Romans z 16-latką
Tyrmand rozpoczyna swój dziennik 1 stycznia 1954 roku. Już na pierwszych stronach czytamy o Bognie, nastoletniej miłości 34-letniego pisarza: "Wczoraj był Sylwester, więc dziś kac i ból kości. Poza tym pogodziłem się znów z Bogną, co mnie niepomiernie dziwi. Mimo wielokrotnych ostrzeżeń, Bogna, demon bezmyślności i egoizmu, znów sugeruje, że my jakoby koledzy. Cóż za nonsens. Żeby jeszcze na użytek zewnętrzny, dla konwenansu, zbytecznego, co prawda, ale zawsze. Lecz nie, wręcz odwrotnie, gdyby mogła, Bogna nosiłaby ze sobą zmięte prześcieradło do szkoły średniej, żeby każdemu pokazać i opowiedzieć". I dalej:
"Koleżeństwo, jej zdaniem, ma być między nami wewnątrz wzajemnego stosunku. Zupełne nieporozumienie: ponad szesnaście lat różnicy i potworna przewaga umysłowa. Opiekun, wychowawca, nauczyciel, przyjaciel, ukochany, kochanek, nawet mąż (uchowaj Boże!), ale nigdy kolega. Bogna jest arcytworem przyrody, to fakt, wobec tego wierzy w nie do pokonania hegemonię swych szesnastu plus-coś-tam lat, w potęgę czystej formy. Niedawno zagrała znów kolegę wobec osób trzecich, na co nie mogłem się zgodzić: wyrzuciłem ją, po raz nie wiem który, z mieszkania i życia. Przez dwa dni jej nie było, siedziała jakoby w domu i bolał ją żołądek, co w jej przekonaniu jest znakiem cierpienia. Bo Bogna mnie kocha, tak uważa i twierdzi. Co to za miłość, nie wiem, nie ręczyłbym za nią, znając Bognę. Ale jakoś kocha, na swój sposób, bez zbytecznych i trudnych wątpliwości".