Gwałt? Winna polska wódka
W "Wojennych związkach" Roger podejmuje również zagadnienie agresji seksualnej - i jak przyznaje we wstępie, zgromadzenie materiałów dotyczących tego zagadnienia było zadaniem karkołomnym. Przede wszystkim dlatego, że ofiary - w obawie przed konsekwencjami - nie zgłaszały się na milicję. Poza tym stopień zaufania do niemieckich władz czy granatowych policjantów był niezwykle niski. I chociaż przemoc seksualna była prawnie zakazana, sprawców nie karano zbyt surowo. Dobrym usprawiedliwieniem gwałtu było zrzucenie winy na alkohol. Niemieccy żołnierze bardzo często twierdzili, iż "nie znali mocy polskiej wódki", co dla sądu było wystarczającym wytłumaczeniem.
Zdaniem autorki książki, podczas okupacji przeważał raczej schemat szantażu, np. niemiecki szef przychodził co miesiąc do polskich pracownic i groził, że muszą mu się oddać, a jeśli tego nie zrobią, to stracą pracę, co najczęściej równało się wywózce na roboty do Rzeszy. O Herbercie Stricknerze, który odpowiedzialny był w Kraju Warty za proces zniemczania, otwarcie mówiono, że ładnym Polkom o wiele szybciej wystawiał zaświadczenie o wpisaniu na volkslistę. Z badań Maren Roger wynika, iż nie było przyzwolenia na gwałty wśród niemieckich dowódców i w Wehrmachcie, jednakże szczególnie groźne były specjalne grupy operacyjne (tzw. Einsatzgruppen) które na zapleczu frontu mordowały lub wtrącały do więzień Żydów i wrogów politycznych III Rzeszy. Ich członkowie bardzo często dopuszczali się gwałtów wobec Polek i Żydówek, gdyż wiedzieli, że i tak nie zostaną za to ukarani.