Tak Putin doszedł do władzy. Rosjanie zawiedli w kluczowym momencie
Rosja Putina to kraj despoty i tyrana, który pociąga za sznurki od ponad dwóch dekad. Ale po upadku ZSRR Rosja wcale nie musiała tak wyglądać. Zdaniem autorów książki "Wąski korytarz. Państwa, społeczeństwa i losy wolności" winę za to ponosi w dużej mierze rosyjskie społeczeństwo, które dziś szczególnie mocno odczuwa negatywne skutki bezwzględnych decyzji Putina.
Daron Acemoglu i James A. Robinson w książce "Wąski korytarz. Państwa, społeczeństwa i losy wolności" przekonują, że "wolność pojawia się tylko wtedy, gdy zostaje osiągnięta delikatna i krucha równowaga między państwem a społeczeństwem. Wąski korytarz do wolności biegnie między strachem i represjami zaprowadzanymi przez despotyczne rządy a przemocą i bezprawiem zrodzonymi pod ich nieobecność".
Dzięki uprzejmości wyd. Zysk i S-ka publikujemy fragment książki "Wąski korytarz", która ukazała się pod koniec lutego w polskim przekładzie Filipa Filipowskiego.
Nieposkromiony rosyjski niedźwiedź
Kiedy wiosną 1989 r. generał Jaruzelski prowadził negocjacje z Solidarnością, Gorbaczow przedstawił własną wersję demokratyzacji ZSRR. Częścią przygotowanego przez niego planu było mianowanie w maju 1990 r. Borysa Jelcyna przewodniczącym Rady Najwyższej RSFSR. W sierpniu Jelcyn zwrócił się do lokalnych przywódców w słynnych słowach: "Weźcie tyle niepodległości, ile zdołacie udźwignąć".
Najbardziej zatwardziali członkowie partii komunistycznej próbowali dokonać przewrotu wojskowego w 1991 r. i aresztowali Gorbaczowa. Jelcyn odważnie odparł pucz, w pewnym momencie wspiął się nawet na wieżyczkę jednego z czołgów. On przetrwał, a przewrót zakończył się fiaskiem.
Do świąt bożonarodzeniowych ZSRR przestał istnieć, a jeszcze wcześniej, latem 1991 r., Jelcyn został wybrany na nowo utworzone stanowisko prezydenta Rosji. Jego program, dzięki któremu pokonał czterech innych komunistów i skrajnego nacjonalistę, zakładał serię radykalnych reform rynkowych, podobnych do tych, które przeprowadzono w Polsce. Demokracja, reformy gospodarcze — zapowiadało się na to, że despotyczne państwo Rosji zostanie wreszcie ujarzmione.
[…]
W tym czasie Jelcyn wymusił stworzenie konstytucji przekazującej lwią część władzy w ręce prezydenta. Nikt nie był w stanie mu się sprzeciwić, a proces przemiany, w przeciwieństwie do tego, co miało miejsce w Polsce, nie uwzględniał mobilizacji społeczeństwa. Nikt nie protestował tłumnie przeciwko "pożyczkom za udziały", a Jelcyn, za pomocą pieniędzy od jego nowych popleczników zapewnił sobie głosy ludu i utrzymanie się przy władzy.
Jednak rosyjskie elity wykorzystały swoje wpływy, aby wynegocjować od państwa różnorakie ustępstwa. W 1996 r. Ministerstwo Gospodarki ogłosiło, że piwo jest napojem bezalkoholowym, wobec czego największe browary w Rosji zostały zwolnione z akcyzy.
Jednakże system polityczny Rosji był środowiskiem bardzo sprzyjającym narodzeniu się władzy despotycznej i kiedy Jelcyn wycofał się z polityki, elity znalazły się na celowniku Władimira Putina. Zamiast państwa "liberalnie demokratycznego", na które liczyli w latach 90. zachodni obserwatorzy, po 2000 r. w Rosji pojawił się nowy typ władzy despotycznej, budowanej na wzór poprzedniego państwa sowieckiego.
Człowiekiem, który widział na własne oczy, jak przebiegał proces przekazania władzy, był Aleksandr Litwinienko. Litwinienko był agentem FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa), agencji utworzonej w miejsce radzieckiego KGB (Komitet Bezpieczeństwa Państwowego). Jego siedziba znajdowała się nawet w tym samym budynku przy placu Łubiańskim. Litwinienko i FSB byli mocno zaangażowani w wojnę przeciwko separatystom w Czeczeni, która wybuchła w 1994 r.
Podczas tego konfliktu, jak ujął to Litwinienko, "tajne służby miały pełną swobodę operacyjną: mogły zatrzymywać, przesłuchiwać i mordować bez żadnych ograniczeń prawnych" — jak za dawnych dobrych czasów, a teraz również podczas "przekształcania w gospodarkę rynkową". Rząd postanowił otworzyć nowy, ściśle tajny wydział, figurujący pod akronimem URPO. Bardzo szybko URPO został zaangażowany w różnego rodzaju "działania", a Litwinienkę oddelegowano do współpracy z nim. Jak sam wyjaśniał:
Moja jednostka dostała rozkaz zabójstwa Borisa Bieriezowskiego, przedsiębiorcy, a później polityka, który znajdował się blisko prezydenta Jelcyna. Nikt nie powiedział nam, dlaczego mamy to zrobić, ale nie było takiej potrzeby: Bieriezowski był najbardziej rzucającym się w oczy oligarchą.
