Ostatnio wydawnictwo PWR, czyli Przedsiębiorstwo Wydawnicze Rzeczpospolita rozpoczęło wydawanie kilku ciekawych cykli powieściowych. Oprócz recenzowanego już przeze mnie pierwszego tomu przygód inspektora Jacka Frosta miałem okazję przeczytać Symfonię Śmierci pani Cynthii Harrod-Eagles rozpoczynającą serię kryminalną o detektywie Billu Sliderze. Autorka ma na swym koncie około sześćdziesięciu powieści, z których większość, chyba ta najbardziej zresztą znana, należy do dwóch cykli: o Billu Sliderze i The Morland Dynasty Series. Ta druga seria jest wielotomową historyczną sagą obejmującą okres od Wojny Róż aż po drugą wojnę światową. Obejmuje ona podobno już trzydzieści cztery tomy, w porównaniu z planowanymi dwunastoma. Z trochę "innej beczki" jest Billy Slider, bohater dziesięciotomowego już cyklu powieści z gatunku policyjno-detektywistycznych. Angielska pisarka, angielski styl i angielski humor. Inny niż w przypadku książek z inspektorem Frostem, mniej rubaszny. Autorka ma też pewne ciągotki do
elementów charakterystycznych dla romansów, ale jakby na to nie patrzeć może to być całkiem miła odmiana w literaturze detektywistycznej.
Cechą stylu pani Harrod-Eagles jest koncentracja na szczegółach i to nie tylko związanych ze śledztwem. Możemy prawie na bieżąco śledzić perypetie głównego bohatera, także te sercowe czy jak kto woli łóżkowe. Pisarka, może to atut książki, nie szczędzi nam bogatych i dynamicznych opisów wzwodów, wytrysków, penetracji i szczytowań. Z pewnością niektórym będzie żal tak udanego życia erotycznego Slidera. Inni pomyślą, że w sumie to wszystko nie jest zbyt wiarygodne. Jeszcze inni zasmucą się, zadając sobie przy tym retoryczne pytanie: a jaki to ma związek z fabułą powieści?! Prawdę mówiąc, niewielki, ale czego się nie robi, żeby zaspokoić niektóre czytelnicze żądze. Opisy są momentami na pograniczu przyzwoitości, ale cóż, niektórzy lubią opisywać to, o czym wszyscy zdają się wiedzieć, ale o czym na ogół nie rozmawia się przy stole.
Główny bohater, który uważa, że jego praca jest bardzo ważna, ma chyba za zadanie zmiękczyć serca czytelniczek. Jest nieszczęśliwy, niezrozumiany przez marudną i wymagającą żonę Irene. Nie może mu ona wybaczyć chorobliwego zaangażowania w pracę i braku wymiernych efektów jego pasji, czyli awansów i podwyżek. Slider poświęca się pracy bez reszty, jadając po nocy w azjatyckich knajpkach i cierpiąc potem na dokuczliwą niestrawność. W opisywanym tu przypadku, prowadząc śledztwo wraz ze swoimi dobrymi i oddanymi kumplami, poszukuje jednocześnie szczęścia, korzystając nawet z chętnych ramion świadka, gorącej jak ciepła cegła skrzypaczki. Tematem powieści jest bowiem dziwna śmierć pewnej młodej dziewczyny, której palce wskazują na to, że miała w ręku skrzypce. Sprawa sama w sobie może i nie jest zbyt oryginalna, ale z każdym kolejnym akapitem ani bardziej prosta, ani oczywista, co i rusz pojawiają się w niej nowe bardzo obiecujące tropy. W sumie akcja nie pędzi, sporo czasu spędzamy wraz ze Sliderem w łóżku,
sporo w barach przy kufelku piwa. Atutem powieści jest wyspiarski humor i miła atmosfera, której nie niszczą nawet kolejne zwłoki. Powieść jest subtelniejsza niż ta o przygodach inspektora Frosta, poza oczywiście wspomnianymi scenami erotycznymi, w których autorka z dziwnym upodobaniem i uporem koncentruje się na fizjologii. Sporo tu obserwacji obyczajowych, wiele gier słownych, choć całość nie jest równa. Fragmenty rozwlekłe i nudne przeplatane są zabawnymi i bardziej dynamicznymi. Wydaje się, że jest to w gruncie rzeczy książka skierowana raczej do kobiet niż mężczyzn, ale decyzję pozostawiam czytelnikom. "Wszystko jest ciekawe i cudowne, kiedy się ma dwadzieścia pięć lat - oczywiście dopóki ktoś cię nie zamorduje."