Harry Potter rozpoczął nową erę powieści dla młodzieży. Powieści nieprzesłodzonych, niesielankowych, a już na pewno nie ugrzecznionych. Główny bohater to zazwyczaj magicznie uzdolniony chłopiec, przewodzący drużynie dzielnych równolatków, wśród których obowiązkowo występuje nieprzeciętnie inteligentna dziewczynka. Dzieciaki walczą ze złem, jednak same nie zawsze postępują dobrze. Nie ma więc herosów czystych jak łza, a i nieraz większą sympatię wzbudzają bohaterowie, którzy mają na swym koncie sporo grzeszków.
W powyższy schemat z pewnością wpisuje się seria o Artemisie Fowlu. I tu postacią pierwszoplanową jest mądry i bogaty nastolatek, który ratuje świat (a dokładniej: różne krainy i stworzenia) przed zewsząd zagrażającym niebezpieczeństwem. W Polsce nakładem wydawnictwa WAB ukazała się właśnie kolejna, siódma już, część serii o tym niezwyczajnym chłopcu. Dotychczas Artemis ratował ukochaną mamę i wróżki, jednak teraz będzie musiał pomóc… samemu sobie.
Wszystko zaczyna się niewinnie. Zazwyczaj sarkastyczny i chytry Artemis, tym razem planuje szlachetną walkę z globalnym ociepleniem. W tym celu wzywa na islandzki lodowiec grupę elfów i przedstawia im plan działania. Jednakże nie jest mu dane uniknąć problemów: Artemis doświadcza bowiem wybitnie nieprzyjemnego „kompleksu Atlantydy”. Tak się nazywa choroba, której istota opiera się na trawiącej chłopca manii i nerwicy natręctw. Artemis ucieka przed rzeczywistością, a jego szaleństwo realizuje się w wierze, iż piątka przynosi szczęście, a czwórka symbolizuje śmierć. Pojawia się nawet drażniąco ugrzecznione alter ego głownego bohatera: Orion, który próbuje rozkochać w sobie wyraźnie zszokowaną przyjaciółkę Artemisa. Ale spokojnie, wątek choroby psychicznej nie wystraszy młodych czytelników. Artemis trochę się pogubi, na szczęście może liczyć na wiernych przyjaciół – z elficzką Holly i bodyguardem Butlerem na czele.
Artemis i kompleks Atlantydy nie nadaje się dla czytelników, którzy nie znają poprzednich części. Jest w nim sporo nawiązań do dawniejszych przygód chłopca, kolejni bohaterowie pojawiają się nagle i jeśli czytelnik nie poznał ich wcześniej, może mieć duże kłopoty ze zrozumieniem konsekwencji pewnych wydarzeń, a nawet samych dialogów.
Za to wierni fani przygód dzielnego Artemisa, nie zawiodą się.Czekają ich iście bondowskie zwroty akcji, sprzęt, którego nie powstydziłby się sam Batman, i technika rodem z najlepszych wątków science-fiction. Natłok wydarzeń i wszechobecność najnowszych wynalazków szalonych naukowców przyprawiają o zawrót głowy. Do tego nowe lokacje rojące się od skrzatów, centaurów i wróżek. Wartkiej akcji towarzyszy delikatne ironiczne poczucie humoru, które autor zręcznie wplata przede wszystkim w dialogi. Napięcie utrzymuje się do samego końca i trudno przewidzieć, jakie przygody szykują dla nas kolejne karty powieści.
Z powyższego opisu można wysnuć raczej słuszny wniosek, iż książki o Artemisie są przeznaczone przede wszystkim dla chłopców.Jednak z całą odpowiedzialnością mogę zapewnić, ze znam wiele nastolatek, które z wypiekami na twarzy śledzą losy Fowla.
Dorosłych przygody Artemisa raczej nie wciągną, przynajmniej nie tak mocno jak powieści o Potterze. Jednak warto spróbować, bo dla wielu z nas będzie to na pewno miła rozrywka i przyjemne oderwanie się od zgryzot dnia powszedniego.