Dlaczego Fryderyk Chopin kazał sobie po śmierci wyciąć serce? Wcale nie chodziło o miłość do ojczyzny
Kilka godzin przed zgonem, nie mogący już wykrztusić pełnego zdania Fryderyk Chopin nagryzmolił na kartce prośbę. Błagał zebranych przy jego łożu, aby po tym, jak wyzionie ducha, wycięto mu serce. Wbrew obiegowej opinii wcale nie chodziło tylko o to, aby narząd wrócił nad Wisłę.
Fryderyk Chopin w chwili śmierci miał zaledwie 39 lat. Od dziecka był chorowity. Z czasem zaś zaczął go męczyć chroniczny kaszel wraz z krwiopluciem. Przyczyną dolegliwości była najprawdopodobniej gruźlica, chociaż pojawiają się również inne hipotezy.
Pod opieką siostry
Stan wybitnego kompozytora drastycznie pogorszył się latem 1849 roku. Ostanie tygodnie życia Fryderyk Chopin spędził pod czułą opieką siostry Ludwiki. Kobieta – zaalarmowana tonem listów otrzymanych od brata – przybyła w sierpniu nad Sekwanę. Towarzyszyli jej mąż oraz córka.
Mimo znacznego osłabienia i powtarzających się ataków Chopin jeszcze pod koniec tego miesiąca miał nadzieję, że gdy nieco się podkuruje, będzie mógł wyjechać z Paryża i spędzić zimę na południu Francji. Najbliżsi zdawali sobie jednak sprawę, że stan pacjenta jest beznadziejny.
Powolna i bolesna agonia
Choroba nieubłaganie wysysała resztki sił z kompozytora. Na przełomie września i października Fryderyk Chopin nie był już w stanie opuszczać apartamentu wynajmowanego przy Place Vendôme nr 12. Jak pisał biograf pianisty Ferdynand Hoesick, ten zrozumiał wreszcie, że "jest stracony".
Nie pomagało mu słońce, które prawie przez cały dzień świeciło w okna; nie pomagał widok nowego mieszkania, które kończono meblować przy nim; nie pomagały lekarstwa dr. Cruveilhier, który go teraz odwiedzał stale; nie pomagała czuła opieka siostry, dniem i nocą czuwającej przy łożu. Kaszel stawał się coraz częstszy i dokuczliwszy, a oddech — coraz trudniejszy.
Raz po raz przychodziły duszności, połączone z uderzeniami krwi do głowy, a nogi puchły coraz bardziej. Zdarzały się chwile, w których biedny chory, nie mogąc zaczerpnąć powietrza, męczył się tak okropnie, że serce krajało się w obecnych.
Widmo śmierci
W kolejnych dniach dolegliwości się nasilały: "chory jęczał ciężko, dusił się, mdlał". Już 12 października opiekujący się nim lekarz Jean Cruveilhier był przekonany, że to koniec, ale Chopin przeżył noc. Jego dni były jednak policzone. Wieczorem 15 października stan chorego gwałtownie się pogorszył:
Dostał chrypki, sprowadzającej prawie całkowitą utratę głosu; nadto dawał się zauważyć zanik przytomności; cierpiąc okropnie, Fryderyk zdawał się nie poznawać tych nawet, co go otaczali. Każdej chwili spodziewano się katastrofy. I tak przeszła cała noc, najgorsza ze wszystkich dotychczasowych.
W dzień nastąpiła poprawa, która pozwoliła kompozytorowi wydać dyspozycje w kwestii paryskiego pogrzebu. Zdając sobie sprawę z tego, że Rosjanie nie pozwolą na pochówek w Warszawie, poprosił również siostrę, aby przynajmniej jego serce wróciło nad Wisłę.
"Każcie otworzyć me ciało, by mnie nie pochowano żywym."
Wycięcie organu nie było bynajmniej podyktowane samą miłością do ojczyzny. Motywował je również… strach przed pogrzebaniem żywcem. Jak podkreśla Adam Węgłowski w książce Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie:
Gdyby Chopin nie był martwy, lecz tylko pogrążony w letargu, skalpel chirurga podczas wykonywanej sekcji wyjaśniłby sprawę.
O tym, że artysta faktycznie obawiał się przedwczesnego stwierdzenia zgonu i przebudzenia w trumnie, świadczą słowa nagryzmolone przez niego na kilka godzin przed śmiercią. W nocy 16 października nadszedł bowiem kolejny atak.
Chopin znów stracił głos, ale drżącą ręką zdołał jeszcze skreślić niewyraźnym pismem zdanie: "Kiedy ten kaszel mnie zadusi, zaklinam Was, każcie otworzyć me ciało, by mnie nie pochowano żywym". Potem, jak pisał Hoesick:
Około godziny drugiej zaczęło się konanie. Zimny pot obficie spływał po czole umierającego, głowa mu zwisła bezwładnie, i tylko piersi pracowały ciężko. W końcu przyszedł nowy atak duszności, który już miał być ostatnim; konający, dusząc się, pociemniał na twarzy: raz po raz zdawało się wszystkim, że już się kończy jego męczarnia, że za chwilę przestanie jęczeć.
Ostatnie słowo Chopina
Trwało to około godziny. Gdy wszystkim wydawało się, że męczarnie pianisty wreszcie dobiegły końca, doktor Cruveilhier:
(…) wziął zapaloną świecę, prawie nią dotknął się poczerniałej twarzy artysty, a przypatrzywszy mu się uważnie, oświadczył zgromadzonym, że zmysły i mózg już przestały działać.
Był jednak w błędzie. Gdy zapytał, czy kompozytor bardzo cierpi, ten ku zaskoczeniu wszystkich odpowiedział wyraźnie "Plus". Fryderyk Chopin żył jeszcze kilkadziesiąt minut. Zgon stwierdzono dopiero między godziną 3 a 4 nad ranem.
Zgodnie z ostatnią wolą umierającego doktor Cruveilhier przeprowadził sekcję zwłok. Wycięte serce zostało włożone do słoja i zalane alkoholem. W styczniu 1850 roku Ludwika przemyciła je do Warszawy. Ciało Chopina spoczęło zaś 30 października 1849 roku na cmentarzu Père-Lachaise.
Rafał Kuzak – historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski, mitów i przekłamań. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej. Zajmuje się również fotoedycją książek historycznych, przygotowywaniem indeksów i weryfikacją merytoryczną publikacji.