki. W ten sielankowy wizerunek anielskości wkrada się jednak brutalna rzeczywistość, w której każdy anioł ma swego złego bliźniaka, który tylko czeka by mu szkody narobić. Narobił, brutalnie i nieodwracalnie. Miast postaci ze skrzydłami i mocami, mamy kalekę, co ni człowiekiem, ni aniołem nie da się nazwać. Tu zaczyna się fabularny majstersztyk. Już nie
anioł, jeszcze nie człowiek i dziewczynka, która od tej pory nie ma anioła, a ma za to pecha okrutnego i wszelkie możliwe katastrofy i przykrości, jakie mogą spotkać kilkulatkę.
Gdzie jest jej anioł tymczasem? Bez mocy, bez skrzydeł i szans na spełnianie tego, do czego jest stworzony wegetuje w starej budzie jako bezdomny. My o tym wiemy, rodzice Ewy, bo tak ma na imię dziewczynka, nie wiedzą. W swoich na wskroś logicznych umysłach szukają przyczyn takiego stanu rzeczy. Gdy doktorzy zawodzą, a choroba wisi nad córką, gdy ludzka wiedza zdaje się być na nic, dopiero wtedy zaczynają szukać pomocy z niebios. A gdzie szukają anioła? Gdzie szuka się czegokolwiek w naszych czasach? W wyszukiwarce! Urocze są sceny, gdy owi sceptycy zaczynają szukać u angelologów pomocy, porady i wiedzy niezbędnej. Równie piękne, ale z innego powodu są sceny z okaleczonym aniołem w roli głównej; okaleczonym, a jednak wciąż silnym, ponieważ silny będzie dopóki są jeszcze ludzie, których stać na czynienie dobra i pomoc innym...
Powieść Doroty Terakowskiej jest naprawdę warta przeczytania. Z jednej strony to ciekawa historia, z drugiej to przypowieść o potrzebie miłości, o poczuciu bezpieczeństwa i świecie współczesnym, i życiu, które pędzi tak, że trudno wyhamować. Warto wyhamować. Pomyśleć o tych wszystkich dobrych rzeczach, które są wokół nas, o pięknie, które nas otacza i o tych wszystkich ludziach, którzy są wokół nas; tych szczęśliwych, tych potrzebujących także. Możliwe że, uczy Terakowska, oni właśnie stracili swego Anioła Stróża, lub, że to my właśnie powinniśmy zadania anioła wykonać. Drobny gest, serdeczny uśmiech urastają do czynów prawdziwie anielskich. W świecie, gdzie od wieków ścierać się będą anioły i ich przeciwieństwa – istoty mroku, należy pamiętać o tym, że nie jesteśmy sami, że jest ktoś, kto nie da nam tak po prostu zginąć. Czytam powieść po raz kolejny, a myśli układają się w słowa modlitwy: "Aniele Boży, stróżu mój, Ty zawsze..."