Skandal na pogrzebie Bolesława Leśmiana. Żona pisarza nie spodziewała się takiego poniżenia ze strony kochanki
Życiorys Bolesława Leśmiana to nie tylko wybitnie literackie osiągnięcia, ale też bulwersujące szczegóły ze sfery prywatnej. Zagłębiając się w biografię autora "Sadu rozstajnego", można odkryć fakty tak niesmaczne, jak całowanie zwłok mężczyzny przez kochankę na oczach żony czy pełna dramatyzmu walka o miejsce w karawanie.
Bolesław Leśmian zmarł 5 listopada 1937 roku. Przyczyną śmierci były pogłębiająca się choroba serca i zawał.
Stan zdrowia pisarza pogarszał się już od początku lat 30. Bardzo możliwe, że przedwczesny zgon autora "W malinowym chruśniaku" przyspieszyła również zaniedbana gruźlica. W samej przyczynie śmierci Leśmiana nie ma w każdym razie nic kontrowersyjnego. Tego samego nie można powiedzieć o okolicznościach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Audiobooki, od których się nie oderwiecie. Masa superprodukcji
Czy wzywać kochankę?
Jak pisze Sławomir Koper w swojej książce "Nieznane losy autorów lektur szkolnych. Wstydliwe tajemnice mistrzów pióra", na chwilę przed zgonem Leśmiana jego żona Zofia zastanawiała się, czy sytuacja jest już na tyle poważna, że powinna zawiadomić… kochankę męża, Dorę Lebenthal:
5 listopada (…) poeta od rana czuł się źle, żona obawiała się najgorszego. Zapytała męża, czy ma wezwać Dorę, by mógł się z nią pożegnać. Leśmian odmówił, nie sądził, że to już koniec.
Jak to możliwe, że w ogóle doszło do tak kuriozalnej sytuacji? Kim była Dora i z jakiego powodu pomyślano o niej w przejmującym momencie?
Poeta poznał tę dermatolożkę w 1917 roku i całkowicie stracił dla niej głowę. Choć myślał nawet o rozwodzie, nigdy do niego nie doszło i Bolesław Leśmian zaczął prowadzić podwójne życie. Wreszcie jego romans stał się sprawą całkowicie jawną – także dla prawowitej małżonki.
Finansowy skandal
Trzeba przyznać, że Dora była gotowa do wielkich poświęceń, także finansowych, dla ukochanego. W książce Sławomira Kopra czytamy o tym, że prowadzący kancelarię notarialną artysta wykazał się wyjątkową niefrasobliwością, która niemal doprowadziła do jego aresztowania:
Leśmian podpisywał dokumenty bez czytania, "bezgranicznie wierząc swojemu zastępcy". W efekcie, w 1929 roku kontrola skarbowa wykazała ogromne braki w kasie notariatu, a zaległości sięgały dziesiątków tysięcy złotych (…). Okazało się bowiem, że zastępca Leśmiana, dependent Władysław Adamowicz, przez kilka lat nie odprowadzał należnych opłat do Skarbu Państwa.
Nikt wcześniej tego nie zauważył – nie wiadomo, czy Adamowicz miał wspólników, czy po prostu był sprawnym oszustem. Nikogo też nie zastanowił jego hulaszczy tryb życia znacznie przekraczający możliwości finansowe dependenta.
Pan Bolesław ponosił za ten proceder odpowiedzialność karną (był przecież urzędnikiem państwowym) i skarbową (musiał zwrócić skradzioną kwotę). Groziła mu nie tylko ruina finansowa, lecz także wieloletnie więzienie.
By ratować poetę, Dora pozbyła się wygodnego mieszkania wraz z obrazami. Zmiana adresu stanowiła dla niej podwójny problem – od tego momentu pacjentkom trudniej było ją odszukać.
Jak podaje autor "Nieznanych losów autorów lektur szkolnych", kobieta sprzedała w celu ratowania kochanka także posiadłość w Mławie. Dora pozbyła się swoich nieruchomości; jej kochanek nie musiał się uciekać do tak dramatycznych kroków. Do "zrzutki" dołączyli się bowiem także przyjaciele.
Głębokość i szczerość uczuć Dory nie ulegają wątpliwości. Wróćmy jednak do nieszczęsnego pogrzebu.
Ostatnie pożegnanie
Według relacji rodziny Bolesław Leśmian był ubrany do trumny bardzo elegancko, bo w smoking. Poza tym wręcz tonął w kwiatach mimozy. Co mniej estetyczne, z ust poety sączyła się żółta ciecz. Mimo tego Dora nie czuła obrzydzenia przed uklęknięciem tuż obok i pocałowaniem twórcy wprost w wargi.
Jak wyjaśnia Jarosław Marek Rymkiewicz w książce "Leśmian. Encyklopedia", takie zachowanie na oczach prawowitej żony nie było wcale źródłem największej kontrowersji.
Kiedy ciało przewożono z kościoła na Powązki, na placu Trzech Krzyży doszło do małego zamieszania, nawet czegoś w rodzaju skandalu. Zajście to opisała potem przyjaciółka rodziny Leśmianów, mecenas Helena Wiewiórska.
Stała ona z Zofią Leśmianową i jej córkami przed kościołem i – jak pisała – "gdy podjechał karawan", chciała wsiąść do niego: "Zofia, Lusia i Dunia oraz ja chciałyśmy wejść do środka". Przy karawanie pojawiła się jednak Dora (…), która "wtargnęła bardzo energicznie", "despotycznym ruchem" odsunęła żonę oraz córki poety i – weszła sama do karawanu.
Dora nie pozwoliła zatem żonie Leśmiana i jego dwóm córkom towarzyszyć mu w ostatniej drodze. Twierdziła, że tylko ona jedna ma prawo znajdować się u boku ukochanego w tak ważnym momencie.