Oto świat, w którym największym koszmarem jest słoik z marmoladą, który nie chce się otworzyć. Świat rozciągający się w dużej mierze pod numerem trzydziestym drugim, przy Windsor Gardens, oraz w jego okolicach. Świat w dużej mierze przyjazny, choć zabarwiony i złym charakterem zza płotu, a może zwyczajnie przyjazny tylko dla niego? Bo jak go nie kochać? Bo oto miś Paddington Brown. Niewysoki, brunatny, lepiący się i szalenie sympatyczny. Miś, który nagle pojawił się w Londynie i w jakiś dziwny, zaiste na pewno lepki sposób, zdołał wejść do rodziny Brownów. Rodziny zwyczajnej typu dwa plus dwa, plus gospodyni, pani Bird. Rodziny, która nagle poprzez niego zyskała nie tylko masę problemów, często zabawnych, ale też inne spojrzenie na otaczający ich świat. Rodziny, która dla Paddingtona po przyjeździe z Peru, gdzie miś zostawił ukochaną ciotkę, stała się właśnie jego rodziną. Ale też rodziny, do której miś ciągle jeszcze dojrzewa. I nawzajem. Bo przecież nigdy jeszcze nie mieszkali z niedźwiadkiem.
Czwarta część przygód misia z Peru nie zawiedzie tych, którzy go już znają i kochają. Rozśmieszy przygodą z kosiarką, oraz utrze nosa wścibskiemu sąsiadowi, wprowadzi w świat techniki, wraz z nowym telewizorem, ale też naprawdę rozczuli i wydusi łezkę w rozdziałach dotyczących świąt i przedstawienia teatralnego.
„Kiedy pomyślę o wszystkich tych niedźwiedziach, które dostają marmoladę tylko w niedzielę, robi mi się smutno. A jednak (...) gdyby nie ciotka Lucy, nigdy nie natknęlibyśmy się na Paddingtona. I jeśli ten fakt nie zasługuje na dodatkową porcję marmolady, to sama już nie wiem co zasługuje.”
Bo rzeczywiście ten mały miś, pochodzący naprawdę sprzed epoki komputerów i telefonów komórkowych, jest wart poznania. Poznania od początku, albo od środka, w zależności od upodobania. Poznania tym istotniejszego, gdyż macie przed sobą możliwość zabawy z misiem, który nie rozrabia, misiem pozbawionym agresji, a jednocześnie, dziwnie nad pozór inteligentnym. Misiem o wielkim rozumie i jeszcze przerastającym ten rozum, sercu. Misiem, który wprost nieświadomie, dokonuje największych, często emocjonalnych, a często i błahych wyborów. Ale postępującym zawsze zgodnie z nakazem serca i umysłu, wykształconym przez peruwiańskie puszcze. Oto miś Paddington, miś refleksyjny, który najpierw myśli, a potem działa. Najpierw spogląda na tych, którzy go otaczają, a potem myśli o sobie samych. No chyba, że chodzi o marmoladę... wtedy jest inaczej. Ale to misiowi zawsze można wybaczyć.