Trwa ładowanie...
recenzja
03-10-2011 17:42

Sprawiedliwy, który zrobił, co mógł

Sprawiedliwy, który zrobił, co mógłŹródło: "__wlasne
dv93a1d
dv93a1d

Nazwanie życia Denisa Aveya barwnym, byłoby daleko idącą subtelnością – stanowiło lawinę zdarzeń, przy których losy niejakiego Franka Dolasa jawią się jako dość nudnawe. Do armii wstąpił nie dla króla, ojczyzny czy splendoru, a, po prostu, dla przygody. Ot, nosiło go - ileż można się dręczyć monotonią Essex - postanowił zatem sprawdzić, czy aby na pewno jest, jak mu się wydawało, niezniszczalny. Wcielony do 2. Batalionu Brygady Strzelców 7. Dywizji Pancernej, słynnych Szczurów Pustyni, walczył w Egipcie, Libii (m.in. Bardija, Tobruk i Beda Fomm), dokonując głównie patroli na tyłach wroga oraz jeżdżąc transporterem karabinów Bren. Włoscy żołnierze nie przysparzali zbyt wiele kłopotów Brytyjczykom, jednak kiedy na pustyni pojawiła się Afrika Korps Rommla, zaczęły się schody. Uratowawszy oficera, miał Avey szansę doczekania końca wojny w Południowej Afryce w ramionach niejakiej Joyce, żeglując, pławiąc się w słońcu i sącząc drinki – z szansy tej nie skorzystał. Młodzieńcza przygoda musiała wszak trwać, nie
po to wyruszyło się z deszczowej Anglii na pustynię, żeby rozkoszować się luksusami. Front, na który powrócił, nie był już ten sam, zaś ataki Rommla były coraz bardziej destrukcyjne, o czym Avey przekonał się pod Sidi Rezegh, gdzie, ranny, trafił do niewoli. Zbyt pospolite jednak byłoby, gdyby po prostu przetransportowano go do jakiegoś obozu; statek z jeńcami został storpedowany na Morzu Śródziemnym. Bohaterowi wydawało się, że jednostka ta zatonęła, przeto na własną rękę dopłynął do Grecji, gdzie został schwytany. Po wielu perypetiach, dając się we znaki niemieckim strażnikom, trafił do stalagu E715, znajdującego się na południowym skraju placu fabryki Bruna-Werke, należącej do koncernu IG Farben. Wraz z nim, na owej budowie pracowali również Żydzi z oddalonego 3 km na zachód obozu Auschwitz-Monowitz. W życiu Aveya rozpoczął się kolejny rozdział, nie mający nic wspólnego z beztroską przygodą, którą miało być dlań wcielenie do brytyjskiej armii.

