"Sztuka obsługi waginy". Czasem wystarczy jedno wydarzenie, żeby skazić całą sferę naszego życia
- Pewna pacjentka przyszła do mnie, bo miała problemy w małżeństwie. Mąż zarzucał jej oziębłość seksualną. Okazało się, że była małą dziewczynką, gdy stała się świadkiem dotkliwego pobicia ekshibicjonisty w miejskim parku - opowiada Andrzej Gryżewski w rozmowie z Jagną Kaczanowską. Przeczytajcie fragment "Sztuki obsługi waginy".
Jagna Kaczanowska: Czy przychodzą do ciebie kobiety, na których seksualność znacząco wpłynęło doświadczenie molestowania i przemocy seksualnej, czy ten problem wypływa przy okazji? Zgodnie z danymi Komitetu Ochrony Praw Dziecka co piąta kobieta w Polsce i co piętnasty mężczyzna w dzieciństwie doświadczyli jakiejś formy przemocy seksualnej.
Andrzej Gryżewski: Najczęściej jest tak: przychodzi atrakcyjna kobieta, która jest w związku, ale mówi, że nie jest otwarta na partnera, nie lubi się z nim kochać. Czuje, że coś jej przeszkadza. Ale nie wie co. Partner oczywiście zauważył już, że ona ma jakiś problem. Ona teraz się boi, że ich relacja się rozpadnie. Zaczynamy rozmawiać i dokopujemy się w jej przeszłości do wydarzenia, doświadczenia, które skaziło jej seksualność. Na przykład ona zakodowała sobie, że człowiek, który pragnie seksu, jest rozhamowany i rozpustny. Albo że seks tak naprawdę jest jedynie formą wymuszenia czy upokorzenia dla kobiety.
Pewna pacjentka przyszła do mnie, bo miała problemy w małżeństwie. Mąż zarzucał jej oziębłość seksualną. Okazało się, że była małą dziewczynką, gdy stała się świadkiem dotkliwego pobicia ekshibicjonisty w miejskim parku. Była na placu zabaw, przeszła w jego mniej uczęszczaną część, tam zobaczyła obnażającego się mężczyznę. Dostrzegli go też inni rodzice i mamy wszczęły raban. Akurat w okolicy przechodziła grupka młodych, podchmielonych mężczyzn. Złapali ekshibicjonistę, powalili go na ziemię i zaczęli kopać. Brutalna scena. Adrianna widziała krew płynącą po chodniku. Mama złapała ją za rękę i zabrała do domu. "Mamusiu, dlaczego zbili tego pana?", zapytała. "Bo się dotykał między nogami. Zaraz przyjedzie po niego milicja", zwięźle odpowiedziała matka.
Dziewczynka nie indagowała dłużej, bo wyczuła, że dotyka tematu zakazanego. W jej głowie utworzyło się połączenie: dotykanie genitaliów – ciężkie pobicie – przyjazd policji – areszt i więzienie.
Około dwunastego roku życia kompletnie zapomniała tę sytuację z parku, wyparła ją. Została tylko ta nieszczęsna myśl, że genitalia są brudne, złe, lepiej ich nie ruszać, bo stanie się coś strasznego. Wspomnienie znikło, a strach został. Ciało pamięta.
Podobnie było w przypadku innej mojej pacjentki. Nie lubiła seksu, powiedziała, że nie wie, z jakiej przyczyny, ale penis wywołuje w niej obrzydzenie. A gdy zagłębiliśmy się w jej, z pozoru szczęśliwe, dzieciństwo, na drugiej sesji opowiedziała mi, jak to jechała w windzie z jakimś mężczyzną. On nacisnął przycisk "Stop" między piętrami. Otworzył sobie na górze drzwi od kabiny i wylazł z tej windy. Krysia trzęsła się ze strachu. Powiedział, że pomoże jej wyjść, ale najpierw odda na nią mocz i spermę. Ona stanęła blisko, żeby mógł to zrobić.
Potem podał jej rękę, wyciągnął ją, poszła do domu. Opowiedziała o tym matce i dostała lanie, matka wstawiła ją do wanny, polała zimną wodą, wyszorowała. Dla siedmioletniej dziewczynki to była trauma. Zapamiętała wygląd tego mężczyzny: był umorusany smarem. Śmierdział. Brzydziła się jego i tego wspomnienia. A potem zaczęła się brzydzić także swojej seksualności. Czasem wystarczy jedno wydarzenie, żeby skazić całą sferę naszego życia – o ile doświadczyliśmy silnych emocji, strachu, wstrętu, bezsilności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Julia Wieniawa: "Seks nie jest tematem tabu"
Jak się pracuje nad taką traumą w trakcie psychoterapii?
