Czwarta i ostatnia księga Pellinoru Allison Croggon, czyli Pieśń, częściowo spełnia pokładane w niej nadzieje. Przynajmniej moje, a te były takie, żeby Maerad i Cadvana było w finałowym tomie jak najmniej (co się nie ziściło, stąd zadowolenie tylko częściowe), Salimana i Hema jak najwięcej (ostatecznie wyszło mniej więcej po równo), a akcji sporo.
Jako że wszystko wreszcie zmierza do ostatecznej konfrontacji z Bezimiennym, z tym ostatnim wymogiem nie powinno być problemu. Croggon jednak jakimś cudem zdołała zostawić kulminację na końcową partię powieści, poprzedzając ją ostatecznymi indywidualnymi próbami wytrwałości protagonistów. Jakby po raz kolejny musiała nas i siebie przekonać, że dzieci unicestwionego Pellinoru godne są podjęcia starań o ocalenie Annaru.
I tak Maerad musi stawić czoła dwoistej naturze swojej mocy, w której Mrok splata się ze Światłem, a Dar z krwią Żywiołowców. By wykorzystać pełnię swoich możliwości, Przepowiedziana stanie przed koniecznością rezygnacji z wygodnych kłamstw i zmierzenia się z (nie zawsze przyjemną) prawdą o swoich motywacjach i uczynkach. W dodatku skala jej potęgi i niezrozumiała natura siły, którą dysponuje, gwarantują dziewczynie - zamiast tak potrzebnego w trudnych i przerażających chwilach poparcia innych bardów - głównie ich strach, niezrozumienie i niechęć. Nawet wytrwale wspierający Ognistą Lilię Cadvan z Lirigonu nie potrafi i nie chce kryć swoich obaw. Nie znikają one także wtedy, gdy Maerad dokonuje cudów oblężonym Innailu. Przeciwnie, wręcz przybierają na sile.
Równolegle Saliman i Hem wyruszają na poszukiwanie Maerad, ścigając się ze zmierzającą do Annaru Czarną Armią. W drodze przez zbrojący się kraj, pełen zwolenników zdradzieckiego Enkira, dla bezpieczeństwa przyłączają się do trupy wędrownych aktorów. Nie uchroni ich to jednak przed zdradą oraz zagrożeniem, którego słabsza przyjaźń z pewnością by nie przetrzymała.
Trzeba przyznać, że Croggon dołożyła starań, by w finałowym tomie nie zabrakło napięcia, płynącego zarówno z zewnętrznych ataków, jak i wewnętrznych dylematów bohaterów. Im bliżej wypełnienia proroctwa, tym większe wyobcowanie i brzemię Maerad, co, przeprowadzone bardzo konsekwentnie, stanowi zaskakująco wręcz jak na standardy serii interesujące podejście do skrajnie wyświechtanego motywu Wybrańca. Niejednokrotnie autorka nie potrafi jednak zachować umiaru i w rezultacie rozważania Maerad czy też jej próby ogarnięcia własnej mocy przez swoją rozwlekłość i wysiloną symbolikę zaczynają nużyć. Z wątkiem Hema tego problemu nie ma. Jest to bohater o wiele bardziej ludzki i autentyczny niż jego siostra, ale też - mimo znaczącej roli - w mniejszym stopniu obciążony proroctwem. Opisane w Pieśni wypadki sprawiają, że jeszcze bardziej podziwiamy jego odwagę, wierność i siłę przyjaźni, jaką chłopak darzy Salimana z Turbanska.
Ostateczna konfrontacja z Bezimiennym przebiega w dość nieoczekiwany i malowniczy, a zarazem zaskakująco kameralny sposób. Ma to swoje uzasadnienie - wysoka cena zostaje przez protagonistów zapłacona z wyprzedzeniem. Podsumowując, by efektowny finał Pieśni mógł wybrzmieć, napięcie narasta stopniowo, chwilami nieco za wolno, ale w ostatecznym rozrachunku całość wypada nie najgorzej. W ostatnich już Dodatkach (powieść jak zwykle stylizowana jest na pracę naukową) poznajemy dalsze losy bohaterów, a także niektóre fragmenty ich wcześniejszych życiorysów. Dla fanów cyklu zakończenie z pewnością będzie satysfakcjonujące - Pieśń to godna następczyni najlepszej dotąd odsłony Kronik Pellinoru, czyli Kruka.