Joe wraz ze swoją dziewczyną Joy, bratem Davidem i jego narzeczoną Faith kupuje bar na Teneryfie, a dokładniej – odkupuje go od jego poprzedniego właściciela. W końcu o takim miejscu marzy każdy Brytyjczyk, który ma dosyć deszczowej, zmiennej pogody i przez okrągły rok śni na jawie o ciepłym słońcu, drinkach z palemką i leżaku na plaży. Jednak zmierzenie się z rzeczywistością bywa... zaskakujące.
Biurokracja hiszpańska, do tego absurdalne przepisy, które się zmieniają i niewiele osób o tym wie za wyjątkiem samej administracji, lokalsi, wspomniani Brytyjczycy, którzy postanowili na wyspie zostać na dłużej, turyści, którzy się wymieniają co wtorek i piątek, słowem plejada gwiazd, dodatkowo okraszona cwaniakami i mafiosami, o których obecności nie mówi się zbyt głośno, bo taka znajomość zawsze może się przydać. Wymarzony świat El Beril zaczyna wyglądać trochę mniej fascynująco, zwłaszcza gdy doda się do tego konieczność spędzania wielu godzin w kuchni, w której i tak panuje nerwowa atmosfera i wysoka temperatura, do tego czasem dochodzi nagły brak jakiegoś ważnego składnika do przygotowania dania dnia i tragedia gotowa. Czasem zaczyna brakować prądu, co skutkuje koniecznością serwowania ciepłego piwa, a wszędzie spacerują karaluchy, które kochają takie temperatury i klimaty. Ale klienci także są, niektórych można nawet zaliczać do grona stałych bywalców.
Czy prowadzenie baru przez sezon, bo tyle czasu opisuje autor, się powiedzie? Tutaj w zasadzie odpowiedź jest znana każdemu, kto książkę weźmie do ręki. Mimo to warto przebijać się wraz z Joe przez barierę językową, która towarzyszy młodym i odważnym Brytyjczykom. Bar, a dokładnie Smugglers Tavern, staje się doskonałą możliwością sprawdzenia, z kim właścicielom jest po drodze, a od kogo lepiej trzymać się z daleka, a przede wszystkim – kto wytrzyma mordercze tempo, towarzyszące każdemu biznesowi, ściśle związanemu z turystyką.
Czy na pewno biznes na Teneryfie to spełnienie marzeń każdego? Na pewno prowadzenie takiego baru leży w sferze marzeń, o których się raczej opowiada a do realizacji im daleko z wielu powodów. Intrygująco przedstawiają się także turyści, którzy nawet w odległym kraju czy na wyspie marzeń, gdzie spędzają urlop, szukają doskonale znanych im potraw i trunków. I to właśnie oni w dużej mierze decydują o sukcesie lub porażce baru.
Książkę napisał brytyjski podróżnik i autor książek o tematyce podróżniczej, który aktualnie mieszka... na Teneryfie właśnie. I to z jego perspektywy poznajemy turystów i miejscowych, bo któż wie o nich tyle, co „miejscowy” Brytyjczyk? Zapewne podobnie wyglądałaby historia z większości miejscowości turystycznych, w których miejscowi i turyści stanowią układ wzajemnych zależności. Tym razem tytułowy koktajl z palemką jest wyjątkowo słodki i z każdą stroną przypomina o tym, że wkrótce trzeba będzie planować kolejny wakacyjny wyjazd.
To co, Teneryfa?