Ciężkie jest życie rysownika komiksowego. W naszym kraju ze względu na to, że z tworzenia komiksów nie sposób się utrzymać. A na przykład w takiej Japonii dlatego, że nie sposób opędzić się od zamówień. I jeśli twórca nie wykazuje elementarnej asertywności, to pracuje coraz więcej, uginając się pod presją goniących terminów i sprzecznych wymagań redaktorów, rezygnując stopniowo z innych aspektów życia. Taki model kariery zawodowej prowadzi niechybnie do notorycznego przepracowania, twórczego wypalenia, deficytu oryginalnych i świeżych pomysłów. Stąd już prosta droga do depresji, uzależnienia, zachowań autodestrukcyjnych. Drogę taką przeszedł Hideo Azuma, mangaka popularny w Kraju Kwitnącej Wiśni, ale nad Wisłą jeszcze nieznany. Najpierw ją przeszedł, a potem narysował – w autobiograficznym komiksie Dziennik z zaginięcia.
Dwa z trzech rozdziałów albumu opowiadają o „zniknięciach” Azumy, kiedy to porzucał dom, rodzinę i pracę, aby prowadzić żywot bezdomnego włóczęgi, trzeci zaś o jego pobycie na odwyku alkoholowym. Autor drobiazgowo opisuje szczegóły swojej egzystencji poza marginesem społeczeństwa, związane z zapewnieniem sobie miejsca do spania w podmiejskim zagajniku, zdobywaniem pożywienia w śmietnikach, poszukiwaniem niedopałków i resztek alkoholu. Podobnie traktuje swoje kolejne doświadczenia, kiedy to z bezdomnego „awansował” na robotnika zajmującego się odcinaniem dopływu gazu w przewodach miejskiej instalacji. W końcu nie szczędzi licznych detali w opisie swojego pobytu na szpitalnym oddziale odwykowym i mityngach anonimowych alkoholików. To wszystko tworzy barwny obraz ucieczki od życia, która wrażliwemu autorowi-bohaterowi wydaje się jedynym wyjściem z matni systemu, ucieczki wymuszonej depresją i zakończonej stopniowym powrotem do psychicznej równowagi. Dzięki wspomnianym szczegółom obraz ten staje się
wiarygodny i skłania do refleksji. Zawiera jednak pewien dysonans. Cała opowieść stroni od wgłębiania się w przeżycia psychiczne bohaterów, pokazuje ich niejako „od zewnątrz”, cały czas zachowuje dystans do ukazywanych problemów. Próby przedstawienia tragicznych życiowych zakrętów w konwencji humorystycznej i groteskowa, „śmieszna” kreska burzą jasność przekazu i dodatkowo pogłębiają poczucie pewnej nieautentyczności opowiadanej historii. Budzą się wątpliwości, co też autor chciał osiągnąć, prezentując ją szerokiej publiczności. Czy pragnął przestrzec czytelników przed losem, który stał się jego udziałem, czy też pokazać, że depresja, skazywanie się na bezdomność i alkoholizm to w sumie coś fajnego i zabawnego. Niewątpliwie twórca chciał odreagować własne traumatyczne przeżycia, ale opisując je w cudzysłowie parodii, spłycił i osłabił wymowę dzieła.
Być może jednak mamy do czynienia z zabiegiem celowym. Zastosowanym, ponieważ obrazowane przez Azumę doświadczenia były na tyle bolesne i osobiste, że dopiero ich przefiltrowanie przez pryzmat humoru dało mu możliwość przeniesienia ich na planszę. Za taką interpretacją wyboru sposobu prowadzenia narracji Dziennika przemawiają wypowiedzi autora z wywiadu zamieszczonego na końcu tomu. Druga kwestia to różnice kulturowe. W kulturze japońskiej w dobrym tonie jest raczej ukrywanie uczuć niż ich eksponowanie i wystawianie na widok publiczny. W tym więc kontekście Dziennik to komiks odważny, choć z punktu widzenia kultury europejskiej, lubującej się w psychicznej wiwisekcji, pozostawia pewien niedosyt bezpośredniości i dosłowności. Tak, czy inaczej, warto go poznać, żeby przekonać się, że w zupełnie odmiennej kulturze ludzie borykają się z zupełnie takimi samymi problemami, jak my.