„Świat Andrzeja Fidyka”. Dokumentalista o sobie
O tym, że Andrzej Fidyk jest twórcą interesującym trudno wątpić oglądając zaobserwowane i sfilmowane przez niego światy. Gdy jednak wchodzi w rolę opisującego je piórem, sprawa ma się nieco inaczej.
O tym, że Andrzej Fidyk jest twórcą interesującym trudno wątpić oglądając zaobserwowane i sfilmowane przez niego światy. Gdy jednak wchodzi w rolę opisującego je piórem, sprawa ma się nieco inaczej.
Zamysł książki „Świat Andrzeja Fidyka” , wydanej przez Znak Literanova, wydaje się prosty i atrakcyjny. Dokumentalista postanawia opowiedzieć kulisy powstawania swoich dziewięciu znanych filmów, które przysporzyły mu uznania nie tylko widzów, ale i jurorów festiwali. Współautorką książki, choć trudno powiedzieć dokładnie w jakim stopniu poza wstępem, jest Aleksandra Szarłat.
- Prawie zawsze aspiruję, żeby powiedzieć kwintesencję prawdy o danym kraju w tym fragmencie rzeczywistości, którą obrazuje film – mówił Fidyk w jednym z wywiadów. – I żeby z tych tematów można było tworzyć uogólniające metafory.
To mu się udawało. Tematów do kolejnych filmów szukał coraz dalej – w Korei Północnej („Defilada” 1989), Iranie – („Sen Staszka w Teheranie”1992), Rosji – („Rosyjski striptease”1993), Japonii („Pocztówka z Japonii” 1994), Brazylii – („Carnaval — największe party świata”1995), Indiach („Kiniarze z Kalkuty”1998), afrykańskim Suazi („Taniec trzcin” 2000). Książkowe wspomnienia rozpoczyna „Defilada” zrealizowana w 1989 roku na 40-lecie KRL-D, obnażająca mechanizmy i paradoksy totalitarnej władzy obserwowanej z obiektywnej, niezaangażowanej perspektywy.
Opowiedziana na kilkunastu stronach historia powstania filmu i pobytu w Korei Północnej wyraźnie napisana została teraz, po upływie 27 lat. Pozostawiły one wprawdzie w pamięci najbardziej nietypowe chwile, ale sprowadziły je do anegdoty, jaką opowiadamy po wielokroć nieznającym jej jeszcze znajomym. W tym przypadku mamy do czynienia z jeszcze jedną okolicznością — w 1989 roku wyjazd Fidyka do Korei był wydarzeniem niezwykłym, którego rzadko kto mógł dostąpić. Każda przekazana stamtąd informacja była zatem cennym źródłem wiedzy. Dzisiaj jest wszakże inaczej, refleksje typu: „Koreańczycy są tak nafaszerowani propagandą, tak zindoktrynowani, że tkwią w przekonaniu, iż żyją w najbogatszym, najpiękniejszym i najlepszym kraju na świecie”. Stwierdzenie: „My, Polacy, również doświadczaliśmy indoktrynacji, lecz skala jej nasilenia w Korei Północnej jest nieporównywalnie większa” jest, niestety, znacznie banalniejszą wersją świetnego przecież dokumentu przedstawiającego tamtą rzeczywistość.Często – także w kolejnych
rozdziałach – kiedy Fidyk opisuje sytuacje sprzed lat – dodaje - „w tamtym czasie”.
Na zdjęciu: Andrzej Fidyk
(img|715379|center)
Właśnie. Z perspektywy dzisiejszego czasu, wiele tamtych obserwacji nie ma już dawnej siły i świeżości. O dokumencie zrealizowanym na zamówienie BBC, którego polscy widzowie nie widzieli, Fidyk pisze tak: „Film o Bułhakowie „The Devil in Moscow” miał w BBC premierę w 1991 roku. Spodobał się i otworzył mi drogę do dalszych projektów, ale w Polsce postanowiłem go nie pokazywać. Miałem ambicję, by mój dokument nie był gorszy od powieści „Mistrz i Małgorzata”, ale choć znalazło się w nim dużo dobrych momentów, niestety, był gorszy”.
Przytaczam te próbki prozy Fidyka, by czytelnicy zorientowali się w charakterze opowieści proponowanej przez dokumentalistę. Tu dodać jeszcze należy, że w książce znalazły się wypowiedzi o autorze–dokumentaliście m.in. Marcela Łozińskiego, Magdaleny Piekorz, Krzysztofa Zanussiego, Zdzisława Pietrasika. Mają one dość dziwną formę mini wypracowań lub laudacji, które powinny uwierzytelnić bądź ubogacić tę publikację, ale raczej efekt jest odwrotny od zamierzonego. Nic więc zaskakującego, że wolę oglądać dokumenty Andrzeja Fidyka niż czytać jego książkę.
Małgorzata Piwowar