Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:23

Szkoła najwyższa

Szkoła najwyższaŹródło: Inne
d38fjz2
d38fjz2

Lynn Barber ma szesnaście lat; jest ambitna, inteligentna i oczytana. Simon Goldman zbliża się do czterdziestki; ma czerwonego bristola, pieniądze i gest. Trudno jednoznacznie skategoryzować i dookreślić relację, która powstaje między obiema postaciami – sądzę, że nie jest to przyjaźń ani tym bardziej miłość. Najwłaściwszą klasyfikacją będzie najprawdopodobniej odwołanie się do schematu nauczyciel – uczennica. W ramach związku z Simonem, Lynn uczy się reguł i zasad obowiązujących w wyższych sferach albo przynajmniej w wyższej klasie średniej. Podróżuje po europejskich stolicach, odwiedza snobistyczne restauracje i luksusowe hotele, poznaje filmy Bergmana, twórczość Rossetiego i muzykę klasyczną. Była sobie dziewczyna to po trosze Pigmalion drugiej połowy XX wieku. Naturalnie wpływ profesora Higginsa na Elizę Doolittle był znacznie silniejszy niż oddziaływanie Simona na Lynn Barber, ale obaj mężczyźni tworzyli bądź też próbowali tworzyć swoją Galateę. Pamiętnik Barber to jednak nie tylko zapis
znajomości z Goldmanem, ale także wspomnienia kolejnych lat jej życia, które w pewien sposób warunkowała młodość autorki. Metoda narracji sprawia, że autobiografia Barber nie stanowi wyłącznie zbioru faktów z jej życiorysu; listy dat, nazwisk i miejscowości. Autorka doskonale łączy poszczególne sytuacje w związki przyczynowo-skutkowe, analizuje konsekwencje pewnych zachowań i działań. Przy okazji Barber akcentuje rolę przypadku tudzież mniej lub bardziej szczęśliwego zbiegu okoliczności. Jedna sekunda naszego życia wpływa na wszystkie kolejne godziny, dni i lata. Wybory i decyzje, które zdają się być dość prozaiczne, finalnie okazują się kluczowe. Poza tym dziennik Barber jest niezwykle bogaty w ironię; najczęściej w tę najwyższej klasy, czyli autoironię. Pisarka potrafi zdystansować się do tego, kim była, kim się stawała oraz do tego, kim jest obecnie. Warto wspomnieć, że po „szkole” Goldmana i studiach na Oxfordzie Barber została dziennikarką; czytając jej pamiętnik łatwo zresztą zauważyć, że nie jest on
autorstwa byłej salowej albo emerytowanej pracowniczki poczty, lecz osoby, która przez całe życie zajmowała się rzemiosłem słowa.

Tytuł Była sobie dziewczyna przywodzi oczywiście na myśl książkę Nicka Hornby’ego Był sobie chłopiec. Skojarzenie to nie jest bezpodstawne – Hornby to mąż Amandy Posey, producentki filmowej, która postanowiła zekranizować fragment pamiętnika Barber. Sam Hornby jest autorem scenariusza do filmu oraz pomysłodawcą kilku zmian, których celem było uczynienie go ciekawszym od książki. Zdecydowanie bardziej przekonuje mnie talent pisarski Lynn Barber niż literackie wybryki Nicka Hornby’ego, więc mam nadzieję, że „poprawki” te są w miarę subtelne i delikatne.

d38fjz2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d38fjz2

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj