Wyrwali jej wszystkie zęby, wpędzili 50 razy w śpiączkę. Na tym polegało "leczenie"
"Instytucja szpitala psychiatrycznego znalazła się w najgłębszym kryzysie w całych swych zmiennych dziejach" – pisze Lisa Appignanesi na kartach książki "Szalone, złe i smutne. Kobiety i psychiatrzy". Nie ma wcale na myśli XIX wieku i samych początków psychiatrii. Najgorzej jej zdaniem było w połowie XX stulecia. Na dowód autorka przytacza między innymi straszną historię Marthy Hurwitz.
Tekst stanowi fragment książki Lisy Appignanesi "Szalone, złe i smutne. Kobiety i psychiatrzy" (Marginesy 2021)
Opowieść zaczyna się w pierwszej połowie XX wieku; bohaterem jest Henry Cotton, dyrektor szpitala stanowego w Trenton w New Jersey.
Kierując się nową teorią naukową, według której źródłem psychozy była "sepsa skoncentrowana", czyli przewlekła kumulacja ropy zatruwającej mózg, Cotton przeprowadzał koszmarne operacje migdałków, żołądka, okrężnicy i macicy pacjentów. Usuwał im także zęby. Okaleczył i zabił tysiące ludzi.
"Gadatliwa i niespokojna"
Jedną z pacjentek w Trenton była niejaka Martha Hurwitz. Jej przypadek, zapisany w szpitalnych aktach, to historia tragicznego losu kobiety, która na przestrzeni pięćdziesięciu lat doświadczyła na własnej skórze wszelkich mód terapeutycznych.
Urodziła się w Rosji w 1902 roku. Była uboga, ale inteligentna. Znała trzy języki. Kiedy porzucił ją mąż, hazardzista i pijak, wpadła w depresję. Czasami miewała napady agresji. Jej rodzice – żydowscy imigranci ze Starego Świata – traktowali to po prostu jako niepokojące zachowanie, nieprzystające kobiecie.
Po krótkim pobycie w prywatnym szpitalu psychiatrycznym stan Marthy Hurwitz nieco się poprawił. Kiedy jednak złamała kostkę, stała się "gadatliwa i niespokojna", aż wreszcie rodzice umieścili ją w Trenton. Tam zdiagnozowano "septyczną psychozę schizofreniczną". Wśród metod terapeutycznych znalazły się szczepionka na tyfus, usunięcie migdałków oraz ekstrakcja kilku zębów.
"Stała się agresywna"
Po paru miesiącach Hurwitz wypisano, ale wróciła do szpitala pod koniec lata 1929 roku, "nerwowa i nadpobudliwa", a także przygnębiona, gdyż złamała nogę. Z powodu panicznego lęku przed kolejnym pobytem w szpitalu stała się "agresywna". Postawiono tę samą diagnozę, wyrwano jej pozostałe zęby.
Z akt wynika, że zachowywała się "racjonalnie", ale zarazem "stawiała opór i była nieposłuszna", co uznano za przejaw patologii. Zastosowano dwadzieścia irygacji okrężnicy, a następnie "chirurgiczną bakteriologię" (Ta ostatnia metoda polegała na nakłuwaniu zatok w poszukiwaniu sepsy oraz usunięciu części okrężnicy).
Brutalna terapia złamała opór Hurwitz. Pół roku później, w pełni uspokojona, wróciła do domu. "Wyleczenie" trwało prawie dwa lata. 4 kwietnia 1931 roku znowu trafiła do szpitala. Wypisano ją dopiero pięć lat później. Po krótkiej remisji ponownie znalazła się w Trenton, tym razem już na zawsze.
Pięćdziesiąt śpiączek, zatruta krew
W następnych latach pięćdziesiąt razy wywołano u niej wstrząs insulinowy. Traktowała to jako karę za to, że dobrze się czuje i inni nie potrafią jej tego darować; w aktach zapisano: "Ludzie rzekomo zazdroszczą jej dobrego zdrowia, dają jej więc zastrzyki, żeby się źle poczuła".
Jej "beznamiętny ton" i prawie zupełna niemota sprawiły, że postanowiono zastosować terapię gorączkową, czyli wstrzykiwanie krwi skażonej malarią. W 1949 roku zaczęto elektrowstrząsy.
Choroba Marthy nabrała przewlekłego charakteru. Żadna terapia nie przynosiła wyraźnej poprawy. We wrześniu 1951 roku jej stan "ogromnie się pogorszył" – mimo to nie została skierowana na lobotomię.
Siedemdziesięciokrotna dawka
W 1955 roku jej umysł był w zupełnej rozsypce. Twierdziła, że przyszła na świat w szpitalu psychiatrycznym. Nadal się jednak buntowała, toteż dostała nowy lek przeciwpsychotyczny, rezerpinę, i to w podwójnej dawce. Dawkę zresztą szybko zwiększano; w listopadzie przekraczała ona zalecany poziom siedemdziesięciokrotnie.
Mimo to psychoza nie ustąpiła; w 1956 roku Marthę wybrano do testów nowego lekarstwa, chloropromazyny. Pół roku później znów dostawała rezerpinę.
Szpital psychiatryczny w Owińskach. Opuszczone miejsce o przerażającej historii
Pięćdziesiąt cztery lata na łasce psychiatrów
Na początku lat osiemdziesiątych była "zupełnie wypaloną, starą kobietą pogrążoną w demencji, która jakimś cudem na przestrzeni pięciu dekad zamknięcia w szpitalu przetrwała zabiegi chirurgiczne, wyrwanie wszystkich zębów, usunięcie migdałków, śpiączki insulinowe, elektrowstrząsy, przedawkowanie leków".
Właśnie wtedy odpowiednie władze postanowiły, że Martha Hurwitz powinna zostać zwolniona ze szpitala, by mogła powrócić na łono wspólnoty – choć przecież nie należała do niej od 1938 roku. Jednak zanim ją wypisano, przewróciła się i złamała biodro. Potem wdało się zapalenie płuc i Hurwitz zmarła 7 maja 1982 roku, pięćdziesiąt cztery lata po tym, jak pierwszy raz trafiła do szpitala.
Lisa Appignanesi – brytyjsko-kanadyjska pisarka i popularyzatorka nauki urodzona w Łodzi. Autorka wielu książek w tym wydanej w Polsce