Seks, narkotyki, śmierć i rock and roll. Brudna prawda o The Rolling Stones
Wokół członków The Rolling Stones narosło wiele mitów i legend związanych z ich podbojami seksualnymi, zażywaniem ogromnych ilości narkotyków i skandalicznym zachowaniem. To prawda, że Stonesi to synonim hasła "sex, drugs and rock’n’roll". Nie każdy jednak zdaje sobie sprawę, ile bólu, cierpienia i tragedii jest wpisanych w historię legendarnego zespołu.
O tym, jacy naprawdę byli i są członkowie The Rolling Stones, wie jak mało kto Rich Cohen - słynny reporter "Vanity Fair" i "Rolling Stones", który w latach 90. pojechał w trasę z zespołem Jaggera, co pozwoliło mu zebrać nie tylko materiały do wybitnego reportażu, ale także nawiązać życiowe przyjaźnie.
Cohen szczyci się tym, że rozmawiał osobiście ze wszystkim członkami Stonesów z wyjątkiem jednego. Brian Jones, współzałożyciel kapeli i pierwotny frontman, zmarł w 1969 r., kiedy Cohen miał niespełna roczek. Pisząc swoją książkę "To tylko rock’n’roll (Zawsze The Rolling Stones)", która ukaże się w Polsce 24 sierpnia nakładem Wydawnictwa Poznańskiego, zebrał jednak informacje na temat Jonesa od ludzi, którzy widzieli jego wzlot i tragiczny upadek.
"Brian miał zamiłowanie do prostytutek i seksu grupowego. (…) Kiedy Anita nie chciała uprawiać seksu z nim i jakimiś kobietami, które poznał w mieście, obudziła się w nim skłonność do przemocy. Tak ją pobił, że później mówiła, że boi się o swoje życie" - czytamy w książce Cohena.
Brian Jones został znaleziony martwy w przydomowym basenie w lipcu 1969 r. Miał 27 lat i narządy wewnętrzne świadczące o wieloletnim nadużywaniu alkoholu i narkotyków. Pod koniec życia "gustował" w LSD, które całkowicie zmieniło jego percepcję, wpadł w paranoję i pogrążał w autodestrukcji. Policja stwierdziła, że przyczyną zgonu było utopienie i wykluczyła udział osób trzecich, choć w kolejnych latach mnożyły się teorie spiskowe dotyczące rzekomego morderstwa. Jones na wiecznym haju mówił wszystkim dookoła, że jest inwigilowany przez służby i nigdy nie czuł się bezpiecznie.
Anita, o której mowa w powyższym fragmencie, to włosko-niemiecka modelka Anita Pallenberg, która zostawiła Jonesa dla jego kolegi z zespołu, Keitha Richardsa. Teoretycznie ich związek trwał przez kilkanaście lat i zaowocował trójką dzieci. Niestety w 1976 r. doszło do tragedii, która zaważyła na dalszym losie Anity.
Kiedy Keith dawał koncert w Paryżu, ona znalazła najmłodszego syna Tara Jo Jo martwego w łóżeczku. Chłopczyk miał zaledwie 10 tygodni i zmarł na SIDS (tzw. nagła śmierć łóżeczkowa). Kobieta nigdy nie otrząsnęła się z tej tragedii. Jej czteroletnia córka wkrótce trafiła pod opiekę matki Keitha w Londynie. W 1979 r. Anita zabrała dziesięcioletniego Marlona i zamieszkała z nim w domu na Long Island w Nowym Jorku.
"Żyła jak dziwna podstarzała hipiska, którą sąsiedzi mieli za wiedźmę" - pisał Cohen. Sąsiedzi mieli się skarżyć na nocne śpiewy, a na podjeździe jej domu zaczęły się pojawiać martwe koty. Okoliczne dzieciaki opowiadały, że kobieta była brudna, a jej dom przypominał zapuszczoną melinę. Miała tam zapraszać młodych chłopców i proponować kokainę.
Anita była przed czterdziestką, kiedy związała się z 17-letnim Scottem Cantrellem. Chłopak był sierotą po samobójczej śmierci matki i przychodził do Pallenberg pomagać jej w domu. W końcu tam zamieszkał, co doprowadziło do kolejnej tragedii. Pewnego dnia zwłoki chłopaka zostały znalezione w łóżku Anity. W dłoni miał należący do niej pistolet. Policja postawiła kobiecie zarzut nielegalnego posiadania broni, ale skończyło się na grzywnie. Chłopak miał zginąć przez przypadek, bawiąc się w "rosyjską ruletkę".
Kiedy jeden z dziennikarzy zapytał Pallenberg, co poczuła, gdy chłopak zginął, odpowiedziała: "Nic. To jedna z zalet narkotyków i alkoholu. Nic się nie czuje". Pallenberg była specjalistką w tej dziedzinie. W 2016 r., udzielając jednego z ostatnich wywiadów w życiu, mówiła wprost, że nie spodziewała się, że dożyje do czterdziestki. Zmarła rok później z powodu wirusowego zapalenia wątroby typu C. Miała 75 lat.
