Philip K. Dick nie pisał jedynie utworów science fiction, próbując swoich sił w prozie realistycznej, czego dowodem jest powieść Humpty Dumpty w Oakland. Jej głównymi bohaterami są dwaj mężczyźni, które dotychczasowe życie poświęcili samochodom i nie pałają do siebie przesadną sympatią. Akcja powieści dzieje się w Kalifornii, aczkolwiek mogła wydarzyć się w jakimkolwiek innym, amerykańskim stanie. Jim Ferguson jest starzejącym się właścicielem warsztatu, który wynajmuje swój plac Alowi Millerowi. Dzierżawca jest nieudolnym sprzedawcą używanych aut, mrukliwym neurotykiem, spędzającym mnóstwo czasu na świeżym powietrzu, którego tak naprawdę utrzymuje żona. Ferguson w gruncie rzeczy nim gardzi, również z trudem znosząc towarzystwo swojej niepracującej zawodowo żony – domorosłej intelektualistce pochodzącej z Grecji, która za wszelką cenę usiłuje poprawić mu humor. Pewnego dnia jego warsztat odwiedza stały klient, właściciel stylowego cadillaca, wydawca płytowy i człowiek interesu o wątpliwej w mieście
reputacji – Chris Herman. Obaj niezadowoleni ze swojego życia mężczyźni wierzą po spotkaniu z Hermanem, że są w staniu odmienić swój los. Od tego momentu dość senna i prozaiczna narracja nabiera tempa. Nie brakuje ciekawych postaci pokroju nałogowego czytelnika fantastyki naukowej, zwykłych kłamstw, napadów paranoi, kłopotów sercowych, pogrzebów, fobii i uprzedzeń rasowych, aby zachęcony rozwojem akcji czytelnik, pod koniec został uraczony dość rozczarowującym zakończeniem.
Jak zatem oceniam realistyczną kreację mistrza fantastyki? Raczej dobrze, chociaż trudno doszukiwać się w mojej ocenie przesadnego entuzjazmu. Powieść zwraca uwagę portretami psychologicznymi wiarygodnie osadzonymi w amerykańskiej rzeczywistości lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. Nie jestem jednak pewien, czy większość czytelników przebrnie przez mało zachęcający początek oraz zadowoli się dość naciąganą końcówką, w której zawarty jest morał odnoszący się do tytułu utworu. Anglojęzyczne określenie Humpty Dumpty jest odpowiednikiem polskiej „wańki-wstańki”. Co zatem powinieneś zrobić, jeśli upadniesz? Przede wszystkim powstać.