Współczesna kultura popularna i sterujące jej fluktuacjami media uczyniły ze śmierci rozrywkę albo sensację. W pierwszym przypadku umieranie – najczęściej gwałtowne i spowodowane przemocą – ukazywane jest jako kolejny efekt specjalny w jakiejś fabule. Cechuje je wyreżyserowana dramaturgia i estetyka. Niekoniecznie ma jednak znamiona prawdziwości. Do tej ostatniej aspiruje z kolei przedstawianie śmierci jako medialnej sensacji, epatujące zdjęciami autentycznych zwłok przypadkowych ludzi, których zgon nastąpił wskutek wypadku czy zbrodni. Odarte z emocji i kontekstu, obrazy te nie służą wzbudzaniu refleksji u odbiorców, a raczej ich chwilowemu zszokowaniu. Oba wspomniane sposoby ukazywania śmierci są w odmienny od siebie sposób zakłamane, ale we współczesnej kulturze zepchnęły gdzieś w głęboki cień śmierć prawdziwą, odmawiając jej prawa do funkcjonowania w społecznej świadomości.
Komiks Balsamista powstał niejako na przekór tym trendom. Jego autorka, korzystając z uniwersalnego popkulturowego języka, jakim jest obecnie manga, przywraca śmierci należne jej miejsce – tak w sztuce, jak i w ludzkich sercach. Bohaterem swojej opowieści uczyniła Mihara Mitsukazu młodego człowieka, który zawodowo zajmuje się balsamowaniem zwłok. Shinjurō stawia sobie ze cel przywrócenie zmarłemu wyglądu, jakim cieszył się za życia – po to, aby takim właśnie zapamiętali go najbliżsi, gdy będą go żegnać podczas pogrzebu. Raczej nie zdarza się, żeby balsamista – z inicjatywy rodziny zmarłego czy też swojej własnej – dążył do upiększenia martwego ciała ponad miarę. Czasem nawet postępuje wręcz przeciwnie, jak na przykład w jednym z epizodów czwartego tomu mangi, kiedy to na prośbę rodziny zmarłej kobiety łagodzi położony wcześniej na jej twarzy makijaż. W tej samej historii Shinjurō stara się przekonać nastolatkę, zafascynowaną śmiercią i przygotowująca się, by ładnie wyglądać w trumnie, że
„najpiękniejsze jest ciało osoby żyjącej”. Inny epizod przenosi nas do początków kariery bohatera w zawodzie, kiedy to poznał pewnego starszego księdza, co pomogło mu znaleźć miejsce na własny zakład i – w pewnym sensie – także miejsce w życiu. Kolejne epizody ukazują rozpacz i determinację mężczyzny, który opłakuje śmierć młodej żony, oraz relacje rodzinne, chorobę i śmierć znanego kompozytora. W końcu ostatni rozdział albumu – przedstawia poruszające przygotowania do śmierci ciężko chorej kobiety, która sama kieruje planowaniem swojego pogrzebu.
Wszystkie te historie pokazują ludzi stających wobec wyzwania nieodwołalnego odejścia – najczęściej kogoś bardzo im bliskiego. I podobnie jak w prawdziwym świecie, cudza śmierć jest dla nich bez wyjątku przeżyciem ukazującym im ich własne życie w odmienionej perspektywie. Pozwala im inaczej spojrzeć na największe nawet problemy, niekiedy motywuje ich do podjęcia ważnych decyzji czy zmusza do zmian. Tutaj właśnie śmierć staje się najlepszą nauczycielką sztuki życia. Zaś lektura komiksu wywołuje w czytelniku wrażenie obcowania nie z opowiastką sztuczną i fałszywą, ale z prawdą. Z taką prawdą, której doświadczenie wcześniej czy później stanie się udziałem każdego z ans. A jeśli już o doświadczeniu mowa, to warto wspomnieć na koniec, że bohatera do rozpoczęcia wykonywania zawodu balsamisty skłoniło właśnie osobiste doświadczenie śmierci bliskich. Natomiast autorkę mangi do zajęcia się takim, a nie innym tematem zmotywowała śmierć przyjaciela. Jak z tego wynika, prawdziwa sztuka musi w jakimś stopniu dotykać
prawdziwych doświadczeń twórcy. I aby przemawiać do głębi serca, musi mieć źródło w prawdziwym życiu. I w prawdziwej śmierci.