ZOBACZ TEŻ: Specjalista przestrzega. "Federacja Rosyjska przejdzie do kontrataku dywersyjnego"
Co prawda nie taką teorię szokową wyobrażali sobie zachodni ekonomiści, był to jednak dobry przykład tego, do czego zdolne są służby bezpieczeństwa. Nie poprzestały na zleceniu zabójstwa przyjaciela prezydenta. Ich pracownicy gromadzili ogromne majątki. Było to możliwe dzięki układom z baronami narkotykowymi i licznym wymuszeniom. Litwinienko wspomina taką sytuację:
Miejscowego właściciela sklepu odwiedził człowiek podający się za policjanta i zażądał pieniędzy w zamian za protekcję. Żądana kwota ciągle rosła, od 50 do 90-15 tys. dol. i więcej. Następnie wizytę złożono w domu sprzedawcy — pobito go i grożono mu.
Litwinienko z przerażeniem obserwował to wszystko i sporządzał notatki. Ale komu mógł ufać? W lipcu 1998 r. wydawało mu się, że złapie chwilę oddechu. Jelcyn mianował szefem FSB swojego krewnego Władimira Putina, byłego podpułkownika KGB. Litwinienko udał się do niego i wyłożył kawę na ławę. Przedstawił mu wszystkie udokumentowane przez siebie informacje na temat zbrodni i wymuszeń.
Wspominał, że "całą noc przed naszym spotkaniem spędziłem na przygotowywaniu tablicy z nazwiskami, miejscami, koneksjami — wszystkim". Putin wysłuchał go w skupieniu i jeszcze tego samego dnia otworzył mu "teczkę". Litwinienko został wyrzucony z FSB. Przyjaciel powiedział mu: "Nie zazdroszczę ci, Aleksandrze. Tu chodzi o mafię i ogromne pieniądze". Od znajomego, który również znał Putina, usłyszał: "Putin cię zniszczy […] i nikt nie może ci pomóc".
W październiku 2000 r. Litwinienko wraz z rodziną uciekł z kraju i otrzymał azyl polityczny w Wielkiej Brytanii. Napisał dwie książki, w których opowiedział o przemocy i korupcji w Rosji. Jednak ramię FSB sięga daleko. Dnia 1 listopada 2006 r., po spotkaniu z dwoma byłymi agentami KGB, Litwinienko zachorował. Jego rozmówcy wsypali mu truciznę do herbaty i trzy tygodnie później zmarł na wywołaną polonem 210 chorobę popromienną.
Kiedy władzę przejął Putin, oligarchowie byli skończeni; niektórych wyrzucono z kraju, inni trafili za kratki, a ich majątek został wywłaszczony — chyba że okazywali się lojalnymi sojusznikami nowego prezydenta. Następna w kolejce była owa namiastka wolności, która rozwijała się powoli od 1989 r. Dzisiaj wszystkie niezależne media w Rosji są cenzurowane, a dziennikarze mordowani. Politycy, którzy odważą się sprzeciwić Putinowi, jak niedawno uczynił to Aleksiej Nawalny, trafiają do więzień lub są odsuwani od polityki. Nieujarzmiony despotyzm powrócił.
Dlaczego "przemiana" w Rosji zakończyła się tak sromotną klęską? Podstawowym powodem było to, że państwo rosyjskie znajdowało się tak daleko od korytarza. Mimo że po rozpadzie Związku Radzieckiego zrekonstruowano instytucje państwowe, nie podjęto żadnych daleko idących kroków w celu zreformowania aparatu bezpieczeństwa. Tak naprawdę politycy sądzili, że będą mogli wykorzystać go do własnych celów, jak to miało miejsce w Czeczenii.
Podstawowym problemem był brak mobilizacji społeczeństwa, a nawet brak niezależnych inicjatyw prywatnych, które zatrzymałyby albo ograniczyły sprawowanie władzy przez państwo oraz zmniejszyły swobodę jego działania, do której przyzwyczaił je Jelcyn. Sama tylko prywatyzacja i reformy gospodarcze nie wystarczyły, aby dokonała się powszechna i aprobowana przez społeczeństwo redystrybucja dóbr, która dałaby podstawy do narodzin Lewiatana Ujarzmionego.
Dzięki temu Putin mógł zahamować wszelki postęp poczyniony w latach 90 XX w. i narzucić od nowa władzę despotyczną. Nierówności wynikające z prywatyzacji, zwłaszcza ze względu na układ "pożyczki za udziały", nie tylko spowodowały ponowną centralizację własności najcenniejszych aktywów w Rosji, ale i całkowicie zdelegalizowały przeprowadzane reformy. Tym łatwiejsze było dla odrodzonego KGB wykonanie zadania, jakie podstawił przez nim nowy szef Putin, polegającego na przejęciu kontroli nad gospodarką i społeczeństwem.
Rosja była zbyt daleko od korytarza. Mimo że rozpad Związku Radzieckiego pchnął Rosjan w jego stronę, pchnięcie to nie wystarczyło, aby ujarzmić ich państwo. Zamiast tego aparat państwowy kontynuował przerwaną w 1991 r. politykę Sowietów, przywracając despotyczne rządy nad społeczeństwem.
Powyższy fragment pochodzi z książki "Wąski korytarz. Państwa, społeczeństwa i losy wolności" Aarona Acemoglu i Jamesa A. Robinsona (przeł. Filip Filipowski), która ukazała się nakładem wyd. Zysk i S-ka.
WP Książki na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski