Fala zainteresowania literaturą fantastyczną nie mija. Po burzy związanej z sagą Zmierzch , przyszedł czas na Grę o Tron, potem na Igrzyska śmierci ... I dobrze – ciekawie czasem zanurzyć się w innym świecie, dać się ponieść fantazji, trochę się pobać, trochę powzruszać... Problem pojawia się wtedy, kiedy ktoś, na kanwie sukcesu „wielkich tytułów”, próbuje wypromować swoje dzieło, które ciężko nazwać ambitnym, ba, nawet dającym się lubić... Tak się stało w przypadku powieści Julie Cross Burza, pretendującej do miana godnego następcy najsłynniejszych w ostatnich latach powieści fantastycznych. Nie wiadomo, skąd przekonanie, że książka faktycznie może osiągnąć wysoki poziom, ale cóż - wiadomo, jakie cuda może zdziałać odpowiedni PR...
Dziewiętnastoletni Jackson Meyer to taki sobie zwykły, żeby nie powiedzieć prosty, pospolity nastolatek.Ma dziewczynę, z którą jest, bo jest, kumpli, swoje nieprzyzwoicie udane życie (czyt. bogatych rodziców). A, właśnie, potrafi też podróżować w czasie! Robi sobie więc czasem takie „skoki w bok”, w eksperymenty wtajemnicza przyjaciela, Holly, jego ukochana, nic nie wie, bo... Bo chyba by nie zrozumiała. Pewnego dnia dochodzi do naprawdę dziwnego zdarzenia – do akademika dziewczyny przychodzą tajniacy, młodzi się denerwują (nie, nie są wystraszeni, są nienaturalnie zdenerwowani i, nie wiedząc czemu, od razu wrogo nastawieni), zaczynają im się odgrażać, aż w końcu dziewczyna zostaje postrzelona, a Jackson (nagle z przerażenia) znika. Od tej chwili zaczyna się błąkać po różnych okresach przeszłości i nie potrafi znaleźć powrotnej drogi. Próbuje też rozwikłać zagadkę dziwnych gości w pokoju swojej ukochanej i zapobiec tragedii. Oczywiście odkrywa wiele spraw, o których nie miał pojęcia. Do głosu dochodzą
też dziwne organizacje, które chcą wciągnąć Jacksona w swoje szeregi. Czy pogodzi się z faktem, że został uwięziony w przeszłości, czy uda mu się wrócić do domu...? To już trzeba doczytać...
Poza tym, że powieść jest nudna – tak, po prostu – jest do tego źle napisana (w daleko idącej, pobłażliwej interpretacji od biedy można to nazwać „lekkim stylem). Niektóre fakty, ba, nawet dialogi, nie mają żadnego składu. Wygląda to trochę tak, jakby autorka wyobrażała sobie, że czytając książkę widzimy również film, który może nam wyjaśnić wiele sytuacji, których wyjaśnić nie potrafiła jej niewprawna pisarska ręka. W związku z tym przyjemność z lektury gdzieś znika, bo właśnie po to czyta się książkę, by wyobraźnia działała sama, bez przymusu, z przyjemnością. Tu gdzieś ta przyjemność zanika, bo za dużo problemów powodują niedomówienia, przy zrozumieniu których gubi się i wątek, i chęć dalszego obcowania z książką. Akcja wygląda tak, jakby zdecydowanie za szybko się toczyła, omija i spłyca wiele faktów, które z chęcią by się poznało.Jest za to to, czego można się spodziewać po banalnej powieści w amerykańskim typie – młodzi bohaterowie (oczywiście samodzielni), bez problemów, ale z tajemnicami, którzy
rozwiązują swoje ważne problemy. Zapewne sporo można zarzucić pierwszoosobowemu narratorowi, który – z racji tego, że nie jest wszechwiedzący – słabo tłumaczy niektóre zjawiska. Niby przybliża postać Jacksona, ale nieszczególnie chętnie chce się go poznać.
Sam pomysł na fabułę wydaje się ciekawy, choć nie jest niczym wyjątkowym, bo podróże w czasie to dość wdzięczny temat, który można dowolnie rozwijać. W tym wypadku z pewnością sporo stracił na kiepskiej realizacji, ale o tym już było. Zdecydowanie powieść jest skierowana do młodego odbiorcy, chociaż… może lepiej nie zaczynać przygody z gatunkiem właśnie od tej pozycji. Sporo w niej infantylizmu, brakuje dobrej literatury i odpowiedniego warsztatu, które przecież często idą w parze z fantastyką, co od jakiegoś czasu jest szczególnie zauważalne.
W Burzy zabrakło niemal wszystkiego, może poza chęcią pisania. Ale niestety, w tym wypadku to za mało… Nie mniej jednak – na horyzoncie majaczą kolejne części, a jako że sagi/trylogie/kontynuacje są teraz w modzie – może powieść będzie miała szczęście na dalszym etapie.