Okładka wydanych właśnie w Polsce wspomnień Denisa Aveya, napisanych przy współpracy korespondenta BBC, Roba Broomby’ego, sugeruje, że mamy do czynienia z literaturą obozową. Złowieszczy tytuł, więzienny pasiak i druty kolczaste nie pozostawiają wiele wątpliwości, przestrzegam jednak przed wpadnięciem w tę pułapkę. Opowieść o pobycie w E715 to niecała 1/3 pracy, podczas gdy tytułowa eskapada do Auschwitz III (w zasadzie dwie eskapady, bowiem autor dwukrotnie przedostał się do Monowitz) to ledwie kilka stron. Jak możemy się jednak przekonać z ostatnich rozdziałów wspomnień, ów epizod położył się cieniem na całym życiu autora. Auschwitz III był przedsionkiem piekła, stosunkowo najmniej „śmiercionośnym” z trójki obozów, wśród których w Auschwitz-Birkenau mordowano już na skalę przemysłową. Pomimo tego, nazistowski program Vernichtung durch arbeit, eksterminacji przez pracę, zbierał tam swe upiorne żniwo w stopniu tak koszmarnym, że Avey postanowił zamienić się z jednym z żydowskich więźniów i przedostać do
obozu. Jak sam twierdzi, niewiele mógł zrobić, ale nękała go potrzeba dowiedzenia się i zobaczenia tyle, ile mu się uda, dobrowolnie rezygnując ze statusu chronionego prawem brytyjskiego jeńca wojennego. Pragnął ujrzeć, co się tam dzieje i dać temu świadectwo, miał wszak nieskończenie większą szansę przeżycia, niż „pasiaści”. Pracując na budowie, widział ludzi zamienianych w ciągu kilku dni w szare cienie snujące się po placu, odarte z godności, duszy i człowieczeństwa. Dzień za dniem przyglądał się okrucieństwu, przemocy, krzywdzie, nie był jednak w stanie ich powstrzymać. Jakże przejść mógł nad tym do porządku dziennego człowiek, który stale garnął się do walki, działania, obrony swych racji i przekonań? Słyszał o zbrodniach, jakich dokonują Niemcy w obozach, a jako że słowa „przypuszczenie” i „domysł” nie należały do jego słownika, postanowił zostać świadkiem dramatu rozgrywającego się za kolczastymi drutami. Marzenia o oficerskich szlifach rozwiały się wraz z dostaniem się do niewoli, przeto Avey
postawił przed sobą nowy cel: zobaczyć, ile tylko zdoła. Siły dodawała mu świadomość, że nie czynią więzień mury kamienne, ni kraty z żelaza kute i dopóki umysł jest sprawny, można przezwyciężyć wiele trudności. Jak możemy się, niestety, przekonać z późniejszych rozdziałów, to, czego był świadkiem w Auschwitz III, zadziałało niszcząco na kondycję psychiczną autora, nękanego zespołem stresu pourazowego.

Avey szczerze opisuje owe powojenne, problemy z poradzeniem sobie z obozową traumą. Zrazu potrafił się odciąć, przestać o ofiarach myśleć, zdawałoby się, że niemieckie obozy należały do innego świata, zaś ówczesnych doświadczeń wręcz nie wolno było przenosić do normalnego życia. W dzień udawało mu się wypierać ów koszmar, w nocy, niestety, wszystko przeżywał od nowa. Śnili mu się żydowscy więźniowie, powracały potworne zapachy śmierci i rozkładu, eskalowało wspomnienie zaszczucia. Problem pogłębił się, gdy sąsiedzi zaczynali pytać o wojnę, pragnąc usłyszeć bohaterskie anegdoty, opowiastki o heroizmie i wspaniałych bitwach. Tymczasem, gdy Avey opowiadał o tej „drugiej” wojnie, której doświadczył, słuchacze, czując się skrępowani, reagowali obojętnością, zażenowaniem. Piekło obozów wymykało się ich percepcji, ergo bardziej komfortowo było w ogóle o nim nie słuchać. Przesiąknięty upiornymi wspomnieniami, trawiony przez dolegliwości psychiczne, przeżył autor również poniżenie, gdy próbował przekazać władzom
informacje o Auschwitz. Byłych jeńców traktowano jak balast, nieudaczników, którzy dali się złapać, gdy ich dzielni koledzy walczyli na froncie. Do tego wszystkiego doszły problemy ze zdrowiem, choroba płuc i pogarszający się stan oka, uszkodzonego przez obozowego strażnika oraz bolesny policzek, jakim było rzucenie weteranom ochłapu pod postacią 204 funtów za „nazistowskie prześladowania”. Swoją drogą, i tak mieli szczęście, w Polsce wszak wypłatę świadczeń dla byłych robotników niewolniczych i przymusowych III Rzeszy rozpoczęto bodaj w 2001 roku, kiedy znaczna część poszkodowanych już nie żyła.