Rich Cohen opisując jesień życia członków The Rolling Stones, przypomniał o niechlubnym zachowaniu Charliego Wattsa. Człowieka, który był całkowitym przeciwieństwem Jonesa czy Jaggera. Kiedy koledzy z zespołu sypiali z kilkoma dziewczynami naraz, on był wierny swojej żonie, którą poślubił w 1964 r., jeszcze przed zdobyciem światowej sławy. W trasach koncertowych nie wylewał za kołnierz, ale jako jedyny trzymał się z daleka od twardych narkotyków.
"Był metronomem zespołu. Uśmiechał się i trzymał rytm. Dopiero w wieku średnim, kiedy inni przestawiali się na chlebek kukurydziany i mrożoną herbatkę, Charlie flirtował z heroiną" - pisał Cohen.
- Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zrobić to tak późno, chociaż z perspektywy czasu wydaje mi się, że przechodziłem jakiś kryzys wieku średniego - mówił perkusista Stonesów o mrocznym etapie w swoim życiu, który nastąpił w latach 80. - Nigdy nie brałem cięższych narkotyków, kiedy byłem młodszy, ale wtedy powiedziałem sobie: "Chrzanić to. Teraz zacznę" - wyznał Watts, który zmarł w 2021 r. w wieku 80 lat krótko po operacji serca.
O tym, że Watts nie ganiał jak inni za spódniczkami, zapewniał w swoich wspomnieniach Bill Wyman. Basista Stonesów w książce Cohena został przedstawiony jako wiecznie niezaspokojony satyr, opowiadający w prasie o swoich podbojach.
- Dwa tygodnie temu w ciągu siedmiu dni spałem z dziewięcioma dziewczynami, ale nikt się o tym nie dowiedział - mówił Wyman w jednym z wywiadów. Po czym dodał, że kilka miesięcy wcześniej spał z czterema dziewczynami jednego dnia.
- Dla mnie to ciekawe tak spać z różnymi dziewczynami. Mówią, że to dodaje życiu smaczek – i tak jest, przynajmniej dla mnie - ciągnął basista. Wyman dodał, że nie wie, czy jest dobry w łóżku, ale "nikt nigdy nie narzekał i miał więcej dziewczyn niż inni Stonesi razem wzięci".
Wyman wspominał w książce Cohena noc w hotelu pod koniec lat 60., kiedy muzycy mieli przechwalać się liczbą dziewczyn, które przewinęły się przez ich łóżko. Wyman miał wtedy "trochę poniżej trzystu kobiet", Brian Jones doliczył się 135, Mick Jagger 32, Keith Richards sześciu, a Charlie Watts żadnej (nie licząc żony).
- Myślę, że seks to najzdrowsze, co może być. Po trzygodzinnym seksie z 22-latką wstaję tak naładowany energią, że mogę zrobić wszystko - mówił Wyman na stare lata. Ale muzyk gustował nie tylko w 22-latkach, a w o wiele młodszych dziewczynkach.
"Bill Wyman związał się z trzynastolatką. To skłonność stara jak rock and roll – Jerry Lee Lewis i jego nastoletnia wybranka, Chuck Berry i jego Słodziutka Szesnastka. Rock ma to w DNA: szybkie samochody i lolitki" - pisał Cohen, przypominając historię Billa Wymana i Mandy Smith.
Basista był na bankiecie po rozdaniu nagród w 1984 r., kiedy poznał siostry Smith. "Na pewno masz 20 lat" - powiedział do starszej Nicoli. Ona odparła, że ma 15, a jej siostra Mandy 13. Zamiast się wycofać, Wyman poszedł za ciosem.
"Mandy Smith chciała być modelką. Wyman załatwił jej spotkanie w agencji – powiedzieli, żeby wróciła za rok – a potem zapytał, czy może poznać jej mamę. Poszedł do jej domu z kwiatami i bombonierką. Dał Mandy całusa w przedpokoju, a potem zapytał mamę, czy może wziąć jej córkę Mandy na randkę. Bill i Mandy zaczęli się spotykać w tajemnicy, ale w końcu się wydało".
"To był koszmar" - wspominał po latach aferę, jaka wybuchła, gdy media nagłośniły jego romans z nastolatką. Wyman nie miał sobie nic do zarzucenia i twierdził, że opiekował się nią. Chciał, żeby skończyła szkołę i zarzekał się, że to nie przez niego zaczęła brać narkotyki. Mandy Smith została jego żoną w 1989 r., gdy miała 18 lat, a on 52. Do pierwszych kontaktów seksualnych dochodziło jednak już cztery lata wcześniej.
Małżeństwo szybko się rozpadło i w 1993 r. byli już po rozwodzie. W tym samym roku Stephen – 30-letni syn Billa z pierwszego małżeństwa - ożenił się z 46-letnią Patsy Smith, czyli matką Mandy. Przez to małżeństwo Bill, który dziś ma 85 lat, stał się teściem swojej byłej teściowej, ale także przybranym dziadkiem swojej byłej żony.
Jakub Zagalski, dziennikarz Wirtualnej Polski
W artykule wykorzystano fragmenty książki "To tylko rock’n’roll (Zawsze The Rolling Stones)" Richa Cohena (przekład: Adrian Stachowski), która ukaże się w Polsce 24 sierpnia nakładem Wydawnictwa Poznańskiego.