Trwa ładowanie...
recenzja
26-04-2010 16:19

Sokrates by się uśmiał

Sokrates by się uśmiałŹródło: Inne
d4ld08k
d4ld08k

Kiedy zastanawiam się nad moją pierwszą przygodzą z wielką nauką, na myśl od razu przychodzi mi cykl złożony z trzech cienkich książeczek autorstwa Jana Rurańskiego, ilustrowanych przez Edwarda Lutczyna. To dzięki nim dowiadywałem się, dlaczego sól jest słona, woda mokra, a zebra ma paski, znajdując wyjaśnienie tych zagadnień, jakże ważkich dla młodego człowieka spragnionego Wiedzy przez duże „W”. Minęło wiele lat, podczas których pytania mnożyły się w tempie zupełnie nieprzystającym do znajdywania odpowiedzi, aż wreszcie sięgnąłem po książkę Kathrin Passig i Aleksa Scholza, zatytułowaną Leksykon niewiedzy. Patrząc na przeuroczą wprost kurę łypiącą na mnie z okładki, od razu przyszedł mi na myśl wspomniany cykl Rurańskiego. O ile jednak pan Jan serwował nam odpowiedzi, dając złudzenie, że coś jednak wiemy, ewentualnie dzięki jego pracy się dowiemy, tak niemieccy autorzy owego złudzenia brutalnie nas pozbawiają, dobitnie uświadamiając nam rozmiar naszej niewiedzy. W 2005 roku opublikowano w „Science”
listę 125 wielkich problemów czekających na rozwiązanie przez naukowców w XXI wieku. Wśród nich znajdziemy m.in. pytanie o to, czy jesteśmy sami we wszechświecie oraz z czego jest on zrobiony, dlaczego człowiek ma tak mało genów, jak zwiększyć długość życia i wiele, wiele innych. Passig i Scholz wybrali spośród nich zaledwie piętnaście, po czym, dodawszy własne dwadzieścia siedem, ułożyli wszystkie w porządku alfabetycznym, tworząc tytułowy leksykon niewiedzy, czyli, jak sami napisali, pierwszą książkę, po której przeczytaniu wie się mniej, niż przedtem. Akurat ten slogan jest być może troszkę na wyrost, wszak wystarczy sięgnąć po pierwszą lepszą ustawę spłodzoną przez naszych mężów stanu, by – przeczytawszy ją – pogrążyć w swoistej mieszaninie stuporu i ogłupienia, faktem jednak jest, że akurat niewiedza, jaką aplikują nam autorzy leksykonu, jest niewiedzą najprzedniejszego gatunku. Kryterium, jakim kierowali się wybierając tematy do tego dzieła, jedynie w niewielkim stopniu stanowiła ich waga, przede
wszystkim zaś chcieli oni pokazać, „jak zręcznie niewiedza kryje się często w sprawach znanych”, rzekłbym wręcz: przyziemnych. Dlatego też nie tylko przeczytamy o sprawach wielce istotnych dla ludzkości, ale i o tych, nad którymi zastanawia się zwykły, szary człowiek, którego niespecjalnie zajmuje problematyka korpuskularno-falowej natury światła czy sensu bytu bozonów Higgsa. Wraz z Leksykonem niewiedzy otrzymujemy zatem mieszankę będącą hołdem dla ludzkiej niewiedzy, tego motoru wszelkiego postępu, pożywki dla naukowców goniących za kolejnymi, mnożącymi się jak króliki pytaniami. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że największą przyjemność sprawia nie złapanie króliczka, ale gonienie go, przeto obserwacja tych wybranych, czterdziestu dwóch przedstawicieli długouchego rodu, może dostarczyć – i w tym przypadku zdecydowanie dostarcza - niebagatelnej przyjemności.

Są wśród nich zagadnienia wielce poważne, takie jak deliberacje nad ciemną materią, cząstkami elementarnymi czy hipotezą Riemanna, jednak nieopodal dywagacji o maonach i Modelu Standardowym, znajdziemy rozważania nad problematyką kobiecego wytrysku, by chwilę później zastanowić się, dlaczego galaktyki otoczone są przez gromady kuliste. Dzięki autorom dowiemy się również, czego nie wiemy o powstaniu Hawajów, o tym, dlaczego liście robią się czerwone, jakim językiem napisany został manuskrypt Voynicha oraz dlaczego koty mruczą. Weźmiemy nawet udział w swoistym eksperymencie – konia z rzędem temu, kto czytając rozdział „Ziewanie” co najmniej raz nie ziewnie, i to wcale nie dlatego, że jest on niemiłosiernie nudny; wręcz przeciwnie. Rozpiętość poruszanej tematyki jest, jak widać, wprost imponująca, od astrofizyki, poprzez ewolucjonizm, zoologię, seksuologię, neurologię itp., aż do matematyki. Niewiele w leksykonie znajdziemy tematów z zakresu nauk humanistycznych, bowiem, jak autorzy tłumaczą, rzadko
odpowiadają one ich postulatowi sensownego badania niewiedzy. Mimo tego, poczciwej Klio udało się jednak przecisnąć przez tłumek rozwrzeszczanych przedstawicielek nauk ścisłych, dzięki czemu przeczytamy chociażby bardzo interesujący rozdział o wysadzeniu stropu tunelu północ-południe berlińskiej kolei miejskiej, w ostatnich dniach drugiej wojny światowej.

Doskonale widać, że Kathrin Passig, dziennikarka i tłumaczka, oraz Aleks Scholz, astronom zajmujący się rozwojem i budową planet i gwiazd, czują się jak ryby w wodzie przeskakując pomiędzy kolejnymi dziedzinami nauki. Ze swadą i humorem przybliżają nam kolejne, nierzadko (właściwie to: „zazwyczaj”) wykluczające się hipotezy będące próbą odpowiedzi na bardziej lub mniej istotne pytania. Czynią to tak przystępnie, że nawet o supersymetrii i teorii strun czyta się bez większych przestojów na drapanie się po głowie będące wizualizacją narastającego z każdym przeczytanym słowem pytania „ale o co w tym chodzi?”. Takich okazji nie będzie podczas lektury „Leksykonu niewiedzy” zbyt wiele, bowiem autorzy mają – jakże rzadki, niestety – talent do pisania w niezmiernie łatwy sposób o rzeczach niezmiernie trudnych. Nie wątpię, że wiele razy uśmiechniemy się czytając dowcipne, często zgryźliwe komentarze autorów, choć w gruncie rzeczy lektura może przynieść dość smutną konstatację, że tak naprawdę nie wiemy
praktycznie nic, przeto pozostaje nam grzecznie ustawić się wśród chórku, który gorliwie wtóruje Sokratesowi wypowiadającemu swoje najsłynniejsze zdanie. Istotnym przede wszystkim jest, że Leksykon niewiedzy znakomicie wpisuje się w hasło „bawiąc-uczyć”, w, momentami prześmiewczy sposób, ucząc nas pokory wobec otaczającego świata. Spragnionym poszerzenia swojej (nie)wiedzy, autorzy oferują interesujący wykaz źródeł, z których czerpali tworząc leksykon, zastrzegając, że do każdego tematu podali najwyżej pięć tytułów, bowiem pełny ich wykaz zapełniłby kolejną książkę. Znaczna część tych źródeł jest dostępna w Internecie, toteż nie pozostaje nic innego, jak włączyć przeglądarkę i kontynuować upajanie się niewiedzą – zapewniam, że, wbrew pozorom, może to być bardzo przyjemne doznanie.

d4ld08k
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ld08k

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj