Literatura SF jest dla mnie literaturą kompletnie nieznaną. Tak się jakoś złożyło, że nigdy nie fascynowało mnie poznawanie innych planet, statków kosmicznych itp. Philip K. Dick był mi tak samo znany jak zjawisko osmozy czy coś równie dziwnego, a więc krótko mówiąc - wcale. Pierwszy raz usłyszałam o nim od przyjaciela, który zafascynowany jego książkami, dosłownie połykał coraz to nowe woluminy. Jednak, mimo swojej wielkiej miłości do tego autora, nie był w stanie mnie przekonać. Podszedł mnie z innej strony. Pewnego dnia ofiarował mi książkę Człowiek z Wysokiego Zamku. Z braku laku i żeby nie było nikomu przykro, przeczytałam ją. I w ten sposób już wiem, że Philip K. Dick stanie się moim częstym gościem w wolne wieczory.
Człowiek z Wysokiego Zamku to powieść, w której autor pokazuje nam alternatywną przeszłość, przedstawia nam inny scenariusz drugiej wojny światowej. Jak by to było, gdyby Japonia i Niemcy wygrały wojnę? Okupacja Stanów Zjednoczonych jest tutaj sprawą pierwszorzędną i mogłoby się wydawać, że tylko i wyłącznie o tym traktuje książka. Jednak, jak się dowiedziałam od wspomnianego przyjaciela jeszcze przed przeczytaniem, Dicka nie można przyjmować ot tak po prostu. Pod każdą powłoką zwykłej „bajeczki” tkwi coś więcej. Bardzo wyraźnie przedstawił to w posłowiu tłumacz, Lech Jęczmyk, pisząc, że w dorobku tego pisarza możemy zawsze odnaleźć „obsesyjną potrzebę poznania świata, zajrzenia za kulisy rzeczywistości, ustalenia granic między tym, co obiektywne i subiektywne.” Człowiek z Wysokiego Zamku pokazuje nam trzy światy równoległe: pierwszy to ten, w którym żyją bohaterowie książki. Świat, który dla nich jest najbardziej realny, a więc właśnie ten wspomniany przeze mnie, w którym Stany Zjednoczone znajdują się
pod okupacją państw Osi. Drugi to świat książki tytułowego człowieka z wysokiego zamku, pana Abendsena, autora powszechnie znanej, ale jednocześnie zakazanej książki Utyje szarańcza, który pokazuje tok historii alternatywny w stosunku do tego, który w książce jest realny. Jednocześnie zaznaczam, że ta Abendsenowska wizja świata, w której to USA wygrywają wojnę, jest najbardziej zbliżona do prawdziwego końca wojny. Trzeci świat to ten, w którym żyjemy my, czytelnicy. To świat, który znamy.
To, co urzeka najbardziej w tej książce, to niezwykła plastyczność, elastyczność, z jaką Dick radzi sobie z przechodzeniem z jednej rzeczywistości w drugą. Bardzo charakterystyczni bohaterowie, z których każdy ma odmienne podejście do świata, w jakim żyje, wydarzenia, które mają miejsce - to wszystko sprawia, że sami zapominamy o tym, gdzie jesteśmy i w jakim świecie żyjemy. Wszystko staje się nam bardzo bliskie, choć jednocześnie tak irracjonalne, niemożliwe... Do tego wszystkiego dochodzi księga I-cing, Księga Przemian, którą bardzo często kierują się nasi bohaterowie, by poznać swoją przyszłość, ale nie tylko - jest to w pewien sposób sumienie każdego z bohaterów. Ujawnia motywacje ludzi, choć czasem oni sami nie zdają sobie z nich sprawy. Nie powiem, że przekonałam się do gatunku literatury, jakim jest SF. Nie będę kłamać, że od dzisiaj tylko takie książki będę czytać. Niemniej jednak przekonałam się do Dicka i na pewno z wielką radością sprawdzę, czy aby na pewno kolega nie wybrał najlepszej
książki tego autora, aby zrobić tak pozytywne wrażenie na mnie. Bo wrażenie niewątpliwie było..