Tragiczne dzieciństwo jednej z polskich poetek. Nie pozwolono jej pójść na pogrzeb matki
Kazimiera Iłłakowiczówna była nie tylko jedną z najwybitniejszych polskich poetek XX wieku, ale również poliglotką i znakomitą tłumaczką. Sukces jaki osiągnęła, jest tym bardziej imponujący, jeżeli weźmiemy pod uwagę pasmo tragedii, które spotkały ją w pierwszych latach życia.
Według metryki chrztu Kazimiera Iłłakowiczówna urodziła się 6 sierpnia 1892 roku w Wilnie. Ta data budzi jednak spore wątpliwości.
Owoc zakazanej miłości
Jak czytamy w książce Sławomira Kopra pt. "Zapomniane Kresy. Ostatnie polskie lata", poetka była: "[…] nieprawą córką wileńskiego adwokata Klemensa Zana (syna Tomasza, przyjaciela Mickiewicza) i skromnej nauczycielki Barbary Iłłakowiczówny. Rodzice poznali się, gdy Klemens był już żonaty (miał troje dzieci), co nie przeszkodziło mu w wielkiej miłości".
Na świat przyszły dwie dziewczynki – Barbara i Kazimiera – które ojciec podobno zamierzał oficjalnie uznać. Ponoć planował też poślubienie ich matki, nie wiadomo jednak, dlaczego zwlekał z ostateczną decyzją.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jakub Żulczyk o aktywności w mediach społecznościowych: "Mam z tego powodu różne przygody"
Co prawda w zaborze rosyjskim nie istniały rozwody cywilne, ale przecież zawsze można było zmienić wyznanie. Nie pociągało to za sobą zbyt wielkich kosztów, a zresztą Zan był dobrze sytuowanym człowiekiem.
Ojciec Iłłakowiczówny nigdy jednak nie zdecydował się na taki krok. Być może – jak sugeruje Sławomir Koper – jego żona "wiedziała o wszystkim i zbytnio nie protestowała przeciwko obecności innej kobiety w życiu męża", a może po prostu zabrakło czasu.
Tajemnicza śmierć ojca
Zan zginął w tajemniczych okolicznościach 10 kwietnia 1889 roku. Jego córka Kazimiera nie mogła więc urodzić się trzy lata później. Według listu wysłanego w latach 70. XX wieku do poetki przez jej przyrodnią siostrę Julię Zan, niedługo przed śmiercią: "[…] ojciec nadmieniał kilkakrotnie, że czuje się śledzony, że od paru tygodni jakiś typ snuje się za nim, że go to niepokoi i denerwuje. A że właśnie wybierał się do Grodna, chciał mieć towarzysza w drodze i zaproponował bratu mojej Matki, by z nim jechał, ale Wuj czemuś się nie zgłosił".
Katastrofa nastąpiła w powrotnej drodze z Grodna. Ojciec jechał sam w przedziale I klasy. Jak następnie ustalono – spał. Gdy pociąg wjechał w tunel (na drodze do Wilna), pasażerowie usłyszeli szereg wystrzałów. Kilka kul utknęło w oparciu kanapy. Według opinii badających tę smutną sprawę, było to bezwzględnie morderstwo. Zabójca został nasłany przez gubernatora-generała Klinkenberga.
Autor książki "Zapomniane Kresy" dodaje, że według innej wersji przyczynę morderstwa stanowiła praktyka adwokacka Zana. Na krótko przed śmiercią ojciec Kazimiery miał bowiem przyjąć sprawę robotnicy kolejowej, którą zgwałcił i pobił syn wileńskiego oberpolicmajstra.
Z kolei oficjalna wersja wydarzeń zamieszczona w ówczesnej prasie mówiła o tym, że prawnik zginął z własnej ręki. A przyczynę targnięcia się na życie przypisywano "anormalnemu stanowi umysłu zmarłego, co zresztą w rodzinie Zanów było dziedzicznym: na rozstrój umysłowy cierpiał ojciec zabitego, brat zaś jego jest od lat kilku na kuracji w szpitalu obłąkanych w Paryżu".
Bieda i śmierć matki
Jakkolwiek wyglądała prawda, przedwczesna śmierć Klemensa sprawiła, że Barbara Iłłakowiczówna i jej dwie córki znalazły się w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Kazimiera dopiero jako nastolatka dowiedziała się, kto był jej ojcem. Potem wspominała:
"Nigdy nie zapomnę bębnienia deszczu i gradu po blachach dachu. […] Byłyśmy biedne i mama nie miała śniegowców. Nogi jej przemakały i przemakały. Aż wreszcie zarobiła dosyć, żeby te śniegowce kupić. Wyszła w wiatr, śnieg, zawieję. Wróciła chora. I już nigdy nie wyzdrowiała".
Barbara zmarła na gruźlicę w 1893 roku, miała wtedy zaledwie 28 lat. Sławomir Koper podkreśla, że "córki nawet nie wzięły udziału w pogrzebie. Rodzina zadbała, by na światło dzienne nie wyszedł fakt, że nauczycielka miała nieślubne dzieci. W efekcie dziewczynki nie mogły pożegnać matki na cmentarzu".
Pod opieką krewnych
Po tym jak dziewczynki zostały sierotami, zmieniono im metryki urodzenia i rozdzielono. Starsza z sióstr trafiła do rodziny Wołków w Warszawa, Kazimierę przygarnął zaś brat matki, Jakub. Mieszkający w Dyneburgu oficer carskiej armii okazał się jednak marnym opiekunem, podobnie jak jego żona. Zgodnie z tym co podaje autor "Zapomnianych Kresów":
"Oboje nie interesowali się przybraną córką, zrzucając obowiązki wychowawcze na ordynansa. Ostatecznie mocno zaniedbaną dziewczynkę wzięła na wychowanie zamożna Zofia Buyno pochodząca z rodziny Platerów-Zyberków. Nie miała własnych dzieci i pozostawała z mężem w separacji. To właśnie ją przyszła poetka miała uważać za swoją przybraną matkę".
Po kilku latach Buyno sprowadziła do siebie również Barbarę. Starsza siostra nie była jednak zadowolona z takiej zmiany. Zdążyła już bowiem zadomowić się w Warszawie. Co gorsza opiekunka chciała mieć pełną kontrolę nad swoimi wychowankami.
Oczekiwała na przykład, że dziewczyny będą jej dokładnie powtarzać swoje rozmowy. Dla Barbary było to nie do pomyślenia. Później z goryczą wspominała:
"Odgrodziło mnie to gruntownie od Kazi. Nie byłam przecież dzieckiem zepsutym ani zdeprawowanym. Jak się Kazi z czegoś zwierzałam, przypominało mi się, że ona zaraz powtórzy to pani Zofii, i ta myśl zamykała mi usta".
Należy jednak podkreślić, że mimo surowego wychowania Zofia Buyno zadbała o przyszłość obu dziewczynek. Zapewniła im bowiem staranne wykształcenie, co w znacznej mierze zdecydowało o ich dalszych losach.
Daniel Musiał – absolwent historii. Interesuje się głównie XIX wiekiem oraz II wojną światową.