Trwa ładowanie...
recenzja
18-11-2010 13:40

Tak debiutują geniusze literatury

Tak debiutują geniusze literaturyŹródło: Inne
d4brvpl
d4brvpl

Cormac McCarthy to jeden z tych autorów, o których nie sposób nie pisać w samych superlatywach. Uznawany za jednego z najwybitniejszych, tworzących współcześnie amerykańskich pisarzy porównywany jest do wielkich znakomitości literatury, z Williamem Faulknerem na czele. Ale Strażnik sadu, wydana właśnie w Polsce jego debiutancka powieść, może rozczarować czytelników zachwycających się * Drogą* czy * Krwawym południkiem*. To książka o wiele bardziej intymna, skromniejsza, wyciszona. I niestety nudniejsza.

Akcja Strażnika sadu osadzona została w latach trzydziestych dwudziestego wieku, w czasach, gdy Amerykę trapił Wielki Kryzys i wciąż obowiązywała prohibicja. Na południowym-wschodzie Stanów Zjednoczonych. Miejscu i czasie równie mitotwórczym dla amerykańskiej kultury, co Dziki Zachód demaskowany w * Krwawym południku. Ale w *Strażniku sadu pisarz nie podejmuje demitologizujących prób, to raczej melancholijny portret świata, który przeminął. Dzięki temu mniej w książce makabry szokującej w innych powieściach tego autora. Tak jak poprzednie książki McCarthy’ego i ta opowiada o męskim świecie, kobiety odgrywają tu role bardzo drugoplanowe, niemal niezauważalne. W tej męskiej dominacji kryje się coś bardzo amerykańskiego, zamiłowanie do historii o twardych, pracowitych ludziach, którzy ciężką pracą budowali swoją pozycję. Powieści McCarthy’ego są przez to niezwykle konserwatywne, ale nie ma się co dziwić – wszak
podobnie konserwatywne jest amerykańskie społeczeństwo, wywodzące się z purytan, chrześcijan tak skrajnych, że prześladowanych nawet w chrześcijańskiej Europie.

Głównych bohaterów jest trzech – wchodzący w dorosłość chłopak, John Wesley Rattner. Marion Sylder, przemytnik alkoholu, odpowiedzialny za śmierć ojca Rattnera, oszusta i naciągacza. I Ather Ownby, żyjący na uboczu starzec pilnujący bagna, w którym gnije ciało starego Rattnera. To właśnie wokół tego trupa toczy się akcja powieści, to on łączy wszystkie postacie, to on jest niemym, szyderczym obserwatorem życia całej trójki.Ale ścieżki młodego Rattnera i Syldera przecinają się przypadkowo, los sprawia im okrutny żart. Nieświadomy, kto zamordował jego tatę John, odnajduje w sprytnym i pewnym siebie Sylderze figurę ojca, jest w niego wpatrzony, chłopięco zafascynowany. To uczucie pogłębia się jeszcze, gdy Sylder ratuje chłopca przed władczym szeryfem. McCarthy bardzo umiejętnie tka delikatną linię zależności pomiędzy bohaterami. O ich uczuciach i emocjach nie mówi się wprost, ale czytelnik nie ma żadnego problemu z ich odczytaniem.

Nie mniej ważne od losów bohaterów jest otoczenie, w którym przebywają. Wiele miejsca zajmują tu poetyckie opisy przyrody. Pisane niesamowitym, hipnotycznym językiem, z którego znany jest McCarthy, a który świetnie oddał polski tłumacz Michał Kłobukowski, często wychodzą na pierwszy plan, przyćmiewając ludzkie życia. Wydaje się, że McCarthy po raz kolejny oddaje tym cześć ziemi i Ameryce. Skupiając się na drobiazgowych opisach natury przypomina, że to ona zapewnia ludziom przeżycie, że bez szacunku dla jej potęgi nie byłoby Ameryki, że jest głęboko wpisana w amerykański etos.

d4brvpl

To bezapelacyjnie doskonała książka, ale jednocześnie, z bardzo pragmatycznego punktu widzenia, jest to powieść nieco rozczarowująca. McCarthy wkroczył do świata literatury z wyrobionym już warsztatem, ale nie do końca opanował jeszcze opowiadanie historii. Są miejsca, w których Strażnik sadu po prostu przynudza. Ciągnące się opisy, bez których książka świetnie by sobie poradziła. Z mrowia słów, jakie naprodukował pisarz, czasami ciężko wyłuskać akcję, często trzeba domyślać się, co tak naprawdę się wydarzyło, bo zafascynowany swoim talentem McCarthy przesadza z poetyckością. Wciąż jednak jest to czytelnicza uczta.

d4brvpl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4brvpl