Trwa ładowanie...
recenzja
02-10-2012 13:23

Śpiew czysty, śmiech straszny

Śpiew czysty, śmiech strasznyŹródło: Inne
d3xoz8h
d3xoz8h

Nie od wczoraj wiadomo, że śmiech pozwala oswoić trudne sytuacje.Karnawalizacja to stary sposób na okiełznanie strachu, czy będzie to podskórny, biorący się nie wiadomo skąd lęk czy fobia całkiem oczywista i łatwa do zrozumienia. Gdy w literaturze mowa o miłości i przyjaźni bardzo łatwo narazić się na śmieszność, całkiem nietrudno stać się generatorem raczej umiarkowanie mądrych myśli, które egzaltowana młodzież wypisuje helveticą na nadnaturalnie upozowanych fotografiach jako swój ból istnienia. Gdy w literaturze mowa o strachu, jakoś nam łatwiej to przełknąć. Może dlatego, że można? Że ten strach podszywa tak wiele i dlatego tak nam ciągle wesoło? Trudno powiedzieć, a po co komukolwiek uogólnianie, generalizowanie i cały ten filozoficzny syf? Dość powiedzieć, że gdy dobry pisarz opowiada o lęku, to jakoś łatwiej mu niby przypadkiem opowiedzieć miłość, naszkicować przyjaźń – i wcale nam nie przeszkadza, że tak naprawdę, żadnej z tych rzeczy nie można nigdy objąć.

Poza strachem. Ten zawsze będzie miał taką objętość, jaką mają nasze ramiona, gdy próbujemy pogłaskać własne plecy i taką odległość, jaka dzieli nas od drugiej osoby.Tak przynajmniej wydaje mi się po lekturze książki Milijenka Jergovicia Srda śpiewa o zmierzchu w Zielone Świątki. Nie znam się na Bałkanach – fascynują mnie, ale kompletnie się na nich nie znam, dlatego kalejdoskop zdarzeń i postaci, które przewijają się na kartach tej książki przypomina mi niekończącą się, fascynującą podróż. Serbowie, Bośniacy, Chorwaci, milicjanci, policjanci, złodzieje, żebraczki, uciekinierzy, wieczni tułacze albo ci, co wiecznie kogoś ścigają. Agresorzy i ofiary, podmiejskie kariery, afery na skalę międzynarodową. Tulący do siebie kwiaty na początku listopada i ci, co nie zjedzą wieprzowiny. Tygiel, miks, kompletne szaleństwo i ciężko się połapać. Jeśli się połapiesz, punkt dla Ciebie, ale jeśli nie – proza Jergovicia i tak obroni się sama. I co najlepsze – jest tak dobra, że aż głupio chcieć to opisać.

Ciało dziewczynki leży w chłodni – nie wiadomo, skąd pochodziła, nikt nie upomniał się o nią: żaden kraj, żaden człowiek. Tymczasem wokół zmarłej Srdy Kapurovej gromadzą się kolejno osoby najbliższe jej doczesnym szczątkom. Bo najpierw ten, co chciał być milicjantem i nawet trochę mu się udało, a potem ostatecznie skończył jako dozorca w szpitalnej chłodni. A potem inspektor, co to tyle czasu poświęcił sprawie zabójstwa dziewczynki – wszystko na nic. A potem morderca – chyba morderca, jakoś nie bardzo można w to uwierzyć, ale jednak poszlaki tak wskazywały, a potem… Byłoby bardzo nie w porządku nazwać tę książkę kryminałem, choć wszystkie wątki prowadzą do małej Srdy, ale to raczej opowieść o ludziach i o ich lękach. O tym, co się z nami dzieje, gdy czegoś się boimy. Bez obaw – tu nie ma wielkich słów. Tu nawet nie ma zbyt wielu wiekopomnych wydarzeń, a jeśli są, zostały taktownie pominięte, przemilczane. Ten, który odniósł największy sukces, też jest mały, ma śmieszne problemy i dziwactwa, a ten
najpośledniejszy – własne wyżyny. Jergović ma niesamowity dar opowiadania – gawędziarsko, ze swadą snuje opowieść, podczas której przechodzą dreszcze albo pęka się ze śmiechu (jak absolutnie cudowna historia dwóch par obuwia dla Dido Kvaternika czy rewelacyjna opowieść o Rudim Mahlerze i Božo Labasie). Ale strach jest wszędzie obecny: nie ten akcent, nieodpowiednie wyrażenia, nie do końca dobre miejsce zamieszkania. Wieczne szukanie swojego miejsca – wiecznie skazane na porażkę. Miało być idealnie, ale nie jest. Miał być geniusz, jest skrzywiony przez wszystko dziwak z kastetem. Jergović nie będzie udawał i mówił: mogło być inaczej. Nie o to chodzi. Chodzi o to, co jest i jak jest, co z tym zrobisz, choć musisz wiedzieć, że w większości sytuacji na zawsze zostaniesz rozciągnięty między śmiechem i strachem. Jergović powie za to mocno i dobitnie: „ Nas ratuje tylko nienawiść w każdej chwili, w której nie śpimy, nas ratuje tylko pogarda, nawet kiedy zaśniemy! Nie może człowiek rozwozić pizzy po całym mieście i
nie mieć w kieszeni noża i kastetu. Bóg strzeże tych, którzy nie są letni”.

Srda śpiewa mimo, że leży w chłodni. Śpiew jest głośny i czysty. A opowieść – porażająco dobra.

d3xoz8h
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3xoz8h

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj