Trwa ładowanie...
recenzja
16-06-2015 11:33

Szlifowanie diamentu

Szlifowanie diamentuŹródło: Inne
d3nm213
d3nm213

Pierwszy tom biografii Jana Karskiego to dzieło monumentalne – dziewięćset stron w twardych okładkach ma swoją wagę, a spojrzenie, które kieruje w stronę potencjalnego czytelnika uwieczniony na fotografii młodzieniec w mundurze, sugeruje, że będzie serio. Może nawet podniośle. A ja lubię biografie (a szczególnie autobiografie), których bohater-narrator ma poczucie humoru i zdrowy dystans do siebie.

Postanowiłam jednak tej lekturze odważnie stawić czoła, kiedy spostrzegłam, że potężny tom obejmuje ledwie pierwsze ćwierćwiecze życia bohatera. Podczas gdy większość sławnych ludzi kwituje swoje „zielone lata” kilkoma zdaniami, albo, przeciwnie, epatuje rozbudowanymi koligacjami rodzinnymi, bardzo niewielu uważa za godny bliższego przyjrzenia się okres kształtowania charakteru, osobowości, poglądów i wiedzy o świecie, uznawania i odrzucania autorytetów, nawiązywania przyjaźni na całe życie. Jeśli już ktoś zdecyduje się na dłuższą opowieść o „szlifowaniu diamentu” i publiczne odsłanianie sekretów z młodości, na ogół jest to właśnie osoba mająca nie tylko fantastyczną pamięć i dar obserwacji, ale też dar przyciągania ludzi, dystans do siebie, poczucie humoru – ale czy to możliwe, by pomnikowy profesor Karski był w tym względzie duchowym pobratymcem Magdaleny Samozwaniec, Czajki-Stachowicz, Abramowa-Newerlego, Boya-Żeleńskiego czy Hanny Bakuły?

Zanim odpowiem na tak postawione pytanie, na początek słów parę o formie, nie treści: Waldemar Piasecki odrzucił łatwą pokusę napisania wywiadu-rzeki, odważnie decydując się na fabularyzowaną, pierwszoplanową narrację, którą udało mu się poprowadzić żywo i bezpretensjonalnie, choć niejeden autor postawiłby niektórych przynajmniej bohaterów na koturnach i kazał im wygłaszać wzniosłe tyrady. „Żadnych przypisów”, zastrzegł sobie przy okazji profesor, a zatem tło historyczne, kulturalne i obyczajowe II Rzeczypospolitej, od Piłsudskiego i Dmowskiego po Gorgonową i Tatę Tasiemkę przedstawione jest tym samym, gawędziarskim tonem i wtopione w tok opowieści. Narrator nie ukrywa tu perspektywy piłsudczykowskiej, ale daj Boże tyle obiektywizmu i zdrowego rozsądku autorom niektórych podręczników… Cała młodość Jana Karskiego konfrontuje go wciąż z dynamicznym konfliktem dwóch definicji polskości: czy bycie Polakiem to dziedzictwo krwi, czy kultury? Karski w tym sporze jest całym sercem po stronie Piłsudskiego, ale tym
samym po stronie przyjaciół z wielokulturowej Łodzi, Lwowa, Czerniowic.

Młody Jan, wówczas jeszcze Kozielewski, miał o siedemnaście lat starszego brata Mariana, legionistę, piłsudczyka, komendanta policji we Lwowie, a do 1939 – w Warszawie. Po wczesnej stracie ojca ochoczo zastąpił go Jankowi bezdzietny Marian, stając się opiekunem, protektorem i nieustannie czujnym okiem Opatrzności. Jankowi zdawało się czasem, i nie bez racji, że Mistrz Gry wie o nim wszystko, i to nie tylko o tym, co już zrobił, ale i o tym, co dopiero zrobić zamierza. W takiej sytuacji można się zbuntować i uciec (co zrobił Marianowi nieco starszy od Janka Stefan), hulać w poczuciu bezkarności (ale przecież nie można zaszkodzić bratu, na którym „wisi” cała liczna rodzina), albo starać się doskonalić w nauce, pracy i życiu, tak, żeby wszechwiedzący Marian nie musiał się wstydzić, ale i po to, żeby mieć poczucie sukcesu osiągniętego własnym wysiłkiem, a nie braterską protekcją.

d3nm213

Łódzkie gimnazjum pełne barwnych postaci, elitarne studia (prawo i dyplomacja) na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie (ach, te egzaminy, na których znani po dziś dzień i szanowani profesorowie osobiście zadają studentom wnikliwe pytania, oczekując nie tylko znajomości faktów, ale logicznego z nich wnioskowania…), praktyki konsularne, podczas których adept jest bacznie obserwowany i poddawany rozlicznym próbom uczciwości, lojalności, błyskotliwości, refleksu, ale też pilności i pracowitości. Ten proces szlifowania przyszłego dyplomaty robi wielkie wrażenie, a przecież Janka Kozielewskiego nie przygotowywano do służby w „dwójce”, czyli do pracy wywiadowczej, ale do służby dyplomatycznej. „Jedno życie” pokazuje, jak bardzo trzeba tam talentu, studiów i wielu lat jubilerskiego cyzelowania umiejętności pod kierunkiem mistrzów w tym fachu. Jeśli jakiś przypadkowy Zenek chciałby się sprawdzać w dyplomacji, to niech lepiej sprawdza się w biznesie… Poza studiami i podróżami są tu bale i romanse, wytworne
cukiernie i koszary podchorążówki, miłosne podboje i złamane serca. Żegnamy Janka pod koniec sierpnia 1939 roku. Młody bohater i młoda Rzeczpospolita przeczuwają nadciągającą burzę, On nigdy już nie zostanie dyplomatą od pieczątek i rautów. Zobaczy i przeżyje rzeczy tak straszliwe, że wielcy tego świata zasłonią przed nimi oczy i uszy, zaprzeczą, zamilkną, nie zrobią nic…

Pasjonująca, wyważona, wartościowa książka.

d3nm213
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3nm213