Ponieważ, według autora, nie było ludzi, którzy pragnęli słyszeć o Auschwitz, ów świadek jednej z największych zbrodni w historii ludzkości, zamknął ów rozdział. Stan ten utrzymywał się do roku 2000, kiedy to w Anglii zaczęto zwracać uwagę na ofiary pracy niewolniczej. Avey zapragnął dobitnie pokazać, że alianccy jeńcy nie siedzieli z założonymi rękoma i nie czekali na koniec wojny – jak wspomina, po raz pierwszy od 1945 roku zajmował się wojną tak, jak należy. Wreszcie nauczył mówić się o swoim doświadczeniu, w czym bardzo pomógł mu dziennikarz, Rob Broomby, reporter badający historię brytyjskich jeńców przetrzymywanych w pobliżu Auschwitz. Dziennikarz ten namówił autora do napisania książki.

dv93a1d

Wspomnienia podzielić można na trzy części – opowieść o walkach na pustyni, o pobycie w stalagu oraz tę o czasach powojennych. Każda z nich niesie, i wywołuje zarazem, odmienne emocje. Pierwsza przesycona jest duchem przygody, w poszukiwaniu której autor dał się odziać w mundur. Niebezpieczne patrole, zwiady, małe potyczki i wielkie bitwy, męska przyjaźń, chwile wzruszenia, gdy trzeba pogrzebać towarzysza broni… Wszystko to znajdziemy w tej części, zwieńczonej pełnymi napięcia fragmentami o storpedowaniu statku i o kolejnych ucieczkach autora. Część druga przesycona jest grozą, relacjami z jenieckiej katorgi. Opisy realiów Auschwitz nadal robiły na mnie duże wrażenie, pomimo tego, że czytałem już bardzo wiele prac na ten temat i powinienem się, zapewne, uodpornić. Trzecia, ostatnia część, to, z początku gorycz wynikająca z tego, że w zasadzie nikt nie chciał słuchać świadectwa, dla którego autor ryzykował własne życie wkradając się do obozu. Podobny żal można znaleźć również we wspomnieniach Amerykanów
powracających z wietnamskiej wojny – opluwanych przez część społeczeństwa, opuszczonych przez rząd, rzuconych na pożarcie przez powojenną traumę. Owa gorycz zmienia się, na szczęście, w radość z tego, że jednak zaczęto zwracać uwagę na to, co Avey pragnie przekazać; wreszcie mógł swobodnie mówić, co przyniosło swoiste katharsis.

Człowiek, który wkradł się do Auschwitz to bardzo dobrze napisana historia o harcie ducha i rozumu, którego nie sposób uwięzić i zniewolić. To opowieść o potędze woli przetrwania i o życiu, które podsumować można lapidarnym, acz niosącym siłę stwierdzeniem: „zrobiłem, co mogłem”. Avey przywołuje w pewnym momencie maksymę, która przyświecała mu podczas pracy nad książką: „żeby zło mogło triumfować, wystarczy, że sprawiedliwi nie będą nic robić”. Autor postanowił „coś” zrobić, podobnie jak i inny bohater, który dostał się do Auschwitz, by zebrać jak najwięcej informacji i zorganizować ruch oporu. O ile jednak Avey sam skazał się na milczenie, by, po ponad pół wieku przemówić, rotmistrz Witold Pilecki nie dostał szansy przekazania swego świadectwa w wolnej, niepodległej Polsce. Czytając wspomnienia Brytyjczyka, myślę, że warto pomyśleć o naszym „ochotniku do Auschwitz”. Przebywał on w obozie nie dwa dni, a ponad 2,5 roku, zaś peerelowska wierchuszka robiła wszystko, by zamordować o nim pamięć. Po
piekle, jakie urządzili mu ubecy, powiedział do żony: „Oświęcim to była igraszka”. Avey miał ten komfort, że nikt po wojnie nań nie polował, niemniej wspomnienia uczyniły z jego życia koszmar, nadchodzący za każdym razem, gdy zamykał oczy próbując zasnąć. Podejrzewam, że widma żydowskich jeńców wciąż będą doń powracały, ale może teraz, kiedy już dał o nich świadectwo, ta obecność będzie mniej traumatyczna? Z pewnością pomogło temu napisanie książki, uwolnienie wspomnień i zaangażowanie się w poszukiwania rodzin tych, którzy ocaleli. Dla nas tymczasem, jest to, jak wspomniałem, wartka historia o rzeczonym sprawiedliwym, który wiedział, że, aby zło nie triumfowało, należy działać. Nawet, jeśli się zapłaci za to niewyobrażalnie wysoką cenę.

dv93a1d
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dv93a1d

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj