Trwa ładowanie...
recenzja
01-04-2014 18:35

Światła rampy

Światła rampyŹródło: "__wlasne
d169f8d
d169f8d

Po raz pierwszy spotkałam się Ulfem Nilssonem w 2008 roku, kiedy do rąk polskich czytelników trafiła jego książka * Żegnaj, panie Muffinie!. I przyznam, że przeczytałam tę opowieść o starości i śmierci świnki morskiej z mieszanymi uczuciami. Nie irytuje mnie ani nie przeraża motyw śmierci w literaturze dziecięcej. Przeciwnie, uważam, że skoro dzieci stykają się ze śmiercią, widzą na trawnikach martwe ptaki i rozpaczają po utracie swoich zwierzęcych ulubieńców, powinno się im pomagać zrozumieć, dlaczego ludzie i zwierzęta odchodzą. * Żegnaj, panie Muffinie! niewątpliwie należy do książek, które mają oswoić małych czytelników ze stratą, bo chociaż umiera świnka morska, jej odejście przypomina śmierć człowieka, jego pogrzeb oraz żałobę. Starzejąca się świnka – zupełnie jak człowiek – wspomina swoje długie i dobre życie, ukochaną żonę i radosne
dzieci, które dorosły i poszły swoją drogą. Po jej śmierci w gazetach ukazują się nekrologi i odbywa się pogrzeb, żałobnicy stawiają na grobie piękny krzyż i mnóstwo kwiatów, ojciec wygłasza mowę pogrzebową, a dzieci śpiewają pieśni i kto wie, może relacja z tego wydarzenia znajdzie się nawet w wiadomościach telewizyjnych?

Rozumiem oczywiście zamysł autora i wiem, że celowo prowadzi czytelnika kolejne etapy odchodzenia, rytuał pogrzebowy oraz żałobę, chcąc ułatwić dziecku przeżycie nie tylko utraty zwierzęcia, ale też i bliskiego człowieka. Nie lekceważę rozpaczy dziecka po utracie ukochanego zwierzątka, jednak nieco uwiera mnie dosłowność * Żegnaj, panie Muffinie!* i to niezwykle ścisłe utożsamienie zwierzęcia z człowiekiem. Oczywiście zwierzęta są w książkach dla dzieci bardzo często obdarzane ludzkimi cechami, ale przyznam, że ceremoniał pogrzebowy pana Muffina cokolwiek mnie zmęczył: choćbym nie wiem, jak się starała, nie jestem w stanie zrównać świnki morskiej z człowiekiem i wytłumaczyć dziecku sensu stawiania krzyża na grobie zwierzęcia.

Być może moje wrażenia z lektury * Żegnaj, panie Muffinie!* sprawiają, że odczytuję nową propozycję Ulfa Nilssona głównie w kontekście użytkowym, jako sfabularyzowaną instrukcję, kolejną książką podpowiadającą, jak należy sobie radzić w trudnej sytuacji. Tym razem jednak bohater mierzy się z problemem mniej ostatecznym, choć przecież niezwykle trudnym dla bohatera. W Kret sam na scenie sześcioletni chłopiec staje się niechętnym i przerażonym uczestnikiem szkolnego przedstawienia. Zjada go trema, zresztą prześladowczyni nie tylko przedszkolaków. Nie pomagają zapewnienia nauczycielki, że właściwie nie musi brać udziału w przedstawieniu, wystarczy, że nałoży kostium kreta i powie kilka słów na zakończenie. Jednak nawet ten krótki występ wydaje się brzemieniem nie do uniesienia. Nie pomaga entuzjazm rodziców. Scena wydaje chłopcu zbyt ogromna, światła za jasne, sala zbyt pełna widzów. Wśród radosnego podniecenia pozostałych
aktorów bohater marzy tylko o tym, żeby stać się kretem, którego kostium nosi, i móc się ukryć pod ziemią.

W Krecie sam na scenie bohater przełamuje lęk dzięki swojemu młodszemu bratu. Obaj chłopcy razem wychodzą na scenę, a starszy pojmuje, że dla młodszego zawsze będzie dużym, starszym bratem. Ulf Nilsson bardzo ładnie i z wyczuciem pokazuje więź łączącą rodzeństwo i jak wiele znaczy ona dla obu chłopców. Miłość daje nam ogromnie dużo i czasami wystarczy się przejrzeć w cudzych oczach, żeby znaleźć w sobie siłę do rzeczy, wydawałoby się wcześniej, niewykonalnych. Tę wzajemną serdeczność rodzeństwa pięknie podkreślają ciepłe, przejrzyste ilustracje Evy Eriksson.

d169f8d

Ulf Nilsson nie banalizuje dziecięcego strachu. Strach jest naturalną częścią dzieciństwa, nawet jeśli dziecko dorasta w bezpiecznym domu, jego problemy nie są lekceważone i ma wsparcie kochających rodziców. Nazywając ten strach, Kret sam na scenie może pomóc wielu dzieciom, które jak mały Kret borykają się z tremą i bez trudu się z nim utożsamią. Ulf Nilsson i Eva Eriksson stworzyli dydaktyczną historię, która niczego nie udaje ani nie kryje szczególnych głębi. Jest po prostu prostą, pełną ciepła książeczką, którą z przyjemnością odkryją starsze przedszkolaki lub dzieci z młodszych klas szkoły podstawowej. Te, które zmagają się z tremą, z łatwością utożsamią się z bohaterem i może w przyszłości chętniej zmierzą się z publicznymi występami. Ale nawet te, które same wyrywają się na scenę, znajdą w tej książce ładną pochwałę więzi pomiędzy rodzeństwem, pokazaną – co ważne – z perspektywy dziecka.

d169f8d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d169f8d