Większość z nas z nostalgią wspomina swoje dzieciństwo. Nawet jeśli nie było ono idealne, nawet jeżeli zdarzały się w jego ramach większe i mniejsze tragedie, i nawet jeśli wokół panowała bieda, szarość i beznadzieja peerelowskiej rzeczywistości. Pomimo tego wszystkiego, jako dzieci potrafiliśmy zachować radość życia i poznawania świata – przynajmniej większość z nas. Do tej większości należy niewątpliwie Marzi – bohaterka autobiograficznych komiksów Marzeny Sowy, ilustrowanych z duża dbałością o szczegóły przez Sylvaina Savoia. Autorka stworzyła niezwykle osobisty pamiętnik, w którym Polska lat 80. ubiegłego wieku, Polska pustych półek, kolejek w sklepach i reglamentacji podstawowych towarów, staje się tłem zwykłych i niezwykłych przeżyć wrażliwego dziecka. Choć tytułowa Marzi ma tylko kilka lat, zdążyła już sobie wyrobić zdanie na niemal każdy temat. Szczególnie krytycznie spogląda na schematy postępowania dorosłych, stereotypy towarzyskie, obyczajowe czy religijne. Kolejne krótkie historyjki ukazują
coraz ważniejsze doświadczenia bohaterki, kształtujące jej osobowość oraz poglądy na świat i ludzi. Jej bystry umysł nie zadowala się najprostszymi wytłumaczeniami, ale wciąż oddaje się dociekaniom, dlaczego dzieje się to, co się dzieje, z czego to wynika i czemu służy.
Być może opowieści o dzieciństwie Marzi tak chwytają za serce dlatego, że wielu z nas znajduje w nich część własnej historii i przypomina momenty zagubienia w niezrozumiałym świecie dorosłych? Zresztą trudne relacje bohaterki (a szerzej: dzieci) z dorosłymi są jednym z naczelnych tematów albumu Hałasy dużych miast. Marzi widzi mur braku zrozumienia i cierpi z tego powodu. Jej stan ducha doskonale ilustruje refleksja: „Dzieci nie mają wyjścia. Muszą się wysilać, by zrozumieć dorosłych. W końcu one również kiedyś dorosną. A dorośli pewnie już zapomnieli, że sami też kiedyś byli dziećmi i nic nie rozumieli. A teraz nawet nie próbują z nami rozmawiać”. Mała bohaterka musi więc borykać się z obojętnością wyniosłej pani uczącej ją baletu, czy zamkniętych we własnym świecie starszych kobiet w miasteczku, gdzie spędza ferie. Ale przede wszystkim, musi na co dzień znosić często bolesne zachowania swoich rodziców, którzy ignorują jej niepokoje i lęki, czy też poczucie bycia gorszą od rówieśniczek posiadających
ładniejsze zabawki. Albo którzy opowiadają publicznie o jej wstydliwych sprawach. Szczególnie tragiczne dla niej są momenty, gdy z błahego powodu jej matka wpada w histerię i twierdzi, że Marzi jest dla niej karą boską.
W wizji Marzeny Sowy największym problemem – być może specyficznie polskim, a może uniwersalnym – jest absolutnie protekcjonalny stosunek rodziców do własnych dzieci. Rodzice ci, owszem, swoje dzieci kochają, ba, nawet poświęcają się dla nich. Ciężko pracują i są gotowi na wiele wyrzeczeń, które pomogą ich potomstwu w tych najbardziej praktycznych sferach życia. Ale ze swoimi dziećmi nie rozmawiają (bo nie uważają ich za partnerów godnych rozmowy), bagatelizują ich przeżycia i problemy (bo sądzą, że dzieci nie mogą mieć prawdziwych problemów), nie tłumaczą zasad funkcjonowania świata (bo są przekonani, że dzieci i tak nie zrozumieją), uważają je za zbyt głupie i nierozgarnięte, i – ogólnie rzecz biorąc – nie traktują ich poważnie. Cóż pozostaje więc małemu człowiekowi w obcym świecie dorosłych? Pozostaje samotność, wyobcowanie, żal i tęsknota. Odczucia, które zresztą w dzieciństwie często pozostają nieuświadomione, a stają się wyraźnie widoczne dopiero z perspektywy czasu i kolejnych życiowych
doświadczeń. I które potrafią zatruć człowiekowi dalsze życie. Poruszający komiks Marzeny Sowy przypomina nam o tym i apeluje, abyśmy jako dorośli otworzyli się na dzieci. Na te dzieci wokół nas i na to dziecko, które nosimy w sobie.