Po pierwsze, trzeba sobie uświadomić, że takie wydarzenie miało miejsce w naszej historii i jak na nas wpłynęło. Zapytać siebie: co teraz w związku z tym czuję, co czułam wtedy? Co myślałam, co myślę dzisiaj? Potem pracujemy technikami wyobrażeniowymi. Wracamy wspomnieniami do tamtej strasznej chwili, w której mała dziewczynka tak się przestraszyła – ale dzisiaj w tych wspomnieniach mają powrócić w to samo miejsce, to samo towarzystwo, jako dorosłe kobiety.
Co zrobiłaby dorosła dziś kobieta na placu zabaw? Powiedziałaby: "Wzywam policję!", i darłaby się na całego. Uklękłaby koło dziewczynki – siebie z przeszłości i powiedziałaby: "Dorośli się zajmą tą sprawą. Oni są odpowiedzialni za zapewnienie dziecku poczucia bezpieczeństwa". Jej mąż jest ogromnym chłopem, dwa metry wzrostu. Więc wyobrażamy sobie, że ona dzwoni z placu zabaw do męża, a on pojawia się natychmiast i ratuje ją z opresji.
Co zrobiłaby moja pacjentka w windzie? Trenuje sztuki walki. Powiedziałaby, żeby tamten facet spierdalał, przyłożyłaby mu prawym sierpowym i jeszcze poprawiła z buta. Wydostałaby się z windy i oczywiście zadzwoniła po policję, a potem obserwowała, jak śmierdzącego faceta z windy wywlekają policjanci, w kajdankach, on upada, łamie nos...
To mogą być nawet dość fantastyczne wizje, rzecz w tym, żeby uwolniły pacjentki z poczucia winy, wstydu i niemocy. Żeby zobaczyły, że owszem, wtedy, jako kilkuletnie dziewczynki, nie mogły odpowiednio zareagować na przemoc seksualną, ale dzisiaj już mogą. To wyzwalające. Metody wyobrażeniowe tworzą nowe połączenia w mózgu, przez co sytuacja jest realnie przepracowana, nie tylko na poziomie rozumowym i emocjonalnym, lecz także na poziomie biologicznym. Zresztą, dla tych kobiet wyzwalające jest w ogóle to, że ktoś, czyli ja – specjalista – mówi: to oburzające, czy pani matka zwariowała, przecież to nie pani wina! Zdejmuje z ich ramion brzemię odpowiedzialności. Niestety, standardem jest zwalanie winy za seksualną przemoc na kobiety...
Czytałam o tym w wywiadzie. Jest różnica między sformułowaniem "kobieta została zgwałcona" a "mężczyzna zgwałcił kobietę".
Prawda? Przy tym pierwszym sformułowaniu automatycznie zaczynamy się zastanawiać, jaka była rola tej kobiety. Może miała krótką spódnicę. Może kręciła pupą. Nie spięła włosów. Miała obcasy. Pierwsza fraza powoduje, że myślimy o tym jak o zagadce detektywistycznej. Druga fraza lokalizuje sprawcę wykorzystania seksualnego i skupia się na nim.
Kobiety, które w dzieciństwie bliska, najważniejsza na świecie osoba – matka lub ojciec – obarczyła odpowiedzialnością za przemoc seksualną, choćby w zawoalowany sposób, zaczynają się bać seksualności. Obrzydzają ją w sobie, odcinają się. Bo tak jest lepiej, niż kusić seksualnych agresorów. Te kobiety podświadomie siebie oskarżają o to, że właśnie one zostały "wybrane" przez ekshibicjonistę, pedofila czy wojerystę. A przecież to najczęściej jest kompletny przypadek.
Okropna jest też rola kobiet w potęgowaniu traumy u dorosłych kobiet, ofiar molestowania. Kiedyś jedna z naczelnych zaprosiła grono dziennikarek na urodziny do osiedlowego klubu. Miałam dwadzieścia kilka lat. Przyczepił się do mnie jakiś obleśny dziad, który mnie napastował w ohydny sposób, ku radości własnej żony. A jedna ze starszych koleżanek powiedziała do mnie pogardliwie: "Mnie nikt tak nie traktuje, bo ja jestem zamężna, a po tobie od razu widać, że nie". Strasznie mnie to zabolało, długo potem płakałam w domu. Patrzyłam w lustro i zastanawiałam się, co w moim wyglądzie sugeruje, że jestem singielką. Czym się odróżniam od mężatek?
Niestety, na tym polega kultura gwałtu. Kompletnie uniewinnia się mężczyzn, niezależnie od tego, co zrobią – bo albo są "jurni", a "jurny chłop babie się nie oprze", albo zostali "skuszeni" przez kobietę w przebiegły sposób, bo nosiła mini, szpilki i była atrakcyjna, co w kulturze gwałtu jest niemalże zbrodnią.
