Dożywocie, opowiadanie tytułowe z pierwszego zbioru autorstwa Marty Kisiel, stanowiło jeden z mocniejszych punktów antologii * Kochali się, że strach. *Przykuwało uwagę ciekawym pomysłem, niebanalnym potraktowaniem tematu miłości, napisane zostało lekkim, pełnym humoru stylem. Również opublikowane w SFFiH Przeżycie Stanisława Kozika, choć króciutkie, pozostawało w pamięci, głównie za sprawą kontrastu – humorystycznego potraktowania bardzo poważnego tematu. Ponownie, pomysł był bardzo dobry.
Problem w tym, że potencjał niektórych pomysłów bywa ograniczony. Widać to w dalszym ciągu perypetii dożywotników z Lichotki. Cztery premierowe opowiadania, choć świetne stylistycznie (i w dodatku napisane w sposób, który uwielbiam, to jest z mnóstwem ironicznych komentarzy, dowcipnych określeń i ogólnie rzecz ujmując, zgrabnych zabaw słowem), nie dodają do znanego już z Dożywocia pomysłu wiele nowego. Początkujący pisarz, Konrad Romańczuk, oswaja się z nową prowincjonalno-paranormalną rzeczywistością, a wraz z upływem czasu zaczyna również emocjonalnie dorastać do odpowiedzialności za nadprzyrodzony inwentarz, który odziedziczył wraz z gotyckim domem. Zaczyna z coraz większym przekonaniem bronić swego specyficznego dziedzictwa przed atakami z zewnątrz.
Teksty kipią komizmem (przy czym językowy na ogół, przynajmniej w mojej ocenie, góruje nad sytuacyjnym czy postaci, które bywają kreślone zbyt karykaturalną kreską) i dostarczają wielu okazji do uśmiechu oraz kilku do wybuchów szaleńczego śmiechu. W moim przypadku te ostatnie wiązały się zwykle z nieszczęsnym paniczem Szczęsnym, widmem o zmiennym stanie skupienia i niezmiennym zamiłowaniu do egzaltacji i robótek ręcznych. Panicz poszukuje nowego image’u, po drodze doznając wstrząsającej inicjacji, oraz broni Lichotki przed intruzami własną, okrytą rozchełstaną koszulą z koronkami, piersią. To postać w toku opowieści najbardziej pogłębiona i o najlepiej wykorzystanym potencjale.
Opowiadania pełne są nawiązań do literatury, popkultury, a nawet bieżących wydarzeń społecznych i politycznych. Nie brakuje i zabaw mniej czytelnych dla szerszego grona odbiorców, ale oczywistych dla społeczności użytkowników forum internetowego periodyku Fahrenheit, w skład redakcji którego wchodzi autorka (chodzi przede wszystkim o różowego królika, choć nie tylko).
Skoro zatem jest zabawnie, a i refleksji (ewolucja więzi pomiędzy Konradem a pozostałymi mieszkańcami domu, stopniowa przemiana egoistycznego literata) nie brakuje, to w czym problem? Nie samym humorem, a nawet nie samą refleksją czy intertekstualną zabawą tekst stoi. Przydałaby się jeszcze fabuła, a tę, taką z prawdziwego zdarzenia, posiada właściwie tylko opowiadanie pierwsze i ostatnie. Pozostałe to raczej obrazki z życia codziennego w Lichotce (święta Bożego Narodzenia, impreza z okazji rocznicy śmierci, weekendowa wizyta agentki Konrada, jego spotkanie autorskie). I w związku z tym, mimo „giętkiego języka” i erudycji autorki, ich lektura po prostu się dłuży, słabo angażując czytelnika.
Z ciekawością będę śledzić dalsze dokonania Marty Kisiel, ale z powyższych powodów mam nadzieję, że do bohaterów Dożywocia już nie wróci. Licho co prawda nie sypia, ale odpocząć zdecydowanie powinno.