Książki o Afryce – fikcyjne, lecz wzbogacone autentycznym tłem historyczno-kulturowym – zazwyczaj pisane są językiem tchnącym tyleż nostalgią, co goryczą. Nostalgia tym rzewniejsza, a gorycz tym głębsza, gdy mamy do czynienia z rdzennie afrykańskim autorem. Abraham Verghese (na co dzień profesor medycyny Uniwersytetu w Stanford) pochodzi z Etiopii i tam też osadza akcję Powrotu do Missing. Nie dziwi więc melancholijnie smutny klimat powieści, refleksyjny ton pobrzmiewający w dialogach i wyraźnie emocjonalny stosunek do opisywanej scenerii. Zapomniany szpital, choroby i śmierć, a w tle kwitnący reżim dyktatora – tak pobieżnie można by streścić osnowę fabuły. Powrót do Missing daleki jest jednak od ponurego świadectwa afrykańskiej egzystencji – choć dramatycznych scen i nad wyraz skrupulatnych opisów ludzkiej anatomii autor nam nie szczędzi.
Z tej ponad 700-stronicowej książki (a może raczej: księgi) przebija atmosfera rodzinnego ciepła i idyllicznej krainy lat dziecinnych. Paradoksalnie, bo wspomniana sielskość pozornie nie przystaje do naturalistycznych opisów operacji, nękanej chorobami biedoty i postępującej brutalizacji życia w Addis Abebie lat 60-tych i 70-tych. Autor opowiada historię syjamskich bliźniąt, rozdzielonych podczas traumatycznego (skądinąd) porodu i wychowanych w misyjnym szpitalu – tytułowym Missing. Wiernie oddaje przy tym realia życia w kraju cesarza Hajle Sellasje i dyktatora Mengystu – tj. etiopską egzotykę i wielokulturowość, skontrastowane z obrazem tyranii. Jakkolwiek książka Verghese jest lekturą wciągającą (z gatunku tych, które na długie godziny przyszpilą do biurka zaczytanych bez pamięci odbiorców), wypada wyraźnie zaznaczyć jedno: Powrót do Missing pod względem fabuły przypomina klasyczny melodramat.* Historia bliźniaków Mariona i Shivy – osieroconych przez matkę-zakonnicę, porzuconych przez ojca-chirurga i
skłóconych z winy problematycznej kobiety – zawiera wszystkie wyznaczniki ekranowego wyciskacza łez.* Jest tu i motyw odrzucenia, i zdradzonej miłości, i niewyjaśnionej historii sprzed lat. Jest opis trudnej, bratersko-ojcowskiej relacji – ewoluującej w wiadomym kierunku, wraz z rozwojem dramatycznych zdarzeń. Jest wreszcie symboliczne zakończenie (związane ze znamiennymi dla fabuły motywami zaginionego listu i Ekstazy św. Teresy Berniniego) – zamykające książkę w spójnych, choć łatwych do przewidzenia ramach.
Miejscami nienaturalnie „tragiczna" treść, a także sentencjonalne przesłanie – opiewające, bądź co bądź, frazesy o ponadczasowej sile miłości i potrzebie odkupienia – mogą się wydać przesadzone. Mogą, lecz nie muszą. Verghese pisze bowiem w sposób na tyle specyficzny, że mimowolnie zaraża swoim refleksyjno-wzniosłym stylem i ciepłem, emanującym z plastycznej scenerii etiopskiego szpitala Missing. Autor wykonał w tym wypadku pracę karkołomną, poświęcając powieści ładnych kilka lat życia – o czym zresztą informuje nas w równie imponującym, 10-stronicowym posłowiu (zwieńczonym znamienną bibliografią lektur przygotowawczych). Nie brakło i polskiego akcentu w postaci wzmianki o Cesarzu: Nieżyjącemu Ryszardowi Kapuścińskiemu jestem ogromnie wdzięczny za opis miasta i kraju, który – jak sądziłem – tak dobrze znam. Addis Abeba w wydaniu Verghese faktycznie aspiruje do obrazu możliwie jak najbardziej realistycznego – uwzględniającego
zarówno mentalność i kulturowe dziedzictwo mieszkańców, jak i historyczne podłoże wieloletnich przemian oraz politycznych zawirowań.Między innymi dzięki dbałości o szczegóły – wplatane do fikcyjnej opowieści w formie opisu autentycznych zdarzeń i postaci – autor skutecznie odtwarza etiopski koloryt. Swą specyfikę „Powrót do Missing" zawdzięcza także hermetycznej terminologii, którą Verghese-lekarz szczodrze obdarza książkowych bohaterów-chirurgów. Uwypukla w ten sposób naturalizm medycznych „potworności", bez których żaden szpital – nawet ten fikcyjny – obejść się nie może.
Opowieść o Missing i jego mieszkańcach warto więc polecić, chociażby ze względu na rys faktograficzny – wpleciony do fabuły na tyle dyskretnie, że przekonująco. W książce nie brak także wątków humorystycznych, łagodzących wydźwięk co drastyczniejszych fragmentów i wprowadzających urozmaicenie do refleksyjno-lirycznych rozterek bohaterów. Verghese co prawda nie unika zgubnego (w większości przypadków) patosu, a miejscami wręcz ckliwego dramatyzmu, lecz w gruncie rzeczy tworzy udaną historię obyczajową. Osadzoną w scenerii, która może nie zachwyca – lecz niewątpliwie przyciąga.