Jeśli wierzyć okładce, bohaterami Zastygłego życia są policjant i lekarka. W życiu prywatnym są parą, można się zatem spodziewać, że ich kompetencje zawodowe dopełniają się w pewien sposób, naprowadzając śledztwa na właściwe tropy. Może dzieje się tak w innych tomach napisanych przez Karin Wahlberg, chociaż po cichu w to wątpię. Zagłębiając się w Zastygłe życie trzeba przygotować się na zastygnięcie akcji, i to na jakieś dziewięć dziesiątych książki. Poznamy całe mnóstwo postaci zaludniających powieściowe małe miasteczko, ale o żadnej z nich nie da się powiedzieć, że jest postacią pierwszoplanową. Dla autorki każda z osób występujących w książce jest tak samo ważna, wiec trzeba ja opisać z przytłaczającą masą detali, w stylu wścibskiej sąsiadki, której przy okazji pożyczenia cukru udało się obejrzeć cudze meble w salonie. Mamy zatem niby-dokument obyczajowy, mówiący tyleż o codziennym życiu szwedzkiej prowincji, co „Klan” albo „M jak miłość” o Polakach, a zagadki kryminalnej z prawdziwego
zdarzenia ani śladu. To znaczy, owszem, na początku pojawia się ciało młodej studentki pielęgniarstwa, która najprawdopodobniej wyjechała rowerem z akademika, a po paru dniach znaleziono ją uduszoną (a rower zniknął bez wieści). Bezbarwni policjanci prowadzą ślamazarne śledztwo w sprawie bezbarwnej dziewczyny spotykającej się ze ślamazarnym chłopakiem i piszącej całe tomy nudnych pamiętników, w których bohaterowie nie mają imion. A czarny rower z brązowym siodełkiem wciąż się nie odnajduje. No cóż, nikt nie obiecywał policjantom, ze będzie łatwo. A ja nie mogę obiecać czytelnikom, że będzie interesująco, choć chyba tak właśnie w prawdziwym życiu wygląda rutynowa, policyjna robota: mozół przesłuchań, prowadzonych przez zmęczonych facetów, zaprzątniętych myślami o bolącym kręgosłupie i urodzinowym prezencie dla pasierbicy. W końcu policja odniesie sukces, co jednak bardziej, niż błyskotliwemu dochodzeniu, zawdzięczać będzie można „zmęczeniu materiału” – jeden z podejrzanych przyzna się raczej dla świętego
spokoju, żeby mieć już to wszystko za sobą. A poza tym powieść zbliżała się już do pięćsetnej pięćdziesiątej strony…
Uważam, że Zastygłe życie to całkiem niezła odtrutka dla czytelników, których znużyli już nadmiernie wyrafinowani geniusze zbrodni i dedukcji spod znaku Deavera , pościgi i strzelanki. Jeśli do tego lubią telewizyjne seriale i „bohaterów z sąsiedztwa”, to powieść Karin Wahlberg mogę im szczerze polecić.