Trwa ładowanie...
recenzja
15-12-2012 17:30

Sztab wyborczy Obamy

Sztab wyborczy ObamyŹródło: "__wlasne
dqwst1q
dqwst1q

Jest sobie kryzys w USA. Mężczyzna 50+ traci pracę w amerykańskim banku. Postanawia więc nareszcie spełnić obietnicę, daną trzydzieści lat wcześniej umierającemu ojcu. Obiecał wówczas, że pojedzie do Irlandii, skąd ojciec pochodził i zobaczy swoimi oczyma jego ziemię. Pakuje mały podręczny bagaż i wsiada do samolotu. Pierwszym przystankiem i jedynym, jaki zaplanował, jest dom nad morzem, w którym mieszka jego kuzynostwo.

Zaglądamy przez okna tego domu, a tam siedzi mężczyzn z dwoma rękami w gipsie, młoda dziewczyna i pies. To ojciec – Hugh, który potknął się o rzeczonego psa i złamał obydwie górne kończyny oraz jego córka Addie, właścicielka czworonoga z poczuciem winy za zachowanie pupila. Jako że jest samotna, nie ma rodziny, postanowiła na jakiś czas przeprowadzić się do ojca i pomóc mu w codziennych czynnościach, póki nie wyzdrowieje. Zamykają się obydwoje w swoim małym świecie, do którego nie bardzo chcą kogokolwiek dopuścić. Gdy słyszą na automatycznej sekretarce informację od kuzyna, że przyjechał i chciałby się z nimi zobaczyć, szybko ją wykasowują, udają, że jej nie było i zasiadają jak co dzień wieczór przed telewizorem z drinkami – czerwonym winem, albo whisky – jedno w kieliszku, a drugie w kubku ze słomką. Czasem tylko widują się z drugą z córek Hugh – Dellą i jej córeczkami oraz mężem. Ale rzadko, bo najlepiej im ze sobą, milcząco, według schematu.

Tymczasem Bruno postanawia odwiedzić ich bez zapowiedzi, niespodziewanie spotyka Addie na plaży i zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia. Spędzają razem dzień i prawie od razu wiedzą, że pójdą ze sobą do łóżka. Raz, drugi, trzeci... Jest między nimi różnica wieku ponad dziesięć lat. Jest różnica kilku tysięcy kilometrów. Ale jest też dużo pocałunków i rodzące się powoli, acz nieuchronnie uczucie. Coraz więcej godzin dnia, gdy są razem. Ale pomiędzy nimi jest też bilet Bruna, złożony w kostkę, schowany na dnie małego bagażu. Bo Bruno zamierza wrócić do Stanów, gdy tylko będzie po wyborach prezydenckich. A teraz z zapałem rysuje drzewo genealogiczne swojej rodziny, przesiadując w bibliotece i rozmawiając z nieznanymi dotąd krewnymi.

Takie sobie perypetie rodzinne. Takie sobie dramaty i uśmiechy. Taki sobie romans. Który już od pierwszego wejrzenia na plaży nie ma żadnych szans. Trochę plaży, trochę kąpieli w zimnym morzu, trochę marzeń, które raczej się nie spełnią, trochę śmiechów dziecięcych, trochę płaczów sierocych, trochę seksu, trochę spacerów z psem i trochę rozmów dwóch sióstr, które są ze sobą na dobre i na złe.

dqwst1q

Bardzo ważnym motywem wydają się być wybory prezydenckie, w których konkurują ze sobą Obama i McCain. Temat tych wyborów pojawia się średnio co dwadzieścia stron i wywołuje w Brunie niesamowite emocje. Mężczyzna rozprawia o Obamie, którego popiera całym sercem, z każdym, którego spotyka na swej drodze. A dla mnie jest to wątek kompletnie nieuzasadniony fabularnie. Myślałam, że może MacMahon jest Amerykanką i chce przemycić swoje uwielbienie dla czarnego prezydenta i uczynić swoją książkę hołdem dla amerykańskich demokratów. Ale ona jest Irlandką i co więcej w Irlandii mieszka, więc trudno mi zrozumieć, dlaczego nazwisko Obama pojawia się w tej powieści częściej niż słowo „kocham”. A przecież to powieść o miłości, a nie thriller polityczny.

Przez kilka kolejnych wieczorów ta książka utulała mnie do snu. I to nie jest jej pochwała. Naprawdę przy niej zasypiałam. Nudziła mnie. Co i raz odkładałam ją i wracałam, chcąc jednak dać szansę Addie, żeby mnie czymś zaskoczyła. Albo Brunowi, żeby zrobił coś, co mnie obudzi, postawi w moich oczach zapałki i będzie je tam trzymać do trzeciej nad ranem. Nic z tego! - ślamazarna akcja, rozciągnięta między jedną a drugą okładką jak guma do żucia bez smaku.

Starszy mężczyzna – to już było.

Singielka po przejściach – wiele razy.

dqwst1q

Ojciec samotnie wychowujący córki – klasyka.

A do tego wydawcy zbyt nachalnie puszczają oczko do czytelnika - „Love story z Irlandią w tle” piszą na okładce... A ja momentalnie przewiduję dzięki tym słowom fabułę, idę po śladach, które autorka rozsiała po tekście, jak ślady na piasku nadmorskim, idę szybciej, niż ona je stawia. Już w jednej czwartej książki wiem, że „tak to się kończy”. I niestety jest już nawet po wyborach prezydenckich w USA, więc wiem już nawet, kto jest prezydentem...

dqwst1q
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dqwst1q