Taniguchi to jedno z najbardziej błyskotliwych odkryć wydawnictwa Hanami. Dzisiaj, po ukazaniu się na naszym rynku Zoo zimą i Wędrowca z tundry dziwi, że inni wydawcy mangi nie sięgnęli wcześniej po tego uzdolnionego i docenianego rysownika. Japończyk ma talent do opowiadania bezpretensjonalnych historii o życiu. Potrafi przemycić oczywiste morały nie wprawiając czytelnika w zażenowanie. Tym razem jednak porwał się na historię zupełnie inną, kryminalną, do której podszedł tak, jakby robił kolejny komiks o sensie życia.
Bohaterem Ratownika jest alpinista, opanowany i wysportowany Shigo, który całe swoje życie poświęcił górom. Los zmusza go jednak do opuszczenia swojej samotni i konfrontacji z miastem (Tokio). A wszystko przez zaginioną nastolatkę - córkę przyjaciela, o którego śmierć Shigo się obwinia. Taniguchi przedstawia bohatera z innej epoki. W komiksie kilkakrotnie padają słowa, że takich mężczyzn już nie ma. Twardych, męskich, zdeterminowanych. Rycerskich, gotowych do największych poświęceń w imię wartości, o których nikt już nie pamięta, i których nikt nie wyznaje. Ten niedzisiejszy mężczyzna mierzy się z jak najbardziej dzisiejszym miastem. Z jego brudem, smrodem, hałasem i anonimowością. Błądzący po podejrzanych dzielnicach Tokio Shigo odkrywa świat, o którym nie miał pojęcia. Świat nastoletniej prostytucji, przemocy i wielkich, stawiających się ponad prawem korporacji. I nie ukrywa, że tego świata nie rozumie. Musi jednak stawić mu czoła, zagłębić się w jego brudzie i uratować dziewczynkę, której obiecał
pomagać.
Niestety podobnie jak Shigo nie rozumie miasta, tak Taniguchi nie do końca rozumie gatunek, po który sięgnął. Rysownik próbował zmierzyć się z nim na własnych warunkach, nie naginając się do praw konwencji. Dlatego jest to opowieść niemal chirurgicznie czysta, pozbawiona jakiegokolwiek brudu. Dużo mówi się tu o upadku i demoralizacji, ale nie widać tego na kadrach. A przecież kryminał potrzebuje dwuznaczności, bohaterów trzeba czasem nieco oszpecić, zanurzyć w bagnie, z którym się stykają. Tymczasem opowieść o ratowniku jest banalnie jednoznaczna. Pozytywni bohaterowie są krystalicznie czyści, niemal idealni. Negatywnych zaś nie tłumaczy nic. Więcej, nawet prostytuujące się masowo nastolatki są tu jedynie ofiarami - zagubionymi, niekochanymi dziećmi, którym trzeba pomóc, a wobec których nie pada ani jedno słowo potępienia. Okazuje się, że narracja, która sprawdza się w wypadku melancholijnych historii o odnajdywaniu siebie, nie zdaje egzaminu, gdy mowa o piętnastoletnich prostytutkach, pedofilach i
dzielnicach rozpusty. W efekcie powstał komiks sterylny, sprawnie opowiedziany, świetnie narysowany (jak zawsze), ale zupełnie niewciągający. Nie sposób bowiem dać się wciągnąć w historię, wobec której jesteśmy tak mocno zdystansowani. Której nie wierzymy nawet przez moment.
Ratownik to artystyczna porażka Taniguchiego. To szczyt, którego nie zdobył. Czytając go ma się wrażenie obcowania z publicystyką - naciąganą, wyidealizowaną, skalkulowaną na zimno opowieścią z tezą, której przesłanie od samego początku jest oczywiste. Niekochane dzieci potrafią zrujnować sobie życie; wielkie miasta to skupiska wyalienowanych jednostek; wierność i męstwo wciąż są w cenie; nigdy nie można się poddawać. Wszystko to prawda. Szkoda tylko, że tak nachalnie podana.