Grabarski fach ma wiele uroków. W księstwie Gadrin i okolicznych krainach jego adepci cieszą się zasłużonym poważaniem, jako przewodnicy przeprowadzający duchy zmarłych do zaświatów. Nie cierpią też biedy, bo – ze względu na samą istotę kondycji ludzkiej – wciąż nowi klienci napędzają popyt na ich usługi. W zakres grabarskich obowiązków wchodzi także trzymanie w ryzach całej cmentarnej menażerii, żeby z grobów się nie wygrzebywała i na żer pośród porządnych (a co najważniejsze – żywych) obywateli nie udawała. Bohaterskie czyny w tym względzie, dokonywane za pomocą ostrego szpadla oraz innych podręcznych narzędzi, tudzież stosownych zaklęć i rytuałów, przydają kopidołom wielkiej atrakcyjności w oczach niewieścich. Dodajmy do tego cechową solidarność i elitarne rozrywki (ach, ten szlagier „Do zakopania jeden trup”), jakim oddają się oni po godzinach pracy, a zyskamy pełen obraz zalet grabarskiej profesji. Jeśli wszystkie te plusy zebrać do kupy, przestaje dziwić, że tak wielu zapobiegliwych ojców chciałoby,
żeby ich synowie wyuczyli się cmentarnego rzemiosła.
Niestety, mistrzowie cechu przyjmują nielicznych uczniów. Więc pomimo rosnącego zapotrzebowania na ich usługi, księstwo cierpi na chroniczny niedobór wykwalifikowanych grabarzy. Temu palącemu problemowi ma zaradzić uruchomienie Szkoły Głównej Grabarstwa Wyzwolonego (w skrócie SGGW), której rektorem został sam mistrz Elizabediath Monck. Osobnik ów znany jest już czytelnikom ze zbioru opowiadań Wyjątkowo wredna ceremonia. Tytułowy utwór tegoż zbioru stanowi również prolog do Bogów przeklętych. Dowiadujemy się z niego, jaką magiczną pułapkę zastawiono na Moncka, drugiego grabarza Mirro Radecka oraz maga, alchemika i medikusa w jednej osobie, Mattheusa Dalamberta. Potem pułapka owa okazuje się jedynie drobną częścią szerszego planu, mającego na celu przywrócenie w całej Ocalonej Krainie kultu obalonych niegdyś bogów. Mieszkańcy Gadrin i sąsiednich księstw, mając dość ich pazerności i bezwzględności, przed wielu laty wyrzekli się ich wszystkich i przegnali służących im kapłanów. Teraz ci ostatni knują
intrygi, które mogą zagrozić całemu światu. Do walki z nowym zagrożeniem, oprócz książęcych zastępów i uzbrojonych w szpadle grabarzy, czynnie włączają się dzielne niewiasty: Katrina – żona Moncka, notabene była kapłanka, oraz Kaja-Te – wojownicza córka Dalamberta.
Tomasz Bochiński w opowiadaniach o Moncku umiejętnie łączył dowcipny sposób snucia opowieści z poważną – bo dotyczącą spraw ostatecznych – tematyką. W powieści Bogowie przeklęci pełna przewrotnego humoru narracja nadal jest obecna, ale sama fabuła zmierza w stronę awanturniczej heroic fantasy. Walka ze sfery metafizycznej często przenosi się na pola bitew, gdzie liczy się już nie tylko znajomość magicznych formuł, ale również fechtunku i walki wręcz. Autor swobodnie posługuje się słowem, kreśli za jego pomocą fantastyczne krajobrazy, pełne życia postacie bohaterów, tudzież ich niesamowite, barwne przygody. Sugestywność języka pozwala czytelnikowi zapomnieć podczas lektury o otaczającej go rzeczywistości i zanurzyć się w świecie Ocalonej Krainy, który raz przypomina sielską bajkę, a raz senny koszmar. Wrażenie uczestnictwa w opisywanych wydarzeniach potęgowane jest przez ładunek emocjonalny zawarty w opowieści. Bohaterowie kochają i nienawidzą, wykazują wielką dzielność i niespotykaną podłość, popadają
w czarną rozpacz i śmieją się do rozpuku. To wszystko nie pozwala na obojętność, stanie z boku, zmusza do działania i... przewrócenia kolejnej stronicy. Kiedy zaś dochodzimy do ostatniej z nich, pozostaje w nas przekonanie, że obcowaliśmy z inteligentną historią rozrywkową, nader oryginalną i sprawnie podaną.