Narzekamy gremialnie na to, iż młodzi Polacy nie czytają, a co my tak naprawdę z nowości możemy im zaoferować - mówią bibliotekarze.
We Wrocławiu Biblioteka Wojewódzka do końca czerwca kupiła tylko 700 nowych książek. To i tak dobrze, bo co mają powiedzieć bibliotekarze z tzw. prowincji, gdy samorządy dają im pieniądze głównie na utrzymanie placówki, a na bieżące zakupy zostaje im miesięcznie 30 lub 50 zł, co i tak jest wersją nazbyt optymistyczną.
- Że jest źle, to bibliotekarze wiedzą od dawna, ale tak jak w tym roku, jeśli chodzi o zakupy, to już dawno nie było - mówią pracownicy działu gromadzenia zbiorów.
Katarzyna Grochola, Dorota Masłowska, Olga Tokarczuk, Paulo Coelho - o książki tych autorów pytają najczęściej wrocławianie w bibliotekach. Niesłabnącą popularnością cieszy się również Harry Potter.
Andrzej Tyws, dyrektor Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Rynku mówi, że coraz więcej osób szuka książek o Unii Europejskiej. Podkreśla też, że drugim hitem są książki z dziedziny prawa, ekonomii i socjologii.
Zmieniły się też gusty czytelnicze. O ile jeszcze niedawno trzeba było się zapisywać na Archipelag Gułag Sołżenicyna, to teraz takim rarytasem są książki Carroll'a, Wharton'a, Parsons'a, Rowling. Z klasyki czytany i wypożyczany jest Hesse, Bułhakow, Cortazar.
Dyrektor Biblioteki Wojewódzkiej ma często dylemat, czy kupić siedem książek popularnego autora, po które za kilka miesięcy nikt nie sięgnie, czy narazić się czytelnikom, którzy teraz czekają na ten tytuł.
Coraz częściej doraźnym ratunkiem są organizowane w maju i czerwcu we wrocławskich bibliotekach giełdy książki bibliotecznej, gdzie z przysłowiową złotówkę można nabyć naprawdę ciekawe publikacje. Ale jak długo można jeszcze "łatać" w ten sposób dziury?