„Wszystko, co wydaje nam się ważne, w gruncie rzeczy jest bez znaczenia, a o tym, co naprawdę się liczy, nie mamy czasu myśleć” – do takiego wniosku dochodzi Joaw Karni, bohater Wśród swoich, najnowszej książki Amosa Oza. Książki, która boleśnie uzmysławia nam, ile razy odkładamy coś na później i jak często to później nie nadchodzi.
Akcja ośmiu opowiadań, pozwalających wniknąć w zwyczaje i problemy mieszkańców kibucu Jikhat, rozgrywa się w latach pięćdziesiątych. Pozornie dzieje się niewiele. Opowieść snuje się nieśpiesznie, jak zwykle u Oza. I jak to u niego, w trakcie lektury pragniemy z ludźmi, o których pisze, tęsknimy za tym, co oni, czasem denerwujemy się, dlaczego nie wyciągają ręki po to, o czym marzą.
U Oza nie szuka się wartkiej fabuły. Szuka się własnych emocji. Robi się pauzy, by zastanowić się, czy nie popełniamy tych błędów, co bohaterowie. Te, zdawałoby się, błahe historie gęste są od pytań o miłość, samotność, zdradę czy lęk przed śmiercią. W jakiś przedziwny sposób krótkie opowiadania o mieszkańcach kibucu na oczach czytelników stają się uniwersalnymi przypowieściami o ludzkim losie.
W nocie wydawniczej czytamy: „To portrety postaci snujących intymne marzenia i doznających bolesnych doświadczeń - lęku, niespełnionych nadziei i tęsknot, poczucia straty - pozostających w cieniu tyleż śmiałego, ile naiwnego marzenia syjonistycznych pionierów o stworzeniu nowego człowieka i społeczeństwa. Spod sielankowego obrazu wyłania się ułomna ludzka natura, przewijają się charakterystyczne dla Oza motywy - osamotnienie, niemożność nawiązania autentycznych więzi”.
Mnożą się pytania o to, czy bohaterowie mają dość odwagi, by zostawić dotychczasowe życie za sobą i pójść w kuszącą, ale niewiadomą. Na ogół się na to nie decydują, więc w czytelniku rodzi się żal za tym, co się nie zdarzyło, bo sobie na to nie pozwolili. Wyobraźnia podpowiada piękne scenariusze, które zabrał strach. Cwi Prowizor, w którego życiu unosi się „gęsty zapach starokawalerstwa”, boi się przyznać do rodzącego się w nim uczucia. Nachum Aszerow i jego córka Edna milcząco przystają na to, by nie dotykać swoich emocji – co żadnemu z nich nie wyjdzie na dobre. Osnat dopiero po śmierci Martina, szewca i nauczyciela esperanto z kibucu, zagra mu jego ulubioną piosenkę „Śmiej się, śmiej się z moich marzeń”. A Jotam, syn Heni Kalisz, może nigdy się nie dowie, jak pięknie jest tam, gdzie boi się wyruszyć…
Wzdychamy ze smutkiem, gdy izraelski autor pisze: „Stanęła boso przy otwartym oknie i pomyślała, że większość ludzi potrzebuje chyba więcej ciepła i miłości niż inni są w stanie im dać, i że tej rozbieżności między popytem a podażą nie zdoła zlikwidować żadna z kibucowych komisji”.
Oz od lat uwodzi mnie nastrojem, umiejętnością rysowania emocji niewidzialną kreską. Nie osądza, nie poucza, nie dopowiada. No i ten język! O jednej z bohaterek pisze: „krok ma zawsze powolny, jakby nie była pewna, dokąd zmierza, albo jakby ją to nie obchodziło”.
Opowiadania z tomu Wśród swoich dobitnie uświadamiają, że choćby druga osoba była na wyciagnięcie ręki, każdy z nas poddany jest szczególnemu ciśnieniu samotności. Samotności, w której nikt nie pomoże nam stoczyć walki z niespełnionymi marzeniami. Uzmysławiają też, jak często nie umiemy komuś bliskiemu powiedzieć, co czujemy. I ten ktoś odchodzi z naszego życia, bo nie wie, że powinien zostać. A Oz podpowiada: zastanów się, co mógłbyś wygrać, gdybyś…