Trwa ładowanie...
recenzja
31-10-2012 23:31

Słodko-gorzka gra o szczęście

Słodko-gorzka gra o szczęścieŹródło: "__wlasne
d4ekrev
d4ekrev

Z całą pewnością można stwierdzić, że David Nicholls doskonale wie, jak zaskarbić sobie uwielbienie Czytelników. Przepis jest dość prosty: przeciętny bohater z tendencjami do denerwowania kontra chodzący ideał o wcale nie tak krystalicznym charakterze, doskonale znane, zwyczaje środowisko i mnóstwo splotów wydarzeń, które… mają miejsce tylko w książkach! I oto pojawia się powieść całkiem zwyczajna, zabawna i wzruszająca, przyjemna, ale nie porywająca. Jednak wystarczająco dobra, z czystą przyjemnością przytulić ją w jesienny wieczór (…i poranek, i popołudnie…).

Brian Jackson, nieprzeciętnie inteligentny nastolatek, rozpoczyna wymarzone studia w college'u.Z pewnością nie jest typem wyalienowanego nerda, ale nie należy też do dusz towarzystwa. Wraz z rozpoczęciem studenckiego życia ma wielki apetyt na wiedzę, zdecydowanie chce rozwijać swoje naukowe umiejętności, ale na drodze staje mu uniwersytecka piękność Alice Harbinson, w której zakochuje się bez pamięci. I, niestety, rozumu. Głęboko wierzy, że droga do jej serca wiedzie przez Rozgrywki Uczelniane – teleturniej, w którym udział jest spełnieniem jego marzeń i szansą za zabłyśnięcie w towarzystwie. Ale czy na pewno…?

Nic skomplikowanego, jak to bywa w powieściach o losach rzuconych na głęboką wodę początkujących studentów. Pierwsze kroki ku dorosłości, rozczarowania z nimi związane, sukcesy i porażki. Brian ma jednak jeszcze jednego, jakże niesympatycznego, asa w rękawie – pecha. Po prostu, niebywałego pecha, oczywiście w każdej sytuacji, na której mu naprawdę zależy. Mistrz kompromitacji, ofiara losu, zawsze z pryszczem w nieodpowiednim miejscu i zawsze mówiący coś, czego absolutnie nie powinien. Jak więc radzi sobie w normalnym świecie…?

Chyba nie trzeba wiele dodawać. Powieść od początku do końca jest przewidywalna, nawet w momentach, w których chce zaskoczyć. Można to uznać za jej wadę, ale można też widzieć niepodważalny atut w tym, że powieść czyta się dla czystej przyjemności obcowania z prostą, zabawną, ba, miejscami przezabawną historią, która pozwala oderwać się od znojów codzienności. Na próżno szukać w niej prawd o świecie (owszem, jest ich sporo, ale… dość banalnych), nie ma też co kreślić skomplikowanych portretów psychologicznych postaci, którzy stworzeni są po to, by wywoływać z góry określone uczucia i pasować do ogółu bohaterów komedii romantycznych.

d4ekrev

Wszystkie zarzuty wobec powieści są tak naprawdę jej… zaletami. Jak zostało wspomniane, czysta, prosta, prawdziwa przyjemność z lektury sympatycznej historii, która ma na celu, jak każda w takim stylu, obrócenie w słowa popularnych frazesów „dobro zawsze zwycięża”, „nikt nie jest idealny”, „nie wszystko złoto, co się świeci”, „nie zawsze trzeba wygrać, by osiągnąć sukces”, „dobry początek nie zawsze oznacza dobry koniec” et cetera, et cetera… Oczywiście, można powiedzieć, że pod płaszczykiem lekkiej komedii przemyca prawdy o tym, jak ciężko jest dorastać i przystosowywać się do nowych grup, a przy tym nie zatracać własnego ja i ideałów, w które się wierzyło i w duchu których zostało się wychowanym. Ale czy naprawdę trzeba o tym rozmyślać? Nicholls zapewne do tego zachęca, ale nie zmusza. I za to należy mu się uznanie – za stworzenie powieści, w którą można się zaangażować (ale nie zapominając, że jest napisana z humorem!), ale i taką, której można się oddać dla zwykłej przyjemności.

To jest tak, że nic nie powstaje z niczego. Sam dobry humor, nieprzeciwstawiony gorzkim prawdom o świecie, nie ma w sobie nic zabawnego, zaś rzeczywistość, w której nie ma miejsca na odrobinę uśmiechu, jest po prostu niewarta opisywania. Dlatego powstają powieści takie, jak Dobry początek, które z humorem w przeważającej większości, ale też ironią i nutką goryczy pokazuje zmagania z rzeczywistością, która przecież nigdy nie jest łatwa. A że jest ciut więcej kolorów, ciut więcej złośliwości losu, ciut więcej „niemożliwego, a jednak”… niech będzie, bo dobrze jest odczuwać zarówno szczęście, jak i smutek.

Nichollsa po prostu dobrze się czyta. Bez szału, bez zbytniego uwielbienia, ale na tyle, na ile lubi się banały, takie jak lody letnią porą czy kubek grzanego wina zimą. Albo właśnie dobrą lekturę jesienią, taką, która na pewno nie przygnębi, ale też nie będzie pozbawiona sensu. Żadnej psychologizacji, żadnego American Pie. Po prostu lekka, łatwa i przyjemna powieść, warta polecenia.

d4ekrev
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ekrev