Rei Kimura, z wykształcenia prawniczka, z zamiłowania pisarka i dziennikarka, jak sama twierdzi, większość czasu spędza na lotniskach. Liczne podróże pozwalają jej poznać nowe kultury, miejsca i natchnąć do napisania kolejnych powieści, których ma na swym koncie już sześć. Autorka porusza w nich różnorodną tematykę, od historii zatopienia „Awa Maru” po dzieje kobiety, która postanowiła zostać kamikaze czy opowieść o tym, co wyniknie z faktu, gdy samuraja i sługę zaczną łączyć stosunki o wiele bardziej zażyłe, niż zazwyczaj. Siódme dzieło Kimury ma ukazać się w 2009 roku, jednak autorka nie może się jeszcze zdecydować, czy tytuł ma brzmieć m.in. 1001 księżniczka miłości, czy też 1001 niewolników miłości. Cóż, jak widać od księżniczki do niewolnika droga niedaleka, o czym zresztą możemy się przekonać czytając Motyla na wietrze, książkę przełożoną już na siedem języków.
Autorka opisuje w niej pasjonujące losy Okichi Saito, zjawiskowo pięknej córki cieśli z Shimoda, która wbrew swej woli została konkubiną amerykańskiego konsula wysłanego do Japonii, by negocjować pierwszą umowę handlową pomiędzy tymi krajami. Jak mówi legenda, kiedy Townsend Harris ujrzał byłą gejszę wracającą z łaźni, natychmiast zapragnął ją mieć. Ot, kaprys jakich wiele (zwłaszcza, gdy jest się podstarzałym satyrem, mającym praktycznie nieograniczoną władzę), jednak gdy w grę wchodził kres izolacji Kraju Kwitnącej Wiśni, bez większych ceregieli i zważania na małżeńskie plany dziewczyny, pchnięto ją w ramiona schorowanego dyplomaty. Z, jak sama o sobie mówiła, wschodzącej gwiazdy w świecie gejsz, zabawki bogatych panów, stała się bezwolnym świecidełkiem, ucieleśnieniem zachcianki, więźniarką w patriarchalnym świecie, w którym kobieta jest warta tyle, ile mężczyzna u jej boku. Prawdziwy koszmar miał się jednak dopiero rozpocząć, wszak w oczach niewielkiej społeczności rodzinnego miasta, Okichi była
kochanką cudzoziemskiego diabła, która zdradziła swój naród idąc do łóżka z barbarzyńcą, jednym z narzucających swoją wolę przy akompaniamencie kanonady dział okrętowych. Dla takich czarnych owiec nie było miejsca w Shimodzie, zaś dziewczyna, która czuła się wręcz niegodna swej urody, obawiała się jej i pragnęła być jedynie kolejną cichą, szarą, anonimową kobietą rodzącą dzieci i gotującą strawę strudzonemu mężowi, stała się obiektem furii, nienawiści i ostracyzmu.
Losy tej, którą dziś nazywa się bohaterką otwarcia Japonii i organizuje kolejne pamiątkowe ceremonie, są doskonałym tematem na fascynującą powieść o miłości, wyrzeczeniu i pogardzie. Powieści, która przybliżałaby czytelnikowi świat gejsz nie gorzej, niż najsłynniejsza książka Atrhura Goldena, a zarazem wzruszałaby tragizmem historii nieszczęsnej Okichi, której wszelkie plany obróciły się w niwecz wskutek próżnej zachcianki gaijina. Niestety, Motyl na wietrze przypomina raczej szkic, niźli kompletne dzieło. Myślę, że przede wszystkim autorka, tuż przed chwyceniem za pióro nie odpowiedziała sobie na pytanie, jaki charakter miałaby mieć jej książka, przez co efektem jej pracy jest swoista hybryda biografii z powieścią o miłości. Z początku bardzo skrótowo, pobieżnie i bez większej dbałości o szczegół, prześlizgnęła się przez najmłodsze lata bohaterki - jej życie w świecie gejsz oraz u boku konsula. Widać, że Kimura przede wszystkim pragnęła ukazać ostatnie, tragiczne lata Okichi, kiedy nienawiść mieszkańców
Shimody osiągała apogeum, jednakże, skupiając się na zakończeniu, zupełnie zapomniała o wstępie i rozwinięciu. Postać głównej bohaterki nakreślona jest zatem dość niestarannie, zdawkowo, a rys psychologiczny ginie zduszony dość beznamiętną, suchą relacją, zmieniającą się w momentami infantylne dywagacje napisane w stylu, jaki nie przystoi tak doświadczonej dziennikarce – bez ikry, bez życia i, niestety, przede wszystkim bez pomysłu na ostateczny kształt tej niewielkiej książeczki. Dzieła, które mogło być pasjonującą, wielowątkową powieścią o kresie pewnej epoki, o tragicznej miłości i o kobiecie marzącej o przeciętności, a skazanej na społeczną anatemę. Niestety, pomimo tego, że temat miała Kimura wyborny, nie udało jej się w pełni wykorzystać potencjału drzemiącego w tej pięknej, wzruszającej historii i poszła po najmniejszej linii oporu, li tylko, bez większego zaangażowania relacjonując kolejne stacje składające się na tę swoistą via crucis pięknej Okichi Saito – zachcianki cudzoziemskiego dygnitarza.