Zauważ, że w sytuacji, którą opisujesz, było trzech sprawców przemocy. Ten rozhamowany dziad, jego żona, która prawdopodobnie woli sobie racjonalizować, że godzi się na koszmarne zachowania męża, niż dać mu w twarz albo go zostawić, no i trzeci sprawca, twoja redakcyjna koleżanka. Niektóre pacjentki mi opowiadają, że po rozwodzie nagle zaczęły być traktowane przez swoje dawne znajome, mężatki, jak rywalki.
Bo jak kobieta się rozwiodła – tak się to rozumie w niektórych środowiskach – to na pewno teraz zrobi wszystko, żeby złapać jakiegoś faceta, najlepiej zajętego, bo sprawdzony. Więc lepiej jej nie zapraszajmy na imprezy. Kobiety liczą po rozwodzie na wsparcie towarzyskie, a go nie dostają, niestety często z winy innych kobiet. Myślę, że solidarność wagin jest na razie w powijakach, przynajmniej w takich singielsko-rozwodowych sytuacjach. Widać to zwłaszcza w sytuacjach wykorzystania seksualnego i przemocy. Ten mechanizm psychologiczny – proces obarczania odpowiedzialnością ofiar – został już wielokrotnie opisany. Prof. Paul Bloom dowiódł w serii bardzo ciekawych eksperymentów...
...czytałam o nich. Kilkumiesięcznym dzieciom pokazywano dwie scenki, w pierwszej jedna pacynka pomagała drugiej wejść na górę, a w drugiej ją spychała. Dzieci cieszyły się przy wariancie numer jeden i krzyczały przy wariancie numer dwa.
Tak, Bloom udowodnił, że ludzie mają wkodowane poczucie sprawiedliwości. I jeśli komuś dzieje się krzywda, czują to bardzo głęboko, "w kościach", jak się czasami mówi. Odczuwają dysonans poznawczy: tę kobietę skrzywdzono, a ja z tym nic nie robię? Więc redukują go, zwalając winę na ofiarę. Wtedy znów mogą czuć się komfortowo ze swoją bezczynnością. Sama się prosiła. Mogła się tak niestosownie nie zachowywać, nie ubierać, nie obnosić ze swoją urodą i seksapilem… (...)
Jak wychowywać dzieci, żeby nie godziły się na molestowanie, ale żeby też same w przyszłości nie molestowały?
Bardzo ważne jest, żeby dziecko od początku miało świadomość, że jego ciało jest jego wyłączną własnością. I nikt nie ma prawa go dotykać bez zgody. My pochodzimy z pokolenia, które było obłapiane przez różne ciocie przy każdej okazji. "Pocałuj ciocię, przytul się do wujka, podziękuj za czekoladkę, przywitaj się, daj babci buziaka...", słyszeliśmy. Często to nie były ciocie z rodziny, tylko zwykli znajomi rodziców i sąsiedzi, a dziecko miało się z tymi wszystkimi obcymi osobami witać dotykowo – przytulać i całować. A to dziecko ma decydować, czy chce się przywitać, mówiąc "dzień dobry", czy przytulając. Obie formy są okej.
Niedopuszczalne jest w ogóle zmuszanie dzieci do kontaktu dotykowego z dorosłymi, bo oni tego oczekują i uważają za przyjemne. Uczymy w ten sposób dziecko, że jego ciało służy do zaspokajania potrzeb innych ludzi wbrew jego woli. I to tworzy potem podatność na skrzywdzenie przez obcą osobę, bo dziecko jest nauczone, że musi się poddać woli dorosłego. Dlatego apeluję do rodziców, by wzmacniali dzieci w stawianiu granic, jak mają intuicję, że nie chcą się przytulać, to by się nie przytulały. Podobnie jest z zaburzeniami odżywiania.
Jeśli się dziecko przekarmia, wiecznie coś podsuwa pod nos, ono traci wgląd we własny głód, w dorosłości może cierpieć na zaburzenia odżywiania. Bardzo ważna jest też rozmowa. To rodzic wyjaśnia dziecku świat. "Wiesz, Jasiu, dla Milenki to nie jest przyjemne, że często szarpiesz ją za włosy. Milenka jest bardzo fajna, mnie też podobają się jej włosy. Ale może lepiej zapytać ją, czy nie chce się z tobą pobawić samochodzikami?", warto powiedzieć, gdy nasz Jasio jest na etapie przedszkolnych końskich zalotów.
Jednym słowem: uczymy dziecko, niezależnie od płci, stawiać i szanować granice. Stawiać swoje i szanować cudze. I znowu, wzmacnianie końskich zalotów prowadzi potem do flirtowania przez mężczyzn "metodą pod włos": "Ładny masz kolor szminki, natomiast wyglądasz tak, jakbyś założyła na siebie wszystko, co ci się wysypało z szafy".
"Sztuka obsługi waginy" - Andrzej Gryżewski, Jagna Kaczanowska. Wydawnictwo Agora. Premiera książki: 12 października 